Wszystko, co robi rząd Prawa i Sprawiedliwości w kwestiach obronności i wojska to katastrofa – powiada „Gazecie Wyborczej” Mirosław Różański, trzygwiazdkowy generał w stanie spoczynku, w latach 2015-2016 dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych RP.
On wie lepiej, jak być powinno i robił dużo lepiej, gdy dowodził. Nie chcę się zajmować poglądami generała Różańskiego dotyczącymi współczesnego wojska oraz polskiej polityki obronnej i polityki w ogóle, gdyż to wymagałoby dłuższych i gruntowniejszych studiów, więc polemika mogłaby się pojawić dopiero za jakiś czas. Już teraz można natomiast ocenić kompetencje generała Różańskiego, gdy chodzi o znajomość przeszłości polskiego wojska, szczególnie w II RP oraz podczas wojny obronnej 1939 r. I te kompetencje jeżą włos na głowie.
„Co było jedną z przyczyn klęski wrześniowej w 1939?” – pyta Mirosław Różański. I odpowiada: „Sanacja mocno zredukowała oficerów, którzy wywodzili się z armii zaborczych, pruskiej i rosyjskiej, honorowani byli tylko legioniści bez względu na zasługi. Generałowie Kutrzeba, Mossor i Sikorski, którzy postulowali zmiany funkcjonowania wojska i prowadzenia operacji obronnej, byli odsuwani. A część tych legionowych się nie popisała. Już w siódmym dniu wojny naczelny wódz opuścił stolicę i przeniósł się do Brześcia”. Bzdura goni tu brednię i na odwrót.
Generał Tadeusz Kutrzeba był absolwentem Wojskowej Akademii Technicznej w Moelding i Akademii Sztabu Generalnego w Wiedniu, oficerem armii austro-węgierskiej i nikt go nie odsuwał. Przeciwnie – służył w Ścisłej Radzie Wojennej i Sztabie Generalnym, a potem w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych. Nominację generalską dostał po zamachu majowym, mimo że opowiedział się po stronie rządowej. Był komendantem Wyższej Szkoły Wojennej w Warszawie, a w GISZ patronował pracom nad planem strategii wojennej Polski wobec Niemiec. Najważniejsze stanowiska i awanse zawdzięczał marszałkowi Edwardowi Śmigłemu-Rydzowi, w tym awans na generała dywizji i dowództwo kluczowej w wojnie obronnej 1939 r. Armii Poznań.
Stefan Mossor podczas I wojny światowej był podoficerem, żołnierzem Legionów, wyszkolonym na zawodowego oficera po zamachu majowym (w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie i Wyższej Szkole Wojennej w Paryżu). W 1937 r. decyzją marszałka Śmigłego-Rydza (na prośbę gen. Kutrzeby) został oficerem sztabowym GISZ, gdzie przygotował „Studium Planu Strategicznego Polski przeciw Niemcom). W 1939 r. w stopniu podpułkownika walczył w Kresowej Brygadzie Kawalerii, dowodząc pułkiem. Gen. Władysław Sikorski, oficer legionów i armii austro-węgierskiej, został po 1928 r. odsunięty od stanowisk w armii (był „generałem do dyspozycji”), ale głównie dlatego, że od 1922 r. był przede wszystkim politykiem (premierem, ministrem spraw wewnętrznych, ministrem spraw wojskowych), i to ostro opozycyjnym wobec rządów piłsudczyków.
Z armii zaborczej (rosyjskiej) wywodził się dowódca Armii Kraków, wcześniej w GISZ – gen. Antoni Szylling. Pułkownikiem armii rosyjskiej, później w GISZ, był dowódca Armii Łódź – gen. Juliusz Rómmel. Oficerem armii austro-węgierskiej był dowódca Armii Modlin, wcześniej dowódca 30 Dywizji Piechoty w Kobryniu – gen. Emil Krukowicz - Przedrzymirski. Oficerem niemieckiej marynarki wojennej był dowódca Floty i Obrony Wybrzeża – kontradmirał Józef Unrug. Oficerem armii rosyjskiej był dowódca Grupy Operacyjnej „Piotrków” – gen. Wiktor Thommee. Oficerem armii austro-węgierskiej był dowódca 10 Brygady Kawalerii Pancernej – płk Stanisław Maczek, późniejszy generał i dowódca 1 Dywizji Pancernej (jego akurat Mirosław Różański chwali). Oficerem armii rosyjskiej był dowódca Grupy Operacyjnej Kawalerii – gen. Władysław Anders, późniejszy dowódca 2 Korpusu Polskiego. Wprawdzie generałowie Władysław Bortnowski (dowódca Armii Pomorze), Tadeusz Piskor (dowódca Armii Lublin) i Stefan Dąb-Biernacki (dowódca Armii Prusy) byli oficerami legionowymi, ale Mirosław Różański mógłby się wiele od nich nauczyć, szczególnie od tego pierwszego.
„Wielki strateg” Mirosław Różański twierdzi, że „obronę w 1939 r. tak zorganizowano, że wysunięto większość wojsk do granic, żeby nie stracić Wielkopolski albo Prus. A już było wiadomo, że Niemcy mają większy potencjał w liczbie czołgów, żołnierzy, samolotów – dlatego należało przyjąć działanie związane z manewrem. (…) Przed 1939 względy polityczne też były ważniejsze od operacyjnych i strategicznych”. Znowu bzdura na bredni. Zarówno marszałek Śmigły-Rydz, jak i wyżsi dowódcy wiedzieli, że po kapitulacji Pragi i przejęciu czeskiego uzbrojenia Niemcy zaatakują przez Śląsk, dlatego przeciwstawiać się temu natarciu miały armie Łódź i Kraków. Sztab Główny słusznie zakładał, że atak nie pójdzie bezpośrednio przez Wielkopolskę, ale trzeba było bronić ziem zachodnich i północnych, żeby Hitler ich nie zdobył i nie zwrócił się o międzynarodowy arbitraż, gdyby chciał zacząć od ograniczonej agresji. Nie broniąc Wielkopolski polska strona przekreśliłaby też sens Powstania Wielkopolskiego.
„Wielki strateg” Mirosław Różański nie ma pojęcia, że nie było planu mechanicznej obrony wzdłuż granic Polski. Atakowi z Prus Wschodnich miała się przeciwstawić Armia Modlin, z Pomorza - Armia Pomorze), zaś armie odwodowe Poznań i Prusy miały osłaniać Warszawę od zachodu i południa. Zakładano, że dojście do Wisły zajmie Niemcom około miesiąca. I gdyby Francja oraz Wielka Brytania uderzyły zgodnie ze zobowiązaniami, niemiecka kampania w Polsce miała trwać nie dłużej niż 2 tygodnie, po czym dywizje musiałyby być przerzucone na Zachód. Do piętnastego dnia wojny miała nastąpić ofensywa Francji, a Wielka Brytania miała dołączyć z siłami powietrznymi i morskimi, a w razie potrzeby zmobilizować wojska lądowe.
„Plan obronny kraju był przygotowywany dopiero od marca 1939 r., mimo że od kilku lat było wiadomo, że Niemcy się zbroją, a Rosja prowadzi intensywne ćwiczenia. A myśmy czekali. Dzisiaj też czekamy” – poucza gen. Mirosław Różański. To już wyjątkowe brednie. Plan obronny był gotowy na kilka lat przed wojną i był systematycznie modyfikowany. W marcu 1939 r. doszło do działań niemieckich, które zmusiły Polskę do kolejnej modyfikacji planu. Oto 15 marca 1939 r. zaczęła się okupacja Czech, Moraw i Śląska Czeskiego, a 23 marca 1939 r. Niemcy zaanektowały autonomiczny okręg Kłajpedy na Litwie. Dlatego nie tylko zmieniano plany wojenne, ale też 24 marca ambasador RP w Londynie Edward Raczyński zwrócił się do władz Wielkiej Brytanii o zawarcie dwustronnego sojuszu. 31 marca w Izbie Gmin premier Neville Chamberlain zapewnił o udzieleniu Polsce wszelkiej pomocy w razie zagrożenia jej niepodległości, a 6 kwietnia podpisano stosowny układ. W reakcji na to 29 kwietnia 1939 r. Hitler wypowiedział układ z Polską o nieagresji z 1934 r., co z kolei spowodowało zawarcie polsko francuskiej umowy wojskowej 19 maja 1939 r.
W 1939 r. byliśmy czwartą armią Europy (ew. piątą na równi z Włochami) - po Francji ZSRS i Niemczach, więc Polska robiła, co mogła. Nikt jednak nie przeciwstawiłby się połączonym siłom Niemiec i ZSRS – ani Francja, ani Wielka Brytania. Do wojny na dwa fronty potrzeba byłoby co najmniej 60 dywizji, a udało się sformować 39 dywizji. W 1939 r. dochody i wydatki budżetu państwa wynosiły ok. 2,5 mld zł, a wydatki na wojsko stanowiły aż 33,6 proc. tego budżetu. W tym czasie Niemcy miały 6 razy większy PKB od Polski, zaś ZSRS – 5,9 razy większy. Polska nie czekała, tylko od kilku lat zbroiła się nawet ponad swoje możliwości. Przecież we wrześniu 1936 r. Polska uzyskała we Francji kredyt na cele wojskowe w wysokości 2,6 mld franków. W kraju powstał Fundusz Obrony narodowej, który do maja 1939 r. zgromadził około 1 mld zł (obecnie to byłoby ok. 5 mld euro).
II RP podjęła ogromny wysiłek dla zwiększeniu swego potencjału obronnego. Na starcie Polska nie miała ani przemysłu zbrojeniowego, ani kadr do niego. Tuż przed wojną formacje zmechanizowane stanowiły 5 proc. polskiego wojska, a w armii niemieckiej było to 10 proc. O tym, że o sukcesie w przyszłej wojnie zdecydują wojska zmechanizowane i lotnictwo wiedziano w polskiej armii już w latach 20. I w tę stronę zmieniana była armia. W efekcie mieliśmy 1000 pancernych wozów bojowych (szóste miejsce na świecie po ZSRS, Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Japonii). Broni przeciwpancernej (działa i karabiny przeciwpancerne wz. 35) więcej mieli tylko Niemcy i Francuzi. Mieliśmy nowoczesną artylerię przeciwlotniczą (tylko Holendrzy mieli podobną), dobry system obrony miast przed bombardowaniami. Polska dysponowała przeciwpancernymi i przeciwlotniczymi armatami Bofors 37 i 40 mm, uzupełnianymi armatami przeciwlotniczymi 75 mm rodzimej konstrukcji. Zakłady Południowe w Stalowej Woli wytwarzały działa dalekonośne 155 mm, działa polowe 75 i 105 mm.
Szybko rozwijał się program nowoczesnego lotnictwa myśliwskiego i bombowego. Powstały myśliwce P-11 i P-24, samoloty rozpoznawcze kilku typów, lekkie bombowce PZL-23/43 i PZL-46, średni bombowiec PZL-37 i jego rozwinięcie PZL-49. Trwały prace nad wielozadaniowymi myśliwcami PZL-38 i PZL-48/54, myśliwcami PZL-50 oraz PZL-55. Polski przemysł lotniczy zyskał zdolność wytwarzania własnych silników lotniczych. Opowieści gen. Różańskiego o czekaniu i braku dobrych strategii to wyraz kompletnej ignorancji. A może to skutek lektur z czasów komunistycznych?
Gen. Różański wydziwia, że podczas wojny obronnej (nocą z 6 na 7 września) przeniesiono stanowisko dowodzenia z Warszawy do Brześcia. A przecież ta decyzja była w pełni uzasadniona zagrożeniem stolicy. Oblężenie Warszawy uniemożliwiłoby bowiem sprawne dowodzenie. W Warszawie pozostał szef sztabu gen. Wacław Stachiewicz, który miał dowodzić do czasu uzyskania pełnej operacyjności dowództwa w Brześciu, co po dobie nastąpiło. Z tych samych powodów 11 września dowództwo przeniesiono z Brześcia do Kołomyi. I aż do 16 września nie było chaosu, mimo lokalnych porażek. A 17 września uderzyli Sowieci, co przy decyzji Wielkiej Brytanii i Francji, by nie dotrzymać zobowiązań sojuszniczych, przesadziło losy wojny obronnej 1939 r. Dopiero klęska Francji rok później pokazała, jak relatywnie dobrze Polska była przygotowana do wojny i jak dobrych miała dowódców. „Wielki strateg” Mirosław Różański mógłby im co najwyżej buty czyścić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/461901-gen-rozanski-wybrzydza-na-dowodcow-wojny-obronnej-1939-r