„To, co się rozgrywa w tej chwili wśród opozycji - począwszy od rozpadu koalicji europejskiej, to scenariusz, którego chyba nawet samo Prawo i Sprawiedliwość w najbardziej optymistycznych symulacjach nie mogło się spodziewać” - mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: SONDAŻ. Samodzielna władza i miażdżąca przewaga PiS nad opozycją. Lewica podbiera głosy PO-KO. SPRAWDŹ, co wyborcy sądzą o partiach
wPolityce.pl: Jak pan profesor ocenia najnowszy sondaż IBRiS-u, który wskazuje na samodzielną władzę Prawa i Sprawiedliwości oraz dwukrotną przewagę na Koalicją Obywatelską?
Prof. Rafał Chwedoruk: Jeśli chodzi o Prawo i Sprawiedliwość to nie ma tutaj żadnego zaskoczenia. Ten sondaż możemy traktować głównie jako głos w debacie na temat tego na ile ten dodatkowy elektorat, który zasilił Prawo i Sprawiedliwość, szczególnie w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego jest zmobilizowany. Ten sondaż sygnalizowałby utrzymanie poziomu mobilizacji, który wystarczył do dużego zwycięstwa nad - znajdującym się wtedy w nieporównywalnie lepszej kondycji - opozycyjnym przeciwnikiem. I to jednocześnie pokazuje, że Prawo i Sprawiedliwość tak naprawdę walczy głównie o to by podtrzymać gotowość głosowania, a nie o dopływ jeszcze jakiegoś segmentu wyborców. Na dobrą sprawę nie ma chyba już nikogo z kim PiS mógłby na serio rywalizować o bardzo liczne grupy wyborców. Pozostają tylko bardzo niewielkie nisze na styku PiS-u i PSL-u czy PiS-u i skrajnej prawicy, ale ta ostatnia z każdym dniem zdaje się mieć coraz mniejsze szanse na walkę o przekroczenie 5 proc.
Ciekawie wyglądają notowania Lewicy, która do Koalicji Obywatelskiej traci już tylko 7 pkt proc. Czy możemy spodziewać się zaostrzenia rywalizacji między partiami opozycyjnymi?
To co najciekawsze – jak w każdych wyborach w Polsce – najciekawsze w sensie walki o tego samego wyborcę dotyczy styku Platformy i SLD czy SLD z koalicjantami, w zależności od konfiguracji w kolejnych elekcjach. To tak naprawdę często rozstrzygało o wynikach wyborów. Istnienie chyba największego, jeśli chodzi o styki między partiami, kanału przepływu, czy szarej strefy pomiędzy liberałami a lewicą. To powoduje, że są to naczynia połączone. Jeśli rośnie jednemu z tych podmiotów, to drugiemu spada. Byłbym jednak ostrożny w ferowaniu daleko idących wniosków po tym sondażu z wielu powodów. Choćby dlatego, że te dwa podmioty prawie jeszcze nie prowadzą centralnej kampanii. Chyba we wrześniu to wszystko ruszy. Potwierdza to, że najważniejsza dla rozstrzygnięć wewnątrz opozycji będzie proporcja pomiędzy tymi dwoma podmiotami. Bez względu na to czy te sondaże będą podtrzymywały tendencję korzystną dla Lewicy, czy dla PO to rywalizacja będzie narastać. Od początku uważałem, że pakt senacki może realnie dotyczyć tylko kilku czy kilkunastu okręgów wyborczych i że sam jego pomysł był pewnego rodzaju kuriozum po zerwaniu koalicji europejskiej. Zwłaszcza w sytuacji, w której Platforma będzie walczyć z Lewicą o tego samego wyborcę i fakt, że w kilku wypadkach na listach PSL-u będą byli znani politycy PO, więc będą takie miejsca, w których trzy komitety będą walczyły o tego samego wyborcę. O przyszłości polityki decyduje Sejm i to wiedzą wszyscy. Senat ma tylko pewne znaczenie wizerunkowe
Jak w tym kontekście ocenia pan wysunięcie marszałek Kidawy-Błońskiej jako kandydatki Koalicji Obywatelskiej na premiera?
Zmiana twarzy kampanii ewidentnie ma służyć pozyskaniu umiarkowanych wyborców w przestrzeni pomiędzy Platformą a SLD. Mówiąc w skrócie to jest tak, że PO jeśli będzie miała 30 proc. to pewnie ona uzna te wybory za porażkę, którą można zaakceptować, bo będzie to wynik wyraźnie lepszy od jej poprzedniego wyniku, ale wtedy będzie to problem dla lewicy i jej liderów. I odwrotnie, jeśli Lewica przekroczy 10 proc., zapewne kosztem PO. Wtedy nasilą się dyskusję w obecnej partii Grzegorza Schetyny na wiele tematów, pewnie także personalnych. Ta nominacja jest w kontekście tego sondażu powtórką z rozrywki, kiedy niejednokrotnie w decydujących momentach kampanii wyborczych PO w różny sposób musiała zwracać się w lewa stronę. Z reguły robiła to w udany dla siebie sposób. Gdyby na to spojrzeć z punktu widzenia obecnego systemu partyjnego to myślę, że ten kierunek dopływu, takie wzajemne przeciąganie liny pomiędzy dwoma głównymi, oczywiście nierównymi w skali poparcia, podmiotami opozycyjnymi, jest jednym z czynników, który przy podziale mandatów w systemie d’hondta może pomóc PiS, gdyby ta przewaga nie była aż tak wysoka, jak w tym sondażu.
Sondaż pokazuje też balansowanie na granicy progu wyborczego Polskiego Stronnictwa Ludowego. Jak widzi pan przyszłość PSL i koalicji z Kukiz‘15?
Bardzo wyraźnie widać, że kolejne manewry nic nie zmieniają jeśli chodzi o sytuację ludowców. Tak, jak należało się spodziewać mariaż z bardzo odległą od siebie formacją polityczną - ugrupowaniem, co do którego ogólnokrajowego charakteru w miarę oddalania się od wyborów do Parlamentu Europejskiego, można mieć coraz więcej wątpliwości, ponieważ te wybory nie przyniosły sukcesu, musiał wstrząsnąć i tak rachitycznymi strukturami ugrupowania Pawła Kukiza. Ludowcy tradycyjnie będą na pograniczu 5 proc. Pytanie czy zdobędą się na jakiejś desperackie zmiany profilu kampanii itd., czy też będą siłą spokoju trwali wierząc w to, że tradycyjny elektorat nie odpłynie tak całkiem w stronę PiS-u lub absencji wyborczej. Będą skazani – pytanie tylko czy na swojego koalicjanta z tych wyborów, czy też będą szukać gdzie indziej swojego miejsca. Ale niewątpliwie sytuacja, w której ludowcy nie weszliby o Sejmu albo weszli z bardzo skromną reprezentacją, mniejszą niż klub, to byłoby czynnikiem jakościowej zmiany w systemie politycznym. Byłoby to bardzo duże wzmocnienie pozycji PiS-u, a taki klub faktycznie musiałby się w kontekście kolejnych elekcji decydować czy na trwałe związać się z liberalnym nurtem opozycji czy z PiS-em. Tu trzeciej drogi nie będzie. W takiej sytuacji to będzie za słaby podmiot by próbować to, o czym w ostatnich tygodniach mówił lider PSL-u, a więc o formacji centrowej itd. Żeby być formacją centrową trzeba mieć dużo politycznej siły. Przynajmniej tyle, ile PSL miało 10 czy 20 lat temu.
W badaniach IBRiS-u wyborcy pytani byli również o motywację do oddania głosu na daną partię. Elektorat Prawa i Sprawiedliwości wskazuje, że zwycięstwo Zjednoczonej Prawicy traktuje jako gwarancję dalszych zmian. Z kolei wyborcy opozycji mając świadomość zbliżającej się porażki nie widzą w Koalicji Obywatelskiej czy Lewicy przeciwwagi dla PiS-u, co skutkuje ich demobilizacją. Jak Pan ocenia te wyniki?
Tutaj również nie powinniśmy być zaskoczeni. Trzon elektoratu PiS-u zawsze cechowała wysoka mobilizacja. Pytania raczej dotyczą tych, którzy dołączali po drodze. Natomiast elektorat opozycji przeżył – używając języka narciarstwa – slalom gigant w trwającym roku. W tak krótkim czasie sformowanie koalicji partii nie zawsze we wszystkim sobie bliskich i później nie do końca zrozumiałe rozwiązanie tej koalicji, w zasadzie przejście w stan wzajemnej rywalizacji i to często z nieskrywanymi emocjami, to nawet dla najwytrwalszych wyborców może być co najmniej dezorientujące. W sytuacji stabilnych notowań PiS-u rozpad koalicji europejskiej oraz system d’hondta czyni te rzeczywistość zupełnie nową, trochę przypominającą pierwszą turę wyborów prezydenckich. Sytuację, w której wiemy, że nasz kandydat nie wygra, wiemy że o wszystkim rozstrzygnie druga tura, więc w pierwszej turze zagłosujemy kierując się bardziej sercem niż zimnym rachunkiem politycznym. I myślę, że to może być jeden z tych czynników, że PO nie jest w stanie iść w górę, a zyskuje nieco Lewica. Natomiast oczywiście nie wiemy jak potoczy się właściwa kampania wyborcza we wrześniu.
Czy zatem partie opozycyjne pochłonie walka wewnętrzna, co osłabi się nieco krytykę obozu rządzącego?
Myślę, że krytyka PiS-u będzie instrumentem walki tak, jak była od lat i od lat Platforma na tym wygrywała, bo zawsze była większa i mówiła: „zobaczcie, może nie jesteśmy doskonali, ale to my dajemy gwarancje przeciwstawienia się rosnącej w siłę prawicy”. Teraz ta motywacja może osłabnąć i to oczywiście może stworzyć przestrzeń do krytykowania PiS-u. Natomiast biorąc pod uwagę to, że wszystkie najdalej idąc krytyki PiS-u zawiodły – nie ściągnęły nowych wyborców, to opozycja musiałaby szukać nowych płaszczyzn tej krytyki, które wywoływałyby emocje. Warto przy tym zwrócić uwagę na to, że wzrost notowań Platformy z reguły dotyczy sytuacji, w których PO krytykuje PiS w jakichś drobniejszych sprawach dotyczących codziennego rządzenia, a nie pełne patosu krytyki dotyczące braku demokracji, więc pewnie w tym kierunku należałoby oczekiwać jakichś przedsięwzięć. Natomiast nie ulega wątpliwości, że to, co się rozgrywa w tej chwili wśród opozycji - począwszy od rozpadu koalicji europejskiej, to scenariusz, którego chyba nawet samo Prawo i Sprawiedliwość w najbardziej optymistycznych symulacjach nie mogło się spodziewać i oczywiście można się zastanawiać czy wśród opozycji też nie ma takich polityków, którzy chcieliby powrócić do poważnych ról i w ich interesie niekoniecznie są bardzo dobre wyniki partii, z których się wywodzą. Trudno w pełni racjonalnie wyjaśnić scenariusz, który przerobiono w tym roku kalendarzowym – najpierw jesteśmy podzieleni, później jesteśmy połączeni, następnie znowu podzieleni. To jest oddanie meczu walkowerem i zajęcie się swoimi codziennymi, drobnymi sprawami.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/462567-prof-chwedoruk-o-opozycji-to-oddanie-meczu-walkowerem