Z rozbawieniem obserwujemy w redakcji swoisty „płodozmian” stosowany przez media III RP wobec naszego środowiska. Zwykle pierwsza atakuje „Gazeta Wyborcza”, ale jak już się trochę na chwilę zmęczy, to do gry wchodzi kapitał niemiecki. Kiedy i oni muszą na chwilę zająć się własnymi sprawami, delegują kogoś trzeciego. Ostatnio wydelegowano „Super Express”, kiedyś krwisty tabloid, dziś nudnawy biuletyn przypominający w opinii niektórych tablicę ogłoszeniową. Kto chce, może mieć tam (dowodzą znawcy), co sobie politycznie wymarzy. Oczywiście, jak się postara. I żeby było jasne - rządowi także mogą i mają, całkiem dużo, co często widać we wzruszających opowieściach publikowanych na łamach. Być może zresztą redakcja ta odreagowuje na nas tę nową w sumie rolę? Być może za ciepło się o nich mówi w kręgach władzy i chce odbijać się od nas? Do tematu jeszcze wrócimy, bo jest smakowity, a wiedzy nie brakuje.
Istotą tych wszystkich ataków jest jeden wątek: irytacja na pisanie prawdy o tym, kto rządzi dobrze, a kto źle. Do tego bowiem sprowadzają się te wszystkie zarzuty. To jest największa zbrodnia. Można bowiem w polskich mediach być prawicowcem, ale tylko dziwnym, z odchyleniami. Najlepsza wersja, ideał, to prawicowiec-antypisowiec. Za dobrą wersję uchodzi prawicowiec-konfederacyjny, kukizowy i korwinowy, im bardziej szalony, tym lepiej. Akceptuje się też prawicowców-znudzonych światem, namawiających do poddania się wiatrowi dziejów. Cenieni za użyteczność są prawicowcy-symetryści, czyli tacy, którzy wszystko zamulą, prawdę zawsze lokując po środku (ona tam rzadko leży). Lubiani są prawicowcy-rewizjoniści. Ale prawicowiec, który nie daje się nabierać na rozmaite operacje zwodzące, który nie buja w obłokach, który rozumie, że zmiana kierunku spraw państwowych wymaga narzędzi politycznych i organizacyjnych, który umie rozróżnić bzdurkę od sprawy ważnej - taki popełnia i myślozbrodnię, i przestępstwo wedle kodeksów III RP.
To w tym wszystkim jest źródło tak zapiekłych ataków na nasze środowisko. Bo skromnie żyjąc i ciężko pracują spokojnie, z najlepszą wolą, patrzymy na sprawy polskie analizując konkretne zmiany, liczby i generalny kierunek działania. Bo jesteśmy niezależnym ośrodkiem medialnym konsekwentnie pokazującym ile setek miliardów złotych wyrwano już z rąk złodziei, jak hulały tu mafie vatowskie, złodzieje kamienic i gigaprzemytnicy za PO-PSL. Bo pokazujemy, jak ekipie Tuska w biały dzień rozkradano kraj, a oni tego albo nie widzieli, albo nie chcieli widzieć. Bo samodzielnie budujemy swoją agendę, nie ulegamy presji na udział w nagonkach, bez względu na to, komu służą. Ta stabilność w myśleniu i działaniu sprawiła, że w czasie wielu kryzysów właśnie o portal wPolityce.pl i tygodnik „Sieci” rozbijały się rozmaite duże operacje. Inni szybko wymiękali albo zachowywali się niemądrze. Taka prawda.
Ale wróćmy do tematu głównego, czyli tego, kto umie, a kto nie potrafi rządzić. Miniony tydzień przyniósł z jednej strony zapowiedź zrównoważonego budżetu na rok 2020, co przy tak dużych programach prospołecznych jest niesamowitym osiągnięciem obozu Jarosława Kaczyńskiego i rządu premiera Mateusza Morawieckiego - nawet jeśli założymy tu oczywisty margines ryzyka. Z drugiej zaś mieliśmy jęki pani prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz, że nie radzi sobie z budżetem miejskim oraz katastrofę ekologiczną na Wiśle, związaną ze spuszczeniem olbrzymiej masy ścieków do rzeki przez stołeczną oczyszczalnię.
Patrząc na to, stojąc jak zawsze w prawdzie, pozwolę sobie zaproponować: a może by tak oba miasta poprosiły o pomoc ten znienawidzony PiS? Doświadczenie ostatnich lat wskazuje, że pieniądze by się w Gdańsku znalazły, a ścieki stołeczne przestałyby na zawsze płynąć do Wisły (całkiem niedawno w Gdańsku popłynęły do morza). Jarosław Kaczyński na pewno nie odmówi i podeśle kilku sensownych ludzi.
Rozumiem, że taki scenariusz politycznie jest trudny do realizacji, zdaję sobie sprawę iż pojawiliby się złośliwcy i ironiści wykorzystujący sytuację, ale przynajmniej przestałoby śmierdzieć, w każdym sensie, na pół Polski. Jestem przekonany, że dla mieszkańców, a oni są najważniejsi, to wartość wyższa niż drobne upokorzenie wynikające z uznania faktu, że nakręceni przez media wybrali może nie tych, którzy umieją rządzić.
Jak państwo sądzicie, to możliwe? I czy można o tym rozmawiać?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/461400-a-moze-by-tak-gdansk-i-stolica-poprosily-o-pomoc-pis