Nie, nie chodzi o burzę loków będącą kolejną – obok bursztynowego łańcucha – ozdobą Aleksandry Dulkiewicz (wcale się nie naśmiewam, pani prezydent to atrakcyjna kobieta, a i insygnia jej władzy robią wrażenie). Chodzi o lokowanie produktu, takie klasyczne, jak w serialach czy programach telewizyjnych – ot, napoju, marki samochodu, czy sieci sklepów meblarskich.
Okazuje się, że katalog produktów, które można za pieniądze lokować, obejmuje również ludzi, pod warunkiem, że jesteśmy w Gdańsku, a lokować chcemy władzę.
Wiemy już, że gdańszczanie – decyzją swoich włodarzy – zapłacili 156 tys. zł koncernowi Ringier Axel Springer (za „usługi reklamowe”), w tym 49 200 za „usługę przeprowadzenia i publikacji wywiadu”. Teraz dowiadujemy się trochę bardziej szczegółowo, na co poszły te pieniądze.
Tylko „trochę”, bo rzecznik gdańskiego magistratu wciąż nie chce konkretnie odpowiadać na pytania dziennikarzy. Ale przekazał „Gazecie Gdańskiej”, że:
Wspomniana faktura została opisana zbyt ogólnie. Miasto nie płaciło za jeden wywiad, a za szereg działań, które grupa Onet przeprowadziła w Gdańsku podczas specjalnego, wyjazdowego wydania porannych i podróżniczych audycji. W sumie w portalu wiodącym RASP było 1 189 698 projekcji tego dnia. W trakcie specjalnego wydania zostały przeprowadzone wywiady m.in. z Agnieszką Holland, Jarosławem Gugałą, Jackiem Bendykowskim, Chrisem Niedenthalem i także z prezydent Gdańska – Aleksandrą Dulkiewicz. W programie zostały pokazane zdjęcia miasta Gdańska, Europejskiego Centrum Solidarności, okolic historycznej bramy numer 2. Tematami rozmów były m.in. historia Gdańska, w tym najnowsza dotycząca obalenia komunizmu, zaangażowania miasta w różne projekty rocznicowe, kulturalne, a także została bogato zaprezentowana wystawa stała ECS. Robimy dokładnie to, co inne miasta, czy firmy, w tym spółki skarbu państwa.
Kim w mieście jest red. Gugała, że na równi z panią prezydent reklamuje Gdańsk? Nie wiem. Nie chcę nawet pytać, czy wydatki urzędu obejmowały również rozliczenie z nim… Ale to ciekawa formuła. Podobnie jak wciskanie (za pieniądze mieszkańców) przed kamerę Jacka Bendykowskiego – niezwiązanego już przecież z lokalnym samorządem. To człowiek, który szefuje Fundacji Gdańskiej (w pewnym stopniu zależnej od miasta, w rzeczywistości będącej jedną z synekur dla najważniejszych działaczy), wcześniej był przewodniczącym klubu radnych PO w sejmiku. Wisienką na tym torcie jest fakt, że w radzie Fundacji znajduje się też Teresa Blacharska, czyli od wielu lat skarbnik Gdańska, która musiała zaakceptować wydatki promocyjne magistratu.
A teraz najlepsze. Jak traktować to sponsorowane przepytywanie Dulkiewicz, Bendykowskiego, Holland et consortes? Daniel Stenzel, rzecznik pani prezydent wyjaśnia:
Sponsorowanie audycji, lokowanie produktu jest standardowym działaniem instytucji prywatnych i publicznych, które w ten sposób budują swoją markę i wizerunek swoich instytucji, czy wprost produktów.
I w ten oto sposób Aleksandra Dulkiewicz stała się produktem. Ale dlaczego tak mało atrakcyjnym, że trzeba go lokować? Że trzeba płacić nawet zaprzyjaźnionym redakcjom, by zechciały zaprosić ją przed obiektyw? Tego zrozumieć nie sposób.
Podobnie jak wielu wydarzeń w mieście nad Motławą. Jak co roku można się np. dziwić transakcji sprzed 15 lat, gdy miasto sprzedało Lipskowi większość udziałów w Gdańskim Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej sp. z o.o. Co roku, bo gdy przychodzi do wypłaty dywidendy od zysków spółki, widać, jak niekorzystna dla miasta była to decyzja. Np. w tym roku z tego tytułu Lipsk otrzymał 10,5 mln euro. A jeśli zebrać dywidendę z ostatnich czterech wypłaconą większościowemu właścicielowi, wyjdzie nam kwota wyższa niż cała transakcja sprzed 15 lat (183 mln zł, czyli 42 mln euro). Mówimy o samej dywidendzie, a przecież zysk GPEC wynosi ok. 60 mln zł rocznie.
O tym też poczytają Państwo na stronach „Gazety Gdańskiej”.
Podobnie jak o wpływach z podatków dochodowych, o których pani prezydent mówi, że są przez rząd przycinane. Okazuje się, że liczby wyglądają tak:
Rok 2014, rządzi Ewa Kopacz, Gdańsk dostaje 612 mln zł z podatków osobistych i 61 mln zł z podatków od firm.
Rok 2016, rządzi Beata Szydło, Gdańsk dostaje odpowiednio 710 mln zł i 71 mln zł.
Rok 2018, rządzi Mateusz Morawiecki, Gdańsk dostaje 895 mln zł i 94 mln zł.
Jak będzie w przyszłym roku? Gmina wyliczyła, że wpływy z podatków osobistych wyniosą ok. 960 mln zł. Czyli znów więcej, znów rekordowo. Ale prezydent Dulkiewicz z posłanką Pomaską krzyczą, że rząd zabija samorząd i zabiera im dochody z podatków.
Patrząc na powyższe przykłady, nie ma się więc co dziwić, że Gdańsk jest studnią bez dna. A chce uchodzić za wzór samorządowego gospodarowania. Z produktem u steru, który za setki tysięcy złotych trzeba lokować.
-
OPOZYCJA PRZEGRYWA KAMPANIĘ! Nowy numer „Sieci” już w kioskach! Kup koniecznie!
E - wydanie dostępne na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/463023-lokowanie-pani-prezydent-czyli-za-co-placa-gdanszczanie