Jarosław Kaczyński kilka lat temu zadeklarował, że chce Budapesztu nad Wisłą. Po wizycie w Budapeszcie wiem, jak bardzo tego Polsce nie życzę
– pisze Tomasz Lis we wstępniaku do tygodnika „Newsweek”.
Lis chwali się podróżami do Moskwy i Stambułu, a także odwiedzinami w Budapeszcie za czasów PRL. Pisze, że zawsze kochał stolicę Węgier, ale dzisiaj ma wątpliwości.
Gdy bratankowie z entuzjazmem poparli Viktora Orbana, zastanawiałem się, jaki tak naprawdę jest naród, który głosuje za rządami dyktatora, za systemem w praktyce jednopartyjnym i państwem de facto autorytarnym
– czytamy.
Redaktor naczelny „Newsweeka” narzeka na postawę Węgrów, którzy nie chcą na siłę pozbawić Orbana władzy.
Jadąc na Węgry, spodziewałem się spotkać ludzi płaczących nad utratą wolności i nad skarlałą demokracją. Takich rok temu spotkałem w Stambule, przy czym Turcy mieli wciąż żar i pragnienie walki o normalność. W Budapeszcie żadnego żaru nie widziałem. Nie ma też smutku. Jest obojętność. Nie ma desperacji, jest spokojna uległość, nie ma poczucia straty, jest rezygnacja. Nieznośna zwykłość życia
– przekonuje Lis.
Nikt tu nikogo nie zamyka. (…) Nie ma tu żadnych represji. Jest rządząca partia z 60-procentowym poparciem, jest rachityczna opozycja i brak jakiejkolwiek nadziei, że może się to zmienić
– czytamy.
Lis przekonuje, że w Polsce możemy być świadkami podobnego scenariusza.
W razie kolejnej wygranej PiS nie będzie aresztowań ani masowych represji. Raczej totalna dominacja autorytarnej władz, połykanie ostatnich redut niezależności, obywatelskiej Rzeczypospolitej, codzienny taran autorytaryzmu, wszechogarniające poczucie bezradności wśród demokratów. Desperacja, żal, beznadzieja
– pisze redaktor naczelny tygodnika „Newsweek”.
mly/Newsweek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/464038-lis-przerazony-po-wizycie-na-wegrzech-nie-ma-desperacji