Gdyby Andrzej Duda skończył swe wystąpienie w momencie zawieszenia głosu, które zdezorientowało nawet prowadzącą uroczystość, pewnie nikt nie miałby do niego pretensji. Powiedział o niemieckiej napaści, bestialstwie, hitlerowskim reżimie i totalitaryzmie. Wspomniał ofiary cywilne II Wojny Światowej, poświęcił kilka zdań Rzezi Woli, przypomniał i Wieluń, i Westerplatte. Ważne i dostojne to było. Wszystko jak należy.
Ale na tym nie skończył. Odwaga to w polityce ważna cecha, trzeba ją mieć, by w odpowiednim miejscu i czasie pójść w swoich przemówieniach dalej tak, by móc je później zaliczyć do historycznych albo conajmniej niezapomnianych. Tak, to były odważne, zdecydowane, jednoznaczne słowa. Będziemy je po latach wspominać.
Jeśli przyjmiemy, a chyba należałoby, że zestaw gości na dzisiejszej uroczystości zapewnił nam dotarcie z przekazem na cały świat, to można mówić o przemówieniu historycznym. Blisko 40 zagranicznych delegacji, w wielu przypadkach z prezydentami na czele wysłuchało celnej analizy. Prawdziwej, bo wniosek pochodzi z polskiej historii. Gdyby Zachód nie odwrócił głowy, czy Hitlerowi wystarczyłoby odwagi, by w 1939 roku pójść na wojnę z całym światem? A czy dzisiaj europejscy przywódcy są na tyle uważni i konsekwentni, by nie odwracać głowy, gdy celem innego totalitarnego najeźdźcy staje się Ukraina?
Gdy Andrzej Duda mówił o agresji i przesuwaniu granic naszego sąsiada, kamery pokazały Wołodymira Zełeńskiego. W tym momencie musiało do niego dotrzeć, że w Polsce ma naprawdę wielkiego sojusznika. Nie przypominam sobie, by ktokolwiek chciał być tak jednoznacznym rzecznikiem interesów Ukrainy w świecie. By ktoś konsekwentnie przypominał, nawet gdy temat już nieco spowszedniał, że tam dzieje się wojna, że to agresja, na którą nie ma zgody. I, że zachodnie sankcje wobec Rosji muszą nie mogą być zniesione, bo tylko one są w stanie utrzymać Putina w jakichkolwiek ryzach.
CZYTAJ TAKŻE: Zełeński obiecał odblokowanie ekshumacji IPN na Ukrainie? Świetnie, ale uwierzę dopiero, gdy zobaczę
Są takie momenty w życiu polityka, które znaczą więcej niż inne. Pokazują, czy mamy do czynienia z mężem stanu, czy z kimś przeciętnym. 1 września 2019 roku, 80 rocznica wybuchu II Wojny Światowej, to była chwila tryumfu Andrzeja Dudy. Usłyszałem dzisiaj dumego przywódcę, który w pierwszej kolejności troszczy się o swój Naród, ale widzi coś więcej. Patrzy strategicznie na całą Europę, widzi zagrożenia, trafnie je diagnozuje i od innych przywódców żąda conajmniej zastanowienia się nad tą diagnozą.
CZYTAJ TAKŻE: Internauci zachwyceni wystąpieniem prezydenta Dudy. „Tym przemówieniem wygrał sobie wybory 2020 w pierwszej turze”
Same nasuwają się pytania, kto będzie konkurentem Andrzeja Dudy w wyborach w 2020 roku. Padają różne nazwiska: Aleksandra Dulkiewicz, Rafał Trzaskowski, Donald Tusk. Prezydent Gdańska dzisiaj, na Westerplatte (!!!), wplatając do przemówienia wątki wewnętrznego sporu samorządu z rządem pokazała, że duża polityka to wciąż dla niej zbyt wysokie progi. Prezydent Warszawy nieszczególnie radzi sobie z o wiele bardziej przyziemnymi obowiązkami, a Donalda Tuska w Warszawie dzisiaj nie było. Bo podobno czuje, że go nie chcą. Słabo.
Opozycja chyba wciąż musi szukać swojego kandydata, PiS już nie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/461895-dulkiewicz-i-duda-to-swiaty-ktore-nie-spotkaja-sie-nigdy