Już trzeci dzień trwa ogólnopolska bitwa o hashtag „Silni razem”, który przygarnęła - a może i animowała od początku - Platforma Obywatelska. Sprawa ważna, bo hashtag jest w znacznej mierze hejterski, a partia Grzegorza Schetyna znów głosi miłość do całego świata. Jest więc w jakiejś mierze zrozumiałe, że Prawo i Sprawiedliwość stara się wykazać hipokryzję swojego rywala. Zapewne stara się również zyskać przewagę psychologiczną i nie pozwolić opozycji w nowej formule, z Małgorzatą Kidawą-Błońską jako twarzą, rozwinąć skrzydeł.
To powiedziawszy, trzeba powiedzieć jasno: jest to sprawa, której na pewno więcej niż połowa wyborców nie rozumie (zaryzykowałbym nawet, że więcej). Już słowo „hejt” jest poważną barierą, a cóż dopiero „hashtag”! Do tego jeszcze tajemnicze „trolle”, znacznej części Polaków kojarzące się zapewne z jakimiś brzydkimi krasnalami. Bo prawda jest taka, że by żyć sprawa mediów społecznościowych, zwłaszcza mocno politycznym twitterem, trzeba mieć w sobie wielką pasję do polityki, ale przede wszystkim naprawdę dużo wolnego czasu. Jeśli ktoś sądzi, że są tam wyborcy, którzy rozstrzygną o wyniku wyborów, a więc tacy, których można przekonać albo mocno zmobilizować, to ulega niebezpiecznemu złudzeniu. To są w ogromnej większości tzw. bańki, w sumie dość zamknięte grupy utwierdzające się w poglądach już głoszonych. Owszem, ma to zapewne jakieś przełożenie - w postaci echa - na resztę społeczeństwa, ale jest to przełożenie minimalne.
W tym czasie, gdy PiS dzielnie walczy o hashtag, Platforma po pierwsze konsekwentnie ruszyła w kraj, a po drugie, punktowo i precyzyjnie podjęła walkę o głosy przedsiębiorców, dzień pod dniu przekonując ich, że PiS zagraża ludziom prowadzącym własne firmy, zwłaszcza nieduże, takie, w których nawet niewielkie podwyżki podatków i opłat decydują o byciu nad lub pod wodą. PiS zaprzeczyło raz i drugi, po czym w tej sprawie dość tajemniczo zamilkło, zajęte sprawą hashtagu. Powtarzam: może ten hashtag to rzecz realnie ważna (choć wątpię), ale na pewno nie powinna mieć rangi sprawy numer jeden w agendzie obozu walczącego o 45 proc. głosów. 45 procent!
Już to kiedyś napisałem: kto zlekceważy internet, w tym twitter, przegra. Ale przegra również ten, kto uzna, że twitter i jego specyficzne problemy to cały świat. To jest droga donikąd. Nie dlatego PiS wygrywało, że walczyło o hashtagi lub z hashtagami, ale dlatego, że mówiło do zwykłych Polaków o ważnych dla nich sprawach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/464397-trzy-dni-bitwy-o-hashtag-to-juz-niebezpieczna-przesada