Czy w dzisiejszych czasach możliwe jest przeprowadzenie dużego wydarzenia, o którym nawet nie zająkną się główne media, bez względu na opcję polityczną?
Tak, to jest możliwe i zaświadczy o tym mój publicystyczny sąsiad z tej samej strony, który wraz z żoną był jedną z gwiazd towarzyszącego temu wydarzeniu koncertu. Mówię oczywiście o Marszu Życia Polaków i Polonii, który wydarzył się 14 i 15 sierpnia w Oświęcimiu i niemieckim obozie zagłady Auschwitz. Brak zainteresowania ze strony i TVN, i Polsatu, i TVP bardzo nam pomógł. Tak, nie prawię wam tu żadnej herezji.
To wydarzenie nigdy nie miałoby takiej duchowej mocy, takiego pięknego nastroju, gdyby odbywało się pod pręgierzem kamer i mikrofonów. Prawie 2 tys. Polaków z całego świata i ponad 2 tys. Polaków z różnych zakątków naszego kraju poświęciło swój czas i pieniądze, aby dotrzeć do Oświęcimia. Hotele, restauracje i kawiarnie w te dni były wypełnione po brzegi. Najciekawszym fenomenem jest jednak to, że w takiej masie ludzi wszyscy się do siebie uśmiechali, byli dla siebie wyrozumiali i cierpliwi. To naprawdę niezwykłe, że przez te dwa dni nikt nie powiedział nikomu nawet złego słowa. Wydarzenie pokazało, jak bardzo my, Polacy, jesteśmy już spragnieni dobra i przyjaźni, jak bardzo mrozi nas temperatura naszego życia publicznego.
Oczywiście nie brakuje malkontentów, ale – co ciekawe – są to zawsze ci, których wtedy w Oświęcimiu nie było. Mnożą się fałszywe opowieści i posądzenia. To jednak nie ma najmniejszego znaczenia. Uczestnicy wiedzą jak było, w serce każdego z nich wrosło przesłanie św. Maksymiliana Kolbego. Każdy, kto wtedy przyjechał, przywiózł z sobą cząstkę tej niezwykłej atmosfery, był współtwórcą marszu… On teraz będzie trwał wszędzie tam, gdzie powrócili jego uczestnicy. Wszyscy się przecież przekonali, jak wielką siłę ma dobro, wspólnota. Oczywiście brzmi to w sposób patetyczny, ale trudno inaczej opowiadać o tym sierpniowym doświadczeniu w Oświęcimiu. Udało się wszystko, ale najbardziej „udali się” uczestnicy, którzy często po kilkadziesiąt godzin jechali, aby wspólnie pobyć, poczuć się razem, poszukać „polskiego sensu”. Nasza wspólnota będzie rosła i dokona jeszcze niejednego niezwykłego czynu. Wspólnie poczuliśmy bowiem moc, jaką daje nam bycie razem. Szydercy już mogą ostrzyć swoje wilcze mleczaki, ich sprawa. Nas to jednak nie dotknie. Tego roku w Oświęcimiu poczuliśmy moc i nauczyliśmy się być dobrze razem. To będzie rosło. Przekonacie się.
Felieton ukazał się w numerze 34/2019 tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/461898-sila-marszu-ktory-trwa