Główny wniosek jest taki: tam gdzie państwo polskie jest aktywne, działa dynamicznie, jest silne, tam polskość okazuje się atrakcyjna. A gdy tego braknie, gdy pojawia się próżnia, tam wchodzi ideologia przeciwstawiania sobie Rzeczypospolitej i polskości jako sił skazanych na antagonizm. Absolutna większość mieszkańców Górnego Śląska takie myślenie odrzuca. I defilada 15 sierpnia kolejny raz to pokazała
— mówi portalowi wPolityce.pl red. Piotr Semka.
wPolityce.pl: Wzmocnienie łączności Śląska z Polską i polskości na Śląsku, polemika z separatystami śląskimi - walczy pan piórem i słowem o te sprawy od lat. Jak z tej perspektywy odebrał pan defiladę „Wierni Polsce” w Katowicach, i generalnie całość obchodów setnej rocznicę wybuchu I Powstania Śląskiego?
PIOTR SEMKA, historyk, autor książek, publicysta tygodnika „Do Rzeczy”: Znów wyszły na jaw stanowiska w sporze, który dzieli Śląsk. I znów okazało się jak wiele zarzutów zwolenników Ruchu Autonomii Sląska wobec Warszawy jest tylko taktycznym chwytem. Od wielu lat rasiowcy głosili w tonie zarzutu, że Rzeczpospolita tradycji powstań śląskich nie ceni, rocznic nie obchodzi i że tak naprawdę jest w tym ukryta pogarda dla Ślązaków.
W tym roku Rzeczypospolita uczciła rocznicę wybuchu I Powstania Śląskiego w sposób bardzo godny i uczciwy. I wtedy okazało się ,że tę defiladę „Gazeta wyborcza” czy śląski polityk partii Wiosna Łukasz Kohut zaczęli wykpiwać jako rzekome upokarzanie Ślązaków czy lub wydarzenie kojarzące się z defiladami w Moskwie „gdzie kult siły jest jeszcze większy niż w Polsce”.
A wiec nie o sposób czczenia Powstań szło, tylko o to by Polska trzymała się od Śląska jak najdalej. I Platforma w okresie swoich rządów posłusznie się na to zgadzała. Tymczasem okazało się też, że Ślązacy takiej defilady potrzebowali, że ja przyjęli z entuzjazmem i że są z Powstań dumni. Nie kupują tezy RAŚ,ze była to niepotrzebna , śląsko-śląska „wojna domowa”.
Grzegorz Schetyna stwierdził, że to z powodów wyborczych, bo okazało się iż listę śląską Prawa i Sprawiedliwości otwierał będzie premier Mateusz Morawiecki. To słuszny zarzut?
To nieprawda, bo formę obchodów, włącznie z defiladą, ustalano jeszcze w maju przed wyborami do Europralamentu. Ale ten zarzut to w mojej opinii to tylko pretekst do kpin, bo przecież natychmiast pojawiły się inne. Na przykład pytanie, od kiedy to rocznicę Cudu nad Wisłą obchodzi się w Katowicach. Albo słabe dość żarty redaktora naczelnego „Dziennika Zachodniego” Marka Twaroga, że najlepiej defiladę obejść z daleka. Skrajnym przykładem zacietrzewienia antypolskiego jest nienawistny wpis pisarza Szczepana Twardocha.
Twierdzącego, że „nacjonalistyczny, polski cyrk odbywa się w Katowicach”.
Tak. Te opinie zderzyły się z wielkim sukcesem defilady, która zgromadziła ponad 200 tysięcy widzów. Tu trzeba docenić, że organizatorzy wybrali dobre miejsce w Katowicach, niedaleko Muzeum Śląskiego, w pobliżu dawnej kopalni „Katowice” - stąd szyb kopalniany, symbol miasta, był w telewizyjnych relacjach widoczny niemal cały czas. Może w wystroju plastycznym parady przydałby się jakiś mocniejszy akcent śląski, choćby w postaci herbu Województwa Śląskiego czy zdjęcia powstańców śląskich na jakichś dużych bannerach, ale to uwaga na marginesie.
„Dziennik Zachodni” postawił zarzut braku śląskich flag.
Ten zarzut to nieporozumienie, bo Powstania śląskie odbywały się pod barwami biało-czerwonymi. „Dziennikowi Zachodniemu” chodzi o żółto-niebiesko flagi w układzie dwóch poprzecznych pasów , w układzie w jakim używa ich Ruch Autonomii Śląska. To flaga nieformalna, o niedobrych dla Polski korzeniach - powstała ona w roku 1922 jako flaga niemieckiej Prowincji Górnośląskiej. Wtedy Niemcy odreagowywali wybuch polskości na Śląsku i zaczęli promować górnośląski regionalizm - w myśl zasady, że to mniejsze zło niż ciążenie mieszkańców tej ziemi do Rzeczypospolitej. Dziś jest tak mocno kojarzona z niechętnym Polsce RAS-iem na tyle mocno, że nikt w tłumie oglądającym defiladę nie uznał za stosowne jej używanie. Warto zauważyć, że było bardzo dużo flag polskich, spontanicznie przynoszonych przez mieszkańców. Nikt nie kontrolował jakie kto ma w tłumie flagi.
Po raz kolejny okazało się, że momenty uniesienia, patriotycznych emocji, automatycznie powodują odwołanie się do polskich symboli narodowych, że to poczucie bycia Polakiem jest dominującym uczuciem mieszkańców Śląska. Przypomniał mi się wrzesień 2018 roku i Mistrzostwa Świata w Piłce Siatkowej Mężczyzn, rozgrywane we Włoszech i Bułgarii. Wtedy w Katowicach w strefie kibica było bardzo tłoczno i też były tam wyłącznie flagi polskie. Wywołało to wśród aktywistów RAŚ kwaskowate uwagi, że ta ślązakowość bardzo jest naskórkowa bo w chwilach uniesień dominuje biel i czerwień. Ukazał się wtedy taki złośliwy rysunkowy komentarz na ten temat.
Chodzi o tę grafikę?
Tak. Ta tzw flaga śląska jest stosunkowo rzadko wywieszana spontanicznie poza imprezami aranżowanymi przez zwolenników autonomii lub grupami kibiców np. Ruchu Chorzów utożsamiających się z rasiowcami. Jest lansowana przez RAŚ lub jej zwolenników w radach miejskich np. Chorzowa w tzw dniu „Śląskiej fany”. To są jednak działania odgórne, w myśl tego, co ja nazywam próbami reedukacji Ślązaków od góry. RAŚ dąży do zdobywania władzy samorządowej i narzuca używania tej flagi. Należy mocno podkreślić, że czym innym jest flaga RAŚ, a czym innym flaga województwa śląskiego. Kolory podobne, ale układ flagi jest inny.
Historia pojawiła się też we wpisie Szczepana Twardocha. Napisał on słowa, które mieszkańców stolicy bardzo zabolały: „Przebierajcie sobie dzieciaki za powstańców u siebie w Warszawie, wasza sprawa. Stawiajcie te haniebne pomniki, samych siebie tym zatruwacie, wasza rzecz. Dajcie jednak spokój naszej historii”. O co chodzi?
Sprawa jest dość banalna. Premier Mateusz Morawiecki spotkał się z grupą rekonstrukcyjną Powstania Śląskiego wśród których była grupa dzieci ubranych w stroje z epoki i miały na rękach opaski. Twardoch uderzył w najmocniejsze tony: nazwał Pomnik Małego Powstańca w Warszawie przykładem haniebności polskiej, z sugestią, że na Śląsku nikt nigdy by dzieci do powstania nie brał. Czy na pewno jednak nie było przypadku, że dzieci pełniły funkcje kurierskie, że nie pomagały powstańcom - ja bym taki pewny nie był. Ale ten atak jest absurdalny z jeszcze jednego powodu. Na Śląsku nie zdarzyła się na szczęście tak potworna hekatomba jak w Warszawie, gdzie wydarzenia wciągały po prostu także dzieci w tragiczne wydarzenia. Nikt przecież im broni nie wciskał i nie kazał walczyć, to bzdura.
Dokładnie - wszyscy wiedzieli, że zbrodniarz niemiecki nikomu nie daruje. Na Woli mordowano tysiącami i dzieci, i kobiety w ciąży, i staruszków.
Patriotyczny zryw wśród dzieci i młodzieży to zawsze były inicjatywy oddolne, nie tylko w Powstaniu Warszawskim, ale i w czasie obrony Lwowa w latach 1918-1920, kiedy odznaczyły się pięknie Orlęta Lwowskie. Twardoch powinien pamiętać, że gdyby Powstania Śląskie przybrały tak straszliwy obrót jak Powstanie Warszawskie, to dzieci śląskie też pewnie by się do nich włączyły. Nie z powodu oszalałego rozkazu, nie dla zabawy, ale wskutek sytuacji krańcowej, gdzie wszyscy stają się żołnierzami, bo całej społeczności grozi zagłada.
Wspomniane tu głosy Twardocha i kpinki Twaroga to chyba jednak w całym wydarzeniu przykry, ale jednak margines?
Po raz kolejny okazało się, że aglomeracja śląska jest zdominowana przez polską tradycję, którzy widzą w Powstaniach Śląskich powód do chluby, a nie jak to nazwał Twardoch, odprysk niemieckich walk wewnętrznych z lat 1918-1921. I to jest ten fenomen i dramat Górnego Śląska. Milcząca większość jest często bierna, ale tradycja powstańcze uznaje za swoją. Tymczasem w mediach i w samorządach narrację o kształcie śląskiej tożsamości przejmuje grupa ludzi mających głęboki uraz do Polski.
Jak to możliwe? Dlaczego tak się dzieje?
Bo pozwala im na to Platforma Obywatelska, jeśli jest u władzy. To jest toksyczny związek, który trwa. Mówi się, że na górnośląskich listach Koalicji Obywatelskiej znajdą się ludzie RAŚ - Jerzy Gorzelik, lider tego ruchu, Iwona Kanclerz, kandydatka RAŚ na prezydenta Katowic czy Tomasz Mercik który był rasiowskim wicemarszałkiem za rządów PO. Dlaczego ten związek jest tak silny i nierozerwalny, nie wiem. To przekracza to wszystkie granice racjonalności i logiki. To jest powód dlaczego najwyżej dwutysięczne demonstracje RAŚ mogą w ogóle być przedstawiane jako głos regionu, a kilka milionów ludzi przywiązanych szczerze do polskości nie zauważa się. Wszystko to splata się z ignorancją warszawskich redaktorów, którzy - jak w piątkowym wydaniu Rzeczpospolitej piórem pana Artura Bartkiewicza – powielają narrację rasiowców.
Ten bardzo nieprzyjemny tekst zaczyna się tak: Wiele zmieniło się od czasu, gdy PiS w swoim „Raporcie o stanie państwa” pisał o „ukrytej opcji niemieckiej”.
Jest oczywiste, że Prawo i Sprawiedliwość określało mianem „ukrytej opcji niemieckiej” nie Ślązaków jako zbiorowość, ale tych autonomistów śląskich, którzy o Polsce mówią i piszą jak najgorzej, którzy przyjmują tezy historyczne wywodzącą się z niemczyzny jak np. o „tragicznym podzieleniu Śląska po 1922 roku” a nie o zrastaniu się tej ziemi z Polska po 600 latach obcej władzy. I wszystko to razem z teza, że Pis znajduje sobie kolejnych wrogów. Rzekomo wczoraj byli nim wszyscy Ślązacy a teraz wszyscy homoseksualiści. To powtarzanie tez „Gazety wyborczej”.
Skąd pana zdaniem bierze się tak duże pęknięcie między entuzjazmem Śląska dla polskości i niechęcią części tamtejszych elit wobec Rzeczypospolitej i jej tradycji?
To zjawisko bardziej skomplikowane. Przypomina trochę Ruch Palikota. Sprzężenie skłonności do transgresji, epatowania przekraczaniem granic tradycyjnego spojrzenia na śląską historię z nastrojami części elit z rdzennych rodzin śląskich hodujących w sobie urazy rodzinne – pamięci o błędach polskiej administracji po 1922 roku, walki z gwarą w szkołach PRL czy kpin Polaków z innych stron do ich niemieckich tradycji kulturowych – np. obchodzenia urodzin zamiast imienin. Współgra to z niechęcią elit platformerskich i elit liberalno-lewicowych do patriotyzmu polskiego. Stąd przekonanie części lewicowych sympatyków tego autonomizmu w Warszawie , że lepszy śląski nacjonalizm niż nacjonalizm polski.
Fakt, że najważniejszy dziennik w regionie ma niemieckiego właściciela może tu mieć znaczenie?
To czynnik wtórny. W tym sensie ,że bardzo łaskawe traktowanie RAŚ na łamach „Dziennika Zachodniego” nie budzi specjalnego sprzeciwu takiego właściciela. Nie jest to moim zdaniem orkiestrowane z Niemiec, jak to się często po prawej stronie głosi. To wyraz raczej silnej pozycji na Górnym Śląsku elit kibicujących tzw regionalizmowi Śląskiemu. Ale nie przeceniajmy też ich wpływów. Kiedyś były sporo większe. Dziennik zachodni to już obecnie nakład ok 24 tys. egzemplarzy.
Na koniec, żeby nie było tylko miło. Ludzie mieszkający na Śląsku a przejęci polskością narzekają, że na co dzień obecnie rządząca ekipa za mało pracuje na rzecz promocji polskości, że za mało takich impulsów, że w wielu miejscach wciąż urzędują rasiowcy. Zgadza się pan z tym?
Oczywiście, to słuszny wyrzut. Od 2015 roku można było próbować zrobić dużo więcej, a już po przejęciu władzy w Sejmiku w 2018 roku powinno to być oczywistością. Zobaczymy, czy po wyborach sejmowych to się zmieni. Przykład: polskie państwo wciąż nie stworzyło w Katowicach, głównie wskutek oporu samorządu zdominowanego przez Platformersów i wcześniejszych Unii wolności, dużego Archiwum Powstań Śląskich, które powinno być placówką silna placówka badawczo-naukową. Muzeum Powstań Śląskich, zresztą bardzo zacne, powstało w Świętochłowicach w 2014 r. ale jest dość słaba placówką , w niewielkim budynku, opartą o finansowanie samorządowe.
Główny wniosek jest taki: tam gdzie państwo polskie jest aktywne, działa dynamicznie, jest silne, tam polskość okazuje się atrakcyjna. A gdy tego braknie, gdy pojawia się próżnia, tam wchodzi ideologia przeciwstawiania sobie Rzeczypospolitej i polskości jako sił skazanych na antagonizm. Absolutna większość mieszkańców Górnego Śląska takie myślenie odrzuca. I defilada 15 sierpnia kolejny raz to pokazała
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał kam
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/459615-red-piotr-semka-slazacy-takiej-defilady-potrzebowali