Długoterminowy kontrakt z Rosjanami nie będzie przedłużony, ale gazociągów nie zamierzamy rozbierać
— powiedział w rozmowie z tygodnikiem „Sieci” Piotr Naimski, pełnomocnik rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej, poseł PiS.
Co poza poruszającym, pełnym patosu przemówieniem przywiózł do Polski wiceprezydent Mike Pence?
Piotr Naimski: Siłą rzeczy w sytuacji, w której w sposób nagły – skądinąd zrozumiały – nie pojawił się prezydent Donald Trump, a jego wizyta w Polsce jest zapowiedziana w najbliższym terminie, to decyzje ostateczne i istotne zostały pozostawione właśnie Trumpowi. To kwestia także prestiżu. Mogę jednak mówić o swoim energetycznym sektorze – spotkaliśmy się nie tylko z wiceprezydentem Pence’em, lecz również z sekretarzem Rickiem Perrym.
I jak? Mamy konkrety na stole?
Podsumowaliśmy to, co zostało już zrobione i jest robione. Mówimy przecież o kilku obszarach działania, takich jak zakup LNG, współpraca w zakresie cyberbezpieczeństwa, rozmowy o nowych technologiach węglowych, wreszcie o inwestycjach w energię nuklearną. We wszystkich tych dziedzinach wchodzimy na nowe terytoria.
Nie boi się pan, że to wszystko to tylko transakcyjna polityka i że na którymś wirażu przestaniemy być opłacalni? Bo taką logiką, jak się wydaje, kieruje się administracja Trumpa.
USA mają interesy w Europie, zwłaszcza w Środkowej. Z kolei w naszym interesie leży, by Stany Zjednoczone były tutaj obecne – to wspólnota interesów, która jest dobrą podstawą do szukania wspólnych rozwiązań.
Mówią, że to tylko biznes.
Nie ma niczego złego w biznesie! Ten, kto sprzedaje, korzysta, a ten, kto kupuje, widzi w tym swój interes. Win-win situation – jak mawiają Amerykanie. I oto chodzi! Najważniejsze jest to, że przedsięwzięcia, o których rozmawiamy, niezależnie od tego, co zrobi każda ze stron, będą kontynuowane. Jak choćby kontrakty długoterminowe na dostawy LNG.
I tutaj jest sporo plotek: że nieopłacalne, że wydajemy zbyt dużo.
To po prostu nieprawda. Zarząd PGNiG nie może powiedzieć publicznie wszystkiego, ale kontrakty na dostawy LNG są bardziej korzystne cenowo o 20–30 proc. od gazu z Rosji.
Jednak czytamy, że jest inaczej.
Trzeba być uważnym i weryfikować źródła. W niektórych miejscach nie w smak jest to, że dywersyfikujemy kierunki dostaw.
Dużo jest tych miejsc?
Przede wszystkim trzeba wskazać Moskwę. To naturalne i oczywiste. Później można się rozglądać i patrzeć, kto odzywa się w sposób współbrzmiący z tym, co płynie z Rosji. Niestety również w Polsce bywają takie ośrodki. Dajemy sobie z tym radę.
Czy projekty, które pan nadzoruje, mają ochronę ze strony służb? Także w tym wymiarze medialnym, dezinformacyjnym?
Ma pan rację, że z natury rzeczy te kwestie są ważne dla bezpieczeństwa państwa. Regularnie prosimy oto, by nasze służby bacznie zwracały uwagę na to, jak prowadzone są różne działania, czy nie ma zagrożeń. I to się dzieje.
Kończąc wątek USA – nie ma pan czasem poczucia zbyt dużej nierównowagi? Gdy wiceprezydent Pence mówi, że rezygnujemy z podatku cyfrowego, a listy ambasador Mosbacher zawierają sporo daleko idącej presji.
Powiem tak: czasem z pewnym pobłażaniem patrzymy na dość niekonwencjonalne działania niektórych amerykańskich partnerów. Staramy się zwracać na to uwagę, ale tego rodzaju dyskusje nie są odpowiednie na łamy prasy.
Zostawmy to. Czy te ambitne plany na sześć bloków jądrowych są realne do wdrożenia?
To projekt na 20 lat. Pierwszy reaktor ma powstać w 2033 r. Chcemy też, by cały program był realizowany w jednej technologii.
Dlaczego?
Bo to dużo ułatwia. Sami będziemy się sporo uczyć, a partner, z którym będziemy współpracować, będzie z nami przez 50–60 lat, aż do rozebrania zużytych elektrowni. Chodzi nie tylko o pieniądze czy technologię, lecz również – a może przede wszystkim – o partnerstwo! By to była współpraca na pół wieku. To warunki twarde i precedensowe.
I jak idzie poszukiwanie takich partnerów?
Takich partnerów nie ma na świecie zbyt wielu. Nasze wymagania są bardzo duże, wszyscy widzą, że spotykamy się z Amerykanami. I tak jest, ale na stole są też inne oferty. Zorientowano się bowiem, że w Polsce można zrobić duży, dobry biznes.
Czasu na podjęcie decyzji nie mamy zbyt dużo, jeśli w 2033 r. chcemy otworzyć reaktor.
Nie zaczynamy na szczęście od zera, ale Platforma Obywatelska straciła osiem lat, udając, że coś robi w tym zakresie.
PiS tych czterech lat również nie wykorzystało, nie było jednoznacznej decyzji.
Decyzji jednoznacznej nie było, ale przygotowywano sprawy praktyczne. W ciągu ostatnich trzech lat wykonywano badania środowiskowe, szukając lokalizacji. Trzeba mówić, jak jest: a dziś jesteśmy przed finalną decyzją, przed wyborem i umową z partnerem.
Wskaże pan horyzont czasowy?
Pewne rzeczy sformalizujemy w ciągu najbliższego roku. Perspektywa roku 2020 to czas, w którym powinniśmy móc powiedzieć z kim, za ile i jak to robimy.
Najbliższe miesiące to również wyjaśnienie, co dalej z kontraktem z Gazpromem na dostawy gazu.
Gazowy kontrakt z Gazpromem wygasa pod koniec 2022 r., ale z zapisów umowy wynika, że z końcem 2019 r. każda ze stron może odstąpić od przedłużenia umowy. Na wysłanie not mamy czas do końca roku.
Wyślecie w ostatnim możliwym terminie?
Lepiej nie zwlekać.
Ale Rosjanom mówimy „nie”.
Nie będziemy przedłużali tego kontraktu. Od jesieni 2022 r. będziemy w pełni pokrywali całość polskiego zapotrzebowania na gaz z importu z północy. Sprawę rozwiążą rozbudowany gazociąg w Świnoujściu i gazociąg Baltic Pipe z Norwegii, który będzie gotowy w październiku 2022 r.
Terminowo to są żyletki. Wyrobimy się?
Październik 2022 r. bierze się stąd, że rok gazowy zaczyna się właśnie 1 października.
Infrastruktura powstanie wcześniej?
Tak. Chcemy, by kontrakty i konkretne umowy, które umożliwią przesył gazu, były wtedy zawarte, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Budowa Baltic Pipe już trwa – od północy aż po Wrocław i Przemyśl Polska jest placem budowy. Gaz-System buduje infrastrukturę kolejnymi odcinkami. Ostatni będzie odcinek podmorski. Zaczniemy go kłaść w przyszłym roku – ruszymy w maju lub czerwcu i będziemy mieli na to dwa lata.
Nie za mało?
Można to zrobić wciągu trzech miesięcy, ale dajemy sobie marginesy na różnego rodzaju zdarzenia i utrudnienia, a i zimą trzeba na Bałtyku wstrzymać prace.
I nawet jeżeli coś się po drodze wysypie…
…to mamy margines, który nas zabezpiecza.
Nie ma ryzyka, nawet mikroskopijnego, że w 2022 r. będziemy musieli prosić Gazprom? A oni wtedy powiedzą – proszę bardzo, ale kontrakt na 50 lat, na naszych warunkach cenowych?
Proszę nie wymagać ode mnie powiedzenia „100 proc.”, ale 99,99 proc. tak – nie ma ryzyka. Mamy też inne warianty, plany awaryjne, które mogłyby nas przez jakiś czas zabezpieczyć. Ale to dmuchanie na bardzo zimne, ograniczamy ryzyko do minimum.
A może źle robimy, z góry zakładając, że z Rosji nie kupimy nawet metra sześciennego gazu?
To nie czas na tego rodzaju rozmowy. Długoterminowy kontrakt z Rosjanami nie będzie przedłużony, ale gazociągów nie zamierzamy rozbierać.
Ma pan wystarczająco dużą ekipę, by – mówiąc kolokwialnie – ogarnąć te dyskusje na tylu odcinkach?
W tym samym pokoju, w którym siedzimy, urzędowałem jako wiceminister gospodarki w latach 2005–2007. Miałem wtedy biuro, przez które przeszło dwadzieścia kilka młodych osób, dziś są 12–13 lat starsze – i są ekspertami, profesjonalistami, często na stanowiskach prezesów spółek czy w administracji. To moje zaplecze. Mój obecny zespół to kolejne niespełna 20 osób – to młodzi ludzie, którzy po tych czterech latach są w wielu kwestiach lepsi ode mnie. Ale tak ma być, trzeba profesjonalizować kolejne pokolenie, które dziś – sami to policzyli – ma średnią wieku poniżej 29 lat, wliczając w to dyrektorów. Mamy wreszcie zespół międzyresortowy, w ramach którego przyjęliśmy jasną zasadę: pracujemy, maksymalnie skracając wszystkie czynności. Chodzi m.in. o to, by terminy, które są możliwe w ramach Kodeksu postępowania administracyjnego, nie były wykorzystywane. I tak sprawy, które miały trwać trzy miesiące, trwają trzy dni. Udało nam się przełamać tę niemożność, imposybilizm. Po prostu trzeba chcieć! Oczywiście będą kłopoty, trudności, być może nie wszystko uda się co do drobnego szczegółu tak, jak sobie to zaplanowaliśmy. Ale po tych czterech latach mogę powiedzieć z ręką na sercu: projekty, które prowadzę i nadzoruję, a które są zakrojone na dłuższy czas, są realizowane zgodnie z harmonogramami co do tygodnia. To, co wydawało się przez lata niemożliwe, staje się prawdopodobne i wykonywalne.
A czy tego rodzaju projekty jak Baltic Pipe są też ponadpartyjne?
Mam nadzieję, że tak. To projekty, które są polskie, leżą w naszym interesie. Wiem, że są osoby spoza naszego ugrupowania, ale myślą po polsku, rozumieją polską rację stanu i tego nie będą kontestowały. Ale chcemy, by poszło to gładko, bez niepotrzebnych perturbacji – a do tego Prawo i Sprawiedliwość potrzebuje drugiej kadencji.
Co będzie kluczowe w tej kampanii?
Właśnie wiarygodność. To jest nasza siła: Polacy wiedzą, jakie były nasze plany, jakie są nasze działania i co chcemy zrobić. Jak mówimy, że coś jest białe, to jest białe, a nie czarne. Jeśli popełniamy błędy (także personalne), to się do nich przyznajemy, korygujemy kurs. Wreszcie – rozmawiamy z Polakami.
Schodząc z tematów politycznych: ma pan kontakt z osobami z KOR, z którymi dziś wam politycznie nie po drodze?
Przyznam, że nie mam z nimi kontaktów osobistych.
Nie jest to jakoś smutne?
Różniły i różnią nas wizje Polski. Korzenie, na których opierało się moje środowisko, były inne niż komunistyczne dziedzictwo ruchu walterowskiego. Naszym dziedzictwem była walka o polską niepodległość, bez przymiotników.
Jednak współpracowaliście.
Tak. KOR powstawał w sytuacji taktycznego porozumienia, wzajemnego zrozumienia, że dla osiągnięcia praktycznego celu, jakim była pomoc robotnikom w Ursusie czy Radomiu, trzeba się porozumieć. Obozy polityczne, które wykształciły się po 1989 r., to już inna kwestia, a obóz niepodległościowo-patriotyczny doszedł do głosu w pełni dopiero cztery lata temu. Teraz potrzeba nam wszystkim dobrej kontynuacji.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Wywiad ukazał się pierwotnie w numerze nr 36/2019 tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/463835-nasz-wywiad-naimski-nie-przedluzymy-kontraktu-z-gazpromem