Jeśli Kościół miał prawo nazwać czerwoną zarazę, dlaczego nie może zachowywać się tak samo wobec tęczowej?
Poprzedni felieton poświęciłem narastającej fali agresji na duchownych w Polsce. To efekt nagonki na Kościół jako na ostoję tradycyjnych wartości, która powinna być barierą przeciw kontrkulturowej rewolucji. Na Zachodzie różnie z tym bywa, na szczęście polski Kościół pełni tę funkcję, za co płaci coraz wyższą cenę. Ostatnio mogliśmy obserwować to przy okazji homilii ks. abp. Marka Jędraszewskiego. Z okazji rocznicy Powstania Warszawskiego, odwołując się do słów poety, duchowny stwierdził, że dziś „czerwoną zarazę” zastąpiła jej tęczowa odpowiedniczka.
Jak można się było domyślić, wypowiedź spowodowała burzę. Pierwszym krokiem przeciwników była manipulacja. Jędraszewski miał odczłowieczyć osoby homoseksualne, określając je jako zarazę. Oto zawsze na posterunku „Tygodnik Powszechny”: „Przesłanie kazania, które 1 sierpnia wygłosił abp Marek Jędraszewski, jest przeciwne nauce Jezusa. Metropolita krakowski wezwał do walki nie z własnym grzechem, lecz z innymi ludźmi”. Czy wnosić z tego mamy, że duchownemu wolno mówić tylko o „własnych” grzechach, a kazanie ma mieć charakter publicznej spowiedzi kapłana? Czy nie wolno mu piętnować zła? Według przykazań postępowej teologii jest to niedopuszczalne, a Kościół ma funkcjonować jako automatyczna, duchowa pralnia, której zadaniem winno być odpuszczanie wszystkiego wszystkim. No, z wyjątkiem nietolerancji i fundamentalizmu, czego katolicy otwarci fundamentalnie nie będą tolerować. Tylko dlaczego do nowego wyznania mieszać Jezusa?
Przedstawiciel nowej wiary o. Paweł Gużyński domaga się dymisji krakowskiego metropolity. Chyba jednak coś dominikaninowi się pomyliło. Abp Jędraszewski jest kapłanem Kościoła katolickiego i zgodnie z jego zasadami powinien wskazywać grzech. Jeśli przeszkadza to rzecznikom jego „otwartej” wersji, to chyba oni powinni przemyśleć swoje pozostanie w Kościele?
W „TP” i we wszystkich głosach nagonki, którą zorganizowano przeciw krakowskiemu duchownemu, mamy do czynienia z zasadniczym przeinaczeniem. Kapłan nic nie mówił o ludziach, ale o złu doktryny. Jeśli Kościół miał prawo nazwać czerwoną zarazę, dlaczego nie może zachowywać się tak samo wobec tęczowej?
Metoda, którą stosują rzecznicy LGBT, jest prosta jak konstrukcja cepa. Brak akceptacji ich żądań ma być równoznaczny z żądaniem eksterminacji homoseksualistów. Oto wypowiedź zawsze ujmującej prostotą poseł Joanny Scheuring-Wielgus: „W 2019 katolicki biskup w Polsce mówi językiem nazistów. Mówi o ludziach »zaraza«. W Rwandzie na początku też padały słowa, a potem w 100 dni zamordowano 1 mln ludzi”. Wprawdzie Jędraszewski nie mówił o ludziach, ale ideologii, ale to subtelności nieuchwytne dla Scheuring-Wielgus.
Czy jednak istnieje taka ideologia? „W rzeczywistości nie ma żadnej ideologii LGBT! (…) Oni domagają się swoich praw. Nie ma tam żadnej ideologii” – ogłosiła prof. filozofii Magdalena Środa i jest to oficjalne stanowisko LGBT.
Jakich praw? Przecież mają takie same jak wszyscy obywatele. Zasiadają w polskim parlamencie, są wybierani na prezydentów miast, zakładają partie… Aha… chodzi o prawo do małżeństwa. Tyle że nie jest to prawo, a obwarowany szczególnymi warunkami związek społeczny – taki w każdym razie być powinien ze względu na obowiązek wychowania potomstwa. Fakt, że nie wszystkie małżeństwa je mają, niczego nie zmienia, tak jak fakt, że nie wszyscy żołnierze walczyli na wojnie, nie zmienia ich powołania. Homoseksualiści nie mają prawa do dzieci? Ale czy dzieci są rzeczami? Domaganie się tego pod pretekstem równych praw odsłania ideologiczny charakter ruchu LGBT. Oczywiście cała emancypacyjna ideologia ma szerszy horyzont, ale doskonale objawia się w żądaniach LGBT. Jej fundamentem jest zakwestionowanie natury i żądanie, aby, jak w każdej ideologii, wszyscy zaakceptowali takie podejście. Jeśli nie ulegają, najbardziej wpływowe środowiska organizują na nich nagonkę. Ostatni przykład. Znany amerykański aktor Mario Lopez powiedział w telewizyjnym programie, że trzylatki nie są wstanie decydować o swojej płci, a rodzice, którzy kierują się ich wyborami, narażają ich na niebezpieczeństwo. Środowiska LGBT oskarżyły go o mowę nienawiści, Wikipedia opisała jako transfoba i mizogina, od stacji NBC domagano się zerwania z nim umowy. Aktor poszedł do Canossy, przeprosił i wycofał się z wszystkiego, co powiedział.
Podziękujmy abp. Jędraszewskiemu, że również dzięki niemu nie doświadczamy jeszcze takiego ideologicznego terroru.
Felieton ukazał się w tygodniku „Sieci” 32/2019
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/459777-wildstein-w-sieci-abp-jedraszewski-i-ideologia