Ciekawa, zakończona szczęśliwie, sprawa znanej pisarki Marii Nurowskiej, która w wyborach do Senatu w okręgu nowotarskim otrzymała miejsce na liście Koalicji Obywatelskiej, z jasno wytyczonym celem. Jej zadaniem było pokonanie rywala z PiS w Nowym Targu, okręgu tradycyjnie mało przychylnym lewicującej Platformie Obywatelskiej.
W kalkulacji Grzegorza Schetyny, który zdecydował o starcie Marii Nurowskiej w tak trudnym dla Koalicji Obywatelskiej okręgu, prawdopodobnie leżało przekonanie, że uda jej się zyskać przewagę nad konkurentem dzięki dorobkowi pisarskiemu. – Jest przecież znaną, powszechnie cenioną pisarką – pewnie zakładał. - No, ale najważniejsze, jest osobą, która jak mało kto, formułuje ostre opinie przeciwko PiS. To powinno dać jej przebicie – dodawał być może w swych politycznych rachubach.
Wyniku tego pojedynku nigdy jednak nie poznamy, bo Nurowska zanotowała falstart. I jak w wyścigach biegaczy na mistrzowskich imprezach, została zdyskwalifikowana. Jak się mówi sportowym slangiem - przegrała w przedbiegach.
Sromotna porażka kandydatki pisarki polega na tym, że nie udało jej się w terminie zebrać wymaganej liczby popierających ją, prawidłowych podpisów. Kluczowe jest tu słowo „prawidłowych”. Jak rozczarowana kandydatka sama przyznała w swoich twitterowych wpisach, zebrała 2100 podpisów, a więc nawet 100 ponad wyznaczone minimum. Po ich sprawdzeniu przez komisję wyborczą, okazało się, że ponad dwieście było wadliwych, m.in. przy nazwiskach brakowało kodu, określającego miejsce zamieszkania. A to oznaczało, że Nurowskiej zabrakło stu podpisów, aby jej zgłoszenie potwierdzić i umieścić na listach do głosowania w dniu 13 października.
Nie mam zamiaru drwić z porażki pisarki, która dramatycznie pisze: - „Zostałam sama. Działacze PO mi nie pomogli”. Jej przegrana, jak się wydaje poświadcza kilka rzeczy. Chaos organizacyjny i bałagan w KO. Złudzenie samej Marii Nurowskiej, że jest tak znana i doceniana jako pisarka. Ale także też jako płodna raczej heterka niż pisarka, nie oszczędzająca ostrych opinii i słów wobec polityków obecnego obozu władzy. Również jako autorka, która niezwykle brutalnie, z nienawiścią już nie tylko obraża, ale wręcz poniża zwykłych ludzi opowiadających się za PiS. – „Miałam możliwość zobaczyć te twarze, te mordy. Oni mają ordynarne ryje” – napisała kilka dni temu. Być może wydawało jej się, że kiedy pojawi się na ulicach Nowego Targu czy Zakopanego i usiądzie na zydelku, żeby zbierać na siebie podpisy, ustawi się kolejka jej zwolenników, sięgająca do Krakowa. Prawda okazała się gorzka.
W opisanym przypadku krótkiej politycznej kariery Marii Nurowskiej, jest wszystkiego po trochu. Ludzkiej nieudolności i zaniedbania, złudzeń samej bohaterki, ale też realnych nastrojów społecznych i politycznych w Polsce.
W gruncie rzeczy widzę w tym szczęśliwy zbieg okoliczności. Obecność Marii Nurowskiej w parlamencie prowadziłaby prostą drogą do degradacji Senatu. Zamiast merytorycznych sporów i dyskusji, posiedzenia zamieniłyby się w polityczne jatki. Debata publiczna, której już dziś poziom często pozostawia wiele do życzenia, uległaby dalszej degradacji. Prym wiodłaby agresja i arogancja. I wbrew, jak sądzę wyobrażeniom pisarki Marii Nurowskiej, jej charakterystyczną cechą byłby prymitywizm intelektualny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/462564-senat-uratowany-falstartem-nurowskiej
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.