Mój wuj, ks. Walenty Gadowski wytyczył szlak na Orlą Perć. Papież Jan Paweł II poświęcił jego tablicę na Kasprowym Wierchu. Moja mama codziennie patrzy się na Krzyż na Giewoncie i modli się
— mówi portalowi wPolityce.pl Witold Gadowski, dziennikarz, zakopiańczyk.
wPolityce.pl: Po czwartkowej tragedii w Tatrach pojawiły się głosy, żeby zdjąć Krzyż z Giewontu. Jak się odnosisz do tej propozycji jako rodowity Zakopiańczyk?
Witold Gadowski: Jeżeli ktoś spróbuje zniszczyć Krzyż na Giewoncie, zobaczy co znaczy gniew górali. Nie wolno tknąć pamiątki męki i śmierci naszego Zbawiciela! To nasze, góralskie wotum dla Pana Boga. Mój wuj, ks. Walenty Gadowski wytyczył szlak na Orlą Perć. Papież Jan Paweł II poświęcił jego tablicę na Kasprowym Wierchu. Moja mama codziennie patrzy się na Krzyż na Giewoncie i modli się.
Niech przyjedzie do Zakopanego i to powie. Zobaczymy, co się stanie.
Skąd się wzięła narracja, że Krzyż na Giewoncie jest winien?
Wykorzystywany jest każdy pretekst do ataku na religię i Kościół. Od początku roku trwa nasilona antykatolicka kampania. To nieprzytomna nagonka na Kościół tak się radykalizuje, że słyszymy już psychiatryczne wypowiedzi. Ale tutaj już nie ma o czym dyskutować. Niech ktoś przyjedzie i spróbuje ściągnąć Krzyż z Giewontu, wtedy zobaczy jaka będzie reakcja.
W połowie sierpnia odbył się zorganizowany przez Ciebie Marsz Życia Polaków i Polonii w Auschwitz. Pokusisz się o podsumowanie go?
Udała się rzecz dość trudna. W czasie kampanii wyborczej, przy dużym nagromadzeniu emocji udało się zorganizować imprezę obfitującą w wiele spotkań. Liczę, że marsz przyniesie wiele rozłożonych w czasie skutków.
Pojawili się Polacy z Japonii, Australii, Kanady, ze Stanów Zjednoczonych, z Togo, Arabii Saudyjskiej, z Iranu. Przyjechało ponad dwa tysiące Polaków z całego świata. W sumie było pięć tysięcy uczestników. Udało nam się to zorganizować bez wsparcia mediów. Celowo zresztą nie korzystaliśmy z niego. Ludzie przyjechali za własne pieniądze. Często podróżowali przez kilkadziesiąt godzin i nie chcieli wyjeżdżać. Atmosfera była bardzo dobra. Marsz ochraniało wielu funkcjonariuszy Policji i nie było nawet jednego zadrażnienia między uczestnikami a Policją. Uczestnicy rozmawiali z funkcjonariuszami, wymieniali uśmiechy. Nic złego się nie zdarzyło. Nikt się z nikim nie pokłócił. Wszyscy byli zbudowani tym, co tam się działo. To niezwykłe, bo trudno jest opowiadać o przeżyciach duchowych. Ale to było tak ważne wydarzenie dla jego uczestników, że wszyscy teraz do mnie dzwonią i pytają czy w przyszłym roku też będzie marsz. Odpowiadam, że będzie jeszcze większy niż w tym roku.
Czym się kierowałeś organizując Marsz Życia Polaków i Polonii w Auschwitz? Jaki cel sobie zakładałeś?
Chciałem zjednoczyć Polaków wokół naszej historii i wokół prawdy o historii. Pragnąłem, żeby Polacy, którzy różnią się myśleniem o polityce, miejscem pochodzenia, doświadczenia, wiekiem i statusem majątkowym, zjawili się i porozmawiali ze sobą. To się udało. W ogrodach Zespołu Szkół Salezjańskich ludzie nie mogli się nagadać ze sobą. I to było świetne. Do tego doszły jeszcze występy artystów, którzy nie brali pieniędzy za swoje występy. To stworzyło fenomen, który trudno opisać. Celem było bycie razem, wspólne zastanawianie się nad Polską oraz pokazanie, że Oświęcim i Auschwitz to miejsca, które upamiętniają wszystkie ofiary niemieckich morderców, bez względu na pochodzenie. Celem marszu jest łączenie Polaków do pracy i namysłu nad Polską. Polska jest zbyt ważna, żeby zostawiać ją w rękach polityków. Musi powstać ruch refleksji i wspólnoty. Dzięki temu marszowi on powstaje. Ten ruch nie ma i nie będzie miał struktur organizacyjnych, ale będzie coraz większym spotkaniem i forum wymiany myśli. Cel nigdy nie będzie polityczny. Jego celem jest praca dla Polski wszędzie tam gdzie mieszkają Polacy, którzy chcą ją podejmować.
Będzie dalszy ciąg oświęcimskich rozmów?
Tak, one trwają, ponieważ każdy, kto na nich był, wyjeżdżając składał mi deklarację, że jest częścią marszu i będzie opowiadał swoim znajomym o wszystkim czego tu doświadczył, a w przyszłym roku przyjeżdża ze znajomymi. Nasza inicjatywa sama się rozwija. Nie potrzeba nam do tego mediów. Uczestnicy byli świadkami rewelacyjnego wykładu ks. prof. Tadeusza Guza.
O czym mówił ks. prof. Guz? O nowej lewicy?
Nie. Ksiądz profesor odpowiadał na pytanie: czy Bóg był w Auschwitz? Stwierdził, że Bóg był w cierpiących ofiarach morderstw zadawanych przez ludzi opętanych przez Szatana. To niezwykle ważne słowa. Boga nie było w mordercach. Bóg był w ofiarach.
Not. ems
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/460610-gadowski-kto-tknie-krzyz-na-giewoncie-zobaczy-co-to-gniew