Śmierć w więzieniu Dawida Kosteckiego ps. Cygan ma niepokojąco sensacyjny charakter.
Jednocześnie odsłania schorzenie, które trapi dziś polską rzeczywistość. Ci, którzy nie pogodzili się z przegraną w wyborach – a nie chodzi tylko o polityków ani nawet głównie nie o nich – z każdej rzeczy spróbują wykuć pretekst do zaatakowania znienawidzonej władzy. W efekcie funkcjonujemy już nie tyle w zmistyfikowanej, ile zwariowanej rzeczywistości. Ci, którzy przez dekady łączenie elementarnych faktów i wyciąganie z nich oczywistych wniosków nazywali teoriami spiskowymi, dziś snują ich najdziksze warianty, nie przejmując się jakimkolwiek prawdopodobieństwem. Wiedzą, że ich zakleszczeni w plemiennej rywalizacji kibice łykają je bez śladu krytycyzmu.
Kostecki osiągnął sukcesy w boksie, ale jego staż przestępczy był dłuższy. Wydaje się, że sława w sporcie dała mu poczucie pewności i spowodowała, że rzucił wyzwanie monopolistom seksbiznesu na Podkarpaciu. Byli nimi bracia Rysiczowie, którzy skorumpowali regionalny oddział Centralnego Biura Śledczego. Kostecki z rodziną otworzył im pod nosem trzy kluby nocne pełniące równocześnie funkcję domów publicznych. Szybko zostały one zamknięte, a Kostecki za czerpanie korzyści z nierządu zamknięty został na 2,5 roku. Przebywając w więzieniu, w 2012 r. ogłosił na Facebooku, że jest niewinny i skazany został na skutek działań Rysiczów powiązanych z CBŚ. Do autorstwa tego wpisu przyznaje się dziś Marek K., który alarmował już od jakiegoś czasu o całej sprawie.
Ale prokuratura zarzuty ukraińskim sutenerom postawiła dopiero w 2016 r., także wówczas stracili pracę i zostali zatrzymani osłaniający ich szefowie miejscowego CBŚ.
W tym samym czasie za kolejne przestępstwa następny raz do więzienia trafił Kostecki. Przyznał się do winy i zgodził na współpracę, czym zagroził licznym bandytom.
W czerwcu tego roku z Rzeszowa przewieziony został na Białołękę, gdzie zeznawać miał w sprawie Pawła G., który przebywał w tym samym miejscu. Znajdował się tam także znany z bezwzględności szef gangu mokotowskiego, którego obciążały informacje Kosteckiego. „Cygan” miał zeznawać 1 lipca, ale proces ze względu na nieobecność adwokata oskarżonego został odroczony do 14 sierpnia. Były bokser został znaleziony martwy w celi 2 sierpnia. Lekarz zidentyfikował na jego szyi dwa ślady, które mogłyby powstać na skutek wkłucia igły. Jeden z prokuratorów, którzy wezwani zostali do denata, napisał w służbowej notatce o „możliwym zbrodniczym charakterze śmierci”.
Wyniki sekcji mówią o samobójstwie. Rodzina nie wierzy. Ich reprezentanci, zwłaszcza Roman Giertych, podsycają wątpliwości. Problem polega na tym, że funkcjonowanie tego zombie (copyright Rafał Ziemkiewicz), którego politycznie uśmiercił Jarosław Kaczyński, sprowadza się do szukania za wszelką cenę zemsty na swoim zabójcy. To wystarczyło, aby wcielenie zła III RP przekształciło się w szacownego mecenasa i politycznego mędrca.
Niezależnie jednak od intencji Giertycha niepokoi niechęć prokuratury do przeprowadzenia ponownej sekcji. Bo w sprawie Kosteckiego zdarzyły się rzeczy skandaliczne. Należy do nich przeniesienie go na Białołękę, gdzie znajdowali się przestępcy, w których sprawie zeznawał, i to oni, zdaniem jego znajomego, „zrobili mu piekło”. Opowieści szefostwa więzienia, że potrafiło ich od siebie skutecznie izolować, to bajki dla każdego, kto zna trochę panujące w takiej instytucji warunki.
Jeżeli Kostecki przyjechał tylko na proces, to dlaczego nie wrócił do Rzeszowa po jego przesunięciu?
Niestety, sprawę mąci istotnie jazgot totalnych – w tym Giertycha – którzy usiłują wymyślić kolejną aferę. Oto portal naTemat: „W 2012 r. te rewelacje [Kosteckiego] nie miały jeszcze wielkiego związku z polityką. Pojawiły się one dopiero na początku bieżącego roku, gdy pojęcie »afera podkarpacka« stało się powszechnie znane za sprawą byłego funkcjonariusza CBA Wojciecha J., który przekonuje, iż widział »sekstaśmę« ważnego polityka Prawa i Sprawiedliwości”.
Wynika z tego, że wieloletni, bezkarny proceder handlu kobietami i zmuszania ich do prostytucji przy współpracy z miejscowym CBŚ nie ma znaczenia, natomiast nabrał go wtedy, gdy, jak wszystko wskazuje, niezrównoważony psychicznie osobnik stwierdził, że widział sekstaśmę z Markiem Kuchcińskim. Wprawdzie proceder kwitł pod rządami PO, a zlikwidowała go prokuratura i służby za czasów PiS, ale aferą obciążony jest rząd, bo… ktoś coś powiedział. Tak deklarują poważni (?) politycy opozycji.
A „Cygana” pewnie zamordował Kaczyński.
Felieton ukazał się w numerze 34/2019 tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/461896-cygan-i-polityka?wersja=mobilna