Jutro minie 10 dni od chwili, gdy Grzegorz Schetyna postanowił schować się w cień, i wskazać jako kandydata na premiera Małgorzatę Kidawę-Błońską. 10 dni to bardzo dużo czasu, zwłaszcza na równo miesiąc przed wyborami. Może wydarzyć się wiele, zwłaszcza, że w czasie kampanii nawet obojętni wyborcy jednak nadstawiają ucha. Tym razem jednak nie wydarzyło się nic.
Dosłownie nic. Owszem, w lewicowych tygodnikach ukazały się życzliwe sylwetki nowej twarzy Koalicji Obywatelskiej, przywołano jej ładne tradycje rodzinne, zorganizowano jedną siermiężną konwencję oraz posłano w kraj. Wyłapano parę wpadek, zacytowano parę okrągłych zdań, i na tym koniec.
Nikt nie powiedział „wow!”. Nikt nie zapamiętał jakiegoś naprawdę trafionego bon-motu. Nikt nie uznał, że nowa „cudowna broń” opozycji rzeczywiście działa. Nikt nie krzyknął, że tak, mamy drugą Beatę Szydło. Nie, to się nie zdarzyło.
Projekt „Kidawa-Błońska” jeszcze na dobre nie wystartował, a już widać, że zbyt wysoko nie wzleci. Nikogo nie porwie. Może nieco złagodzi toksyczny wizerunek głównej partii opozycyjnej, ale nic więcej.
W sumie więc wygląda na to, że sztabowcy opozycji dokonali bardzo poważnego manewru politycznego całkowicie „na dzika”. Niczego nie przygotowali, niczego nie zaplanowali, nie zapewnili choćby przyzwoitej opieki PR-owej, socjotechnicznej. Kto wie, może nawet tej kandydatury nie przebadali?
Dodajmy do tego kompromitację programową opozycji, czyli tzw. Sześciopak, którego treści nie pamięta sam Schetyna.
Wniosek z tej operacji jest jeden: gdyby nie potężna osłona medialna, gdyby nie wsparcie wielkich mediów, które właściwie zastępują sztab, obecna Platforma Obywatelska walczyłaby dziś o wynik dwucyfrowy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/463605-gdyby-nie-media-po-walczylaby-dzis-o-przekroczenie-10-proc