„Wiedzieliśmy, że bez rządu dusz nie będzie innej lewicy w polityce” - tak o początkach „Krytyki Politycznej” mówi w wywiadzie dla magazynu „Plus Minus” (weekendowego wydania „Rzeczpospolitej”) Sławomir Sierakowski.
Lewicy nie było. Była „Trybuna”, którą od „Gazety Wyborczej” różnił tylko stosunek do PRL i SLD. Dziś „Gazeta Wyborcza” i „Krytyka Polityczna” to właściwie ten sam język
— wskazuje.
Tym samym przyznaje, że media głównego nurtu w Polsce mają zdecydowanie zabarwienie lewicowe.
To dzięki nam skrajnością jest dzisiaj Leszek Balcerowicz, a nie lewica. Właściwie żadna duża partia nie jest dziś neoliberalna. Wcześniej były wszystkie
— mówi publicysta.
Nie zauważa chyba, że Balcerowicz wciąż występuje w mediach wspierających opozycję w roli wyroczni w sprawach ekonomicznych. Trudno też zgodzić się z tezą, że to działalność małej grupki lewicowej młodzieży z „Krytyki Politycznej” odwróciła trend forsowania liberalnych rozwiązań, w szczególności jeśli chodzi o pomoc państwa dla obywateli, w polskiej polityce. To polityka społeczna rządu Prawa i Sprawiedliwości wymusiła na liberalnych partiach deklaracje o zachowaniu takich programów, jak np. 500 plus.
Uważano, że kultura nie powinna się mieszać w politykę. Myśmy wyszli z pomysłem na kulturę, która ma prawo, a nawet obowiązek mieszać się do polityki, bo o pewnych rzeczach tylko artysta potrafi dobrze opowiedzieć
— przekonuje.
I tu znowu zaskoczenie. Sierakowski wprost przyznaje, że do lewicowej propagandy w Polsce wykorzystuje się kulturę. Zazwyczaj ideolodzy lewicy niechętnie przyznają się do tego oczywistego faktu.
Równość polega na równym prawie do robienia błędów. Nie może być tak, że tysiąc happeningów prawicowych środowisk nikogo nie dziwi, a gdy raz czy dwa zdarzy się eksces po naszej stronie, to już dowód, że nie należy przyznawać równych praw gejom czy kobietom
— mówi w odpowiedzi na pytanie o występ drag queen, która poderżnęła gardło lalce z twarzą biskupa Jędraszewskiego.
Pytany o dzisiejszą rolę „Krytyki politycznej” z zadowoleniem przyznaje, że jej misja powiodła się.
Ten wpływ został w dużej mierze zrealizowany. Nie musimy już dzisiaj nikogo uczyć, na czy polega równościowa polityka gospodarcza albo społeczna. Jeśli chodzi o media liberalne, to meldujemy zrealizowanie misji
— podkreśla.
Ale w dalszym ciągu wywołujemy duże dyskusje
— dodaje.
Nie umieliśmy dotrzeć do elektoratu małomiasteczkowego, który dziś zapewnia PiS wygraną w wyborach. Żadna nowa lewica nie umiała. To jest nasza tragedia
— przyznaje.
Odnosząc się do bieżących wydarzeń i zbliżających się wyborów parlamentarnych Sierakowski zapowiada, że wraz z Przemysławem Sadurą zaprezentuje w połowie września raport, który ma być diagnozą socjologiczną sytuacji w Polsce. Publicysta nie ma jednak wielkich nadziei na zwycięstwo opozycji. Wątpi w szczególności na pozyskanie przez „Lewicę” elektoratu Prawa i Sprawiedliwości.
Lewica funkcjonuje w wielkich miastach i raczej nie trafi szybko na prowincję, która jest konserwatywna. W elektoracie socjalnym miejsce jest zajęte przez PiS, które ma pieniądze żeby dawać ludziom powód do głosowania na siebie i tolerowania patologii
— zaznacza.
O tolerowanie jakiej patologii chodzi? Tego Sierakowski nie mówi.
W pewnym sensie Jarosław Kaczyński udowodnił własną teorię spiskową. Najpierw opowiadał, że elity ukradły ludziom pieniądze i nie chcą się podzielić, a potem doszedł do władzy i zaczął pieniądze rozdawać. Gdybym był wyborcą z głębokiej prowincji, to naprawdę nie miałbym dobrego powodu, by nie wierzyć PiS
— dodaje.
Wywiad ze Sławomirem Sierakowskim jest zaskakujący co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, publicysta przyznaje w nim, że lewicowa narracja dominuje dzisiaj w polskich mediach głównego nurtu. Po drugie, mówi wprost, że propaganda w kulturze i sztuce prowadzona przez lewicowych artystów jest realizacją planu ideologów tego nurtu. Dotychczas lewicowi aktywiści zwykli zaprzeczać tym faktom.
kb/”Plus Minus”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/461872-sierakowski-dzieli-polakow-na-swiatla-elite-i-zascianek