„Jestem chrześcijaninem, konserwatystą i republikaninem, w tej kolejności”- tak powiedział o sobie w 2010 roku Mike Pence. Były gubernator Indiany i wiceprezydent USA, który właśnie kończy swoją wizytę w Polsce to klasyczny konserwatysta, który nie przez przypadek został wybrany na kompana Donalda Trumpa w wyścigu o Biały Dom w 2015 roku.
Twardy konserwatysta miał pozyskać głosy nieufnej wobec libertyńskiego życia Trumpa amerykańskiej prawicy chrześcijańskiej. Urodzony jako katolik i „born again” jako protestant w jednym z amerykańskich mega kościołów nie odrywa swojej działalności publicznej od Boga, czemu daje wyraz w niemal każdym wystąpieniu. Sam określa się jako ewangelicki katolik, co może wydawać się nam dziwactwem, ale w eklektycznej religijnie Ameryce nie wywołuje kontrowersji. Pence na każdym kroku wspiera ustawy chroniące wolności religijne. Sprzeciwia się legalnej aborcji i małżeństwom homoseksualnym.
Dlatego tak bardzo oburzać mogły jego odniesienia do Boga w przemówieniu w Warszawie.
Wizyta Ojca Świętego przyczyniła się do rewolucji w świadomości Polaków. „Solidarność” uznano za pierwszy wolny związek zawodowy, upadł mur berliński. Ale tego dnia, w tym miejscu, papież Jan Paweł II powiedział: „Człowiek nie zrozumie swojej prawdziwej natury, ani czym jest godność i dokąd zmierza, bez Chrystusa”. Kiedy Ojciec Święty wypowiedział te słowa, miliony Polaków chciało być słyszanych. Śpiewali: Chcemy Boga. Tu stoi przed nami krzyż, dokładnie naprzeciwko Grobu Nieznanego Żołnierza. To symbol polskiej wiary i wytrwałości. To trwałe świadectwo wiary Polaków. Solidarność narodów jest możliwa wtedy, kiedy uwzględnia się działania boskie.
mówił Pence. Wyobraźcie sobie jak na te słowa musieli reagować ci, dla których laickość państwa polegająca na ukrywaniu wiary jego przywódców jest dogmatem. Pence niedawno nawoływał by spędzać więcej czasu na modlitwie, niż w internecie. Wyobrażacie sobie, co by się stało, gdyby takie słowa wypowiedział prezydent Andrzej Duda? Kpin, szyderstw i hejtu nie byłoby końca. Pence idzie jednak o wiele dalej w przestrzeganiu nauk swoich chrześcijańskich autorytetów.
W 2017 roku wiceprezydent USA powiedział w The Washington Post, że nie jada nigdy kolacji z kobietami, jeżeli nie ma z nim jego żony. Nie pije też nigdy z obcymi kobietami alkoholu. Pence wypełnia zasady głoszone przez charyzmatycznego amerykańskiego pastora i telewizyjnego kaznodzieję Billa Grahama (1918-2018), który zachęcał by ewangelicy płci męskiej nie spotykali się sam na sam z kobietą inna niż ich żona. Słowa Pence’a przypomniano po wybuchu afery #Metoo, gdy mężczyźni pracujący w biurach z kobietami w zaczęli w panice unikać choćby wzroku koleżanek, by nie być oskarżonym o molestowanie seksualne.
A jednak słowa Pence’a od razu wywołały wściekłość niektórych feministek. No bo jak to? Kobiety kuszą mężczyzn? Przecież to seksizm! Kobieta nigdy nie kusi! Wiceprezydenta USA swego czasu ostro zaatakowała w tej sprawie wschodząca gwiazda Demokratów senator Kamala Harris. Jest ona jedną z pretendentek do walki o nominację Partii Demokratycznej w wyścigu o Biały Dom w 2020 roku. Jej zdaniem słowa Pence’a były „oburzające”. „To absurdalne, że kobieta nawet w sprawach zawodowych nie może mieć możliwości spotkać z wiceprezydentem USA.” Nieważne, że rzeczniczką wiceprezydenta jest kobieta Alyssa Farah, a Pence przez lata pracował z kobietami i je awansował. Nieważne jak widać, że Pence na swój sposób „nie wystawia się na pokuszenie”. Robi to w sposób daleki od piewców ruchu #Metoo.
Na domiar złego dla lewicy równie zdeklarowane poglądy ma jego córka Charlotte Pence. Absolwentka Harvard Divinity School opowiedziała się za obroną „marginalizowanych i opresyjnie traktowanych” nienarodzonych dzieci. „Tak, aborcja jest pogwałceniem prawa do życia istoty ludzkiej”- napisała w konserwatywnym Washington Times. Dodała, że aborcja jest też ostracyzmem społeczeństwa wobec najsłabszych i odrzuceniem ich ze społeczeństwa. Porównała też ruchy pro-life do abolicjonistów, walczących z niewolnictwem. Jest to argument dr Alvedy King, bratanicy Martina Luthera Kinga, która od lat zdecydowanie walczy z aborcją, dotykającą wyjątkowo mocno środowiska afroamerykańskie.
Cóż, szybkie obalenie ( przez impeachment) przez lewicę mającego trzecią żonę i oskarżonego o liczne romanse Donalda Trumpa oznacza prezydenturę konserwatywnego Mike’a Pence’a. Ivanka Trump zostanie zamieniona na Charlotte Pence. To już dla postępowców prawdziwy koszmar. Ja bym takiej sytuacji przyklasnął z wielką chęcią. Żarliwy chrześcijanin prezydentem największego mocarstwa w czasie agresywnej laicyzacji? Jak mówią Amerykanie- „czego tutaj nie lubić?”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/462015-wiceprezydent-mike-pence-musi-budzic-wscieklosc-lewicy