To wszystko jest żałosne i karygodne, i nie ma sensu nikogo usprawiedliwiać czy bagatelizować sprawy, ale też nie warto przesadzać.
Nie, nie chcę niczego bagatelizować czy usprawiedliwiać w kwestii obsmarowywania sędziów. Gdy się jest wysokim urzędnikiem państwowym, pewnych rzeczy się po prostu nie robi. A gdy się robi, trzeba ponieść konsekwencje. Surowe. Ta sprawa zamienia się jednak w kolejne wariactwo, gdzie znika racjonalność osądu, a przesada jest wręcz gigantyczna: powrót do praktyk UB i SB, szczególnie jej IV departamentu, spisek, mafia, gangrena, zorganizowana grupa przestępcza, farma trolli itp. W Polsce i tak od lat mamy do czynienia z grubą przesadą w ekscytowaniu się aferami i doszliśmy do ponad setki nowych afer rocznie, co dewaluuje pojęcie afery, wywołuje najpierw obojętność, a potem irytację przeciętnych ludzi. Ale politycy i media bez afer żyć nie mogą, więc „odpalają” kolejne. I czynią z nich gamechangery, przełomy, decydujące starcia bądź ostateczne uderzenia. Nie inaczej jest w aferze z urzędnikami Ministerstwa Sprawiedliwości i sędziami w tle, choć to oczywiście sprawa realna.
CZYTAJ WIĘCEJ: Sędzia Mitera zapowiada zajęcie przez KRS stanowiska ws. Piebiaka: „Musimy odnieść się do tej sprawy, bo to dotyczy polskich sędziów”
W zgiełku wielkich uniesień, wzmożeń, nabzdyczenia i oburzenia giną rzeczy elementarne, logika i zdrowy rozsądek. Jeśli to jest wielki spisek i straszna zbrodnia, to dlaczego to jest robione tak okropnie amatorsko, bez zachowania elementarnych środków ostrożności, w żenującej, maglowej formie? Bo to chyba nie żaden spisek, tylko klasyczne dziadostwo wynikające ze sprowadzenia publicznej debaty w Polsce do żałosnego poziomu. Do okropnej paplaniny powiązanej z niskimi instynktami i chęcią dokopania tym, których nie lubimy, chcemy zdeprecjonować lub ich upokorzyć, także z politycznych pobudek. Niestety, tzw. elity w Polsce najbardziej się emocjonują obsobaczaniem kolegów, plotami, skandalami obyczajowymi, zaglądaniem pod kołdrę i dywagowaniem, kto z kim, kiedy, w jakiej konfiguracji, po kim i z jakim skutkiem. Czasem bez konkretnego celu, czasem, żeby dopiec tym, których się nie lubi bądź, z którymi się konkuruje czy walczy wewnątrz grupy bądź zawodu. Sędziowie, w tym sędziowie urzędnicy państwowi, nie są tu żadnym wyjątkiem, co jest oczywiście żenujące, bo urząd zobowiązuje.
Upubliczniono zapisy rozmów sędziów z Emilią S. i między sobą na komunikatorze WhatsApp oraz w serwisie Twitter, i ich poziom jest żałosny. Ale nie ryzykuję wiele, gdybym się założył, że zapisy rozmów tych, których „nakryci” sędziowie obsobaczają niczym specjalnie się nie różnią. Są zapewne tak samo żenujące, tylko mają przeciwny polityczny znak. Można tak sądzić po tym, co już od kilku lat funkcjonuje w oficjalnym obiegu, co głośni sędziowie mówią w TVN 24, na wiecach czy imprezach Jerzego Owsiaka, co wypisują w mediach społecznosciowych. Oczywiście wciąż pamiętam o różnicy między urzędnikami państwowymi, a tymi, którzy nimi nie są, ale zawód sędziego zobowiązuje do wysokich standardów niezależnie od tego, czy czasowo jest się urzędnikiem. Jedni i drudzy są państwowymi funkcjonariuszami.
CZYTAJ WIĘCEJ: Rzecznik dyscyplinarny SN podjął czynności wyjaśniające ws. działań sędziego Wytrykowskiego. Chodzi o sprawę Gersdorf
Język sędziów niespecjalnie odbiega od języka elit politycznych, o czym mogliśmy się przekonać słuchając nagrań z restauracji „Sowa i Przyjaciele” oraz „Amber Room”. Szczególnie „wysoki” poziom miała rozmowa dwóch angielskich gentlemenów, czyli Jana Vincent Rostowskiego i Radosława Sikorskiego. Albo pogwarki dwóch krajowych światowców, czyli Marka Belki i Bartłomieja Sienkiewicza. Oczywiście w najnowszej aferze istnieje problem funkcjonowania za pośrednictwem komunikatora WhatsApp grupy osób, którzy dzielą się pomysłami na uprzykrzenie życia „kaście”, np. namawiają do wysyłania kartek z hasłem „wyp…j!”. To żenujące, ale wygląda to na sztubackie pomysły i sporą dawkę infantylizmu amatorów, a nie spisek czy działania „zorganizowanej grupy przestępczej”. O amatorszczyźnie i infantylizmie świadczy też niefrasobliwość uczestników tej grupy. Przecież amatorskie i infantylne są także rozważania o pieniądzach dla Emilii, bo żaden realny spiskowiec tak tego nie załatwia. A to, co było, to naprawdę dziecinada, chociaż wynikająca z poczucia, że uczestnicy są ważniakami, więc mogą się tak bezkarnie „bawić”.
Groteskowe są też rozważania, jakie to wielkie zbrodnie ujawnienia tajemnic i danych osobowych wiążą się z najnowszą aferą. Przecież uczestnicy (łącznie z Emilią) to ludzie z jednego kręgu towarzyskiego, często kiedyś przyjaciele, odwiedzający się domach, spędzający razem czas wolny, co potwierdziła choćby największa „ofiara” afery, czyli sędzia Krystian Markiewicz, prezes Iustitii. Nie trzeba robić przecieków z akt i kwestionariuszy osobowych, żeby dostać numer telefonu bądź adres, skoro ci ludzie mają to w swoich smartfonach albo pamiętają w związku ze składanymi wizytami. Na takiej samej zasadzie informacjami wymieniają się inne grupy zawodowe i towarzyskie, z dziennikarzami na czele. Tu nie są potrzebne żadne wycieki tajemnych danych.
Powtórzę, to wszystko jest żałosne i karygodne, i nie ma sensu nikogo usprawiedliwiać czy bagatelizować sprawy. Jednak ten cały hejt wygląda na amatorskie dziadostwo podszyte infantylizmem. Ale też, niestety, o zaangażowaniu się w tę głupią grę mogło zadecydować przekonanie o ważności uczestników, a więc także przekonanie, że mogą robić, co chcą, nawet gdy jest to żałosne, oburzające i szkodliwe.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/460416-to-nie-spisek-czy-mafia-lecz-raczej-wojenki-amatorow