Całe swoje dzieciństwo mieszkałem w domu oddalonym dwieście metrów od torów kolejowych prowadzących ze Śląska na wschód, w kierunku na Medykę i potem do ZSRR. Często w nocy budziły mnie spadające z półek na moją głowę drobne przedmioty . To szły ze wschodu pociągi z rudą żelaza. Potem wracały, równie wypełnione po brzegi, choć już nie rudą.
Byliśmy przez 44 lata rosyjskim terenem eksploracyjnym.
Po 1989 roku to się zmieniło. Przed moim przyjściem do pracy w firmie „Wedel” sprzedano trzy jego zakłady - główny na Zamojskiego i Syrenę w Warszawie, oraz potężny i nowoczesny zakład w Płońsku (produkujący m.in. „Delicje”), za kwotę porównywalną do tej, za jaką późniejszy właściciel zakładów sprzedał sam znak firmowy Wedla. Był to okres w naszych dziejach, kiedy staliśmy się terenem eksploracji dla „Bandy liberałów”, która uwłaszczała Polskę.
Taki stan rzeczy trwał do 2015.
Obydwa te okresy mają jedną cechę wspólną - wmawiano nam, że Polska to jest „bardzo biedny kraj” i musimy pogodzić się z tym, że jesteśmy po prostu ubodzy - zacisnąć pasa, kombinować i jakoś żyć.
Pracowaliśmy najciężej w Europie, a mimo to kraj nasz bogacił się bardzo wolno. Samym nam śmiesznym wydaje się dziś porównywać do Niemców, choć ci przecież przegrali wojnę. Śmiejemy się z tego, uznając ten paradoks za naturalny - cóż „jesteśmy gorsi” - wzdychamy.
Nie jesteśmy ani gorsi, ani głupsi, mimo, że to właśnie Niemcy na spółkę z Rosjanami wyrżnęli nasze elity, aby łatwiej było im nami rządzić.
Tak, oni przegrali wojnę, ale my przegraliśmy powojnie. Byliśmy cały czas łupieni najpierw przez „Czerwoną burżuazję”, a później „Bandę liberałów”. Przez cały czas byliśmy jak flakon z koktajlem z którego najpierw przez czerwoną „rurkę przyjaźni” żłopano eliksir, a później tę rurkę zastąpiła setka mniejszych, kolorowych rurek, z których ciągnięto z nas soki na wszystkie świata strony.
Po 2015 roku to się zmieniło. Zatkano część z tych rurek. Mimo to „mentalni niewolnicy” - jakimi jesteśmy - wciąż nie chcemy uwierzyć, że kiedy się pracuje to może bogacić się również kraj. Utwierdzają nas w tym „panowie”. Szczekaczki wciąż nadają o rozdawnictwie i „życiu na kredyt”. To gardłują ci „nieśmiertelni” , którym przestał płynąć z rurki do gęby eliksir. Są jak pisklęta sępa - siedzą na skalnej półce z wyciągniętymi szyjami, nabrzmiałymi od żył i drą się w niebogłosy za utraconą padliną. Tą padliną dla nich byliśmy my. Czy nie tak nas traktowali?
Najśmieszniejsze jest to, że o rozdawnictwie i nierealnych obietnicach, że nic nie ma za darmo, że zadłużamy się coraz bardziej, oraz że to się musi skończyć, gada się tym mocniej i głośniej, im bardzie rząd pokazuje, że da się rządzić tak, aby wszyscy z tego coś mieli, nie tylko „kasta bogów”. Że można zrównoważyć budżet, wyzerować deficyt, a przy tym są jeszcze pieniądze dla ludzi. Dla ludzi, nie dla „panów”.
„Niewolnicy” nie mogą w to uwierzyć. Są podejrzliwi i nieufni. Kiedy patrzę na nich jest mi smuto. Jest mi ich żal. 70 lat miksowania umysłów, po wcześniejszej wielkiej dekapitacji narodu, ( a potem kilku mniejszych), narobiło w głowach tego narodu więcej szkód niż 123 lata niewoli. Zaborcy ( to ci którzy chcą zabrać, a nie dać społeczeństwu) cały czas ciężko pracują, drążąc - swoimi kanałami -mózgi polskich obywateli.
Jest rok 2019. Powoli odzyskujemy wolność ekonomiczną. To nie jest wolność jednostkowa. Tę odzyskaliśmy w 89. To wolność zbiorowa. Nas jako kraju i społeczeństwa. Dawniej mówiło się o niej Niepodległość. Czy odzyskamy ją w pełni?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/462901-bylismy-terenem-eksploracji-dla-bandy-liberalow