„Powstrzymać szaleństwo”, „Dramat muzułmańskich dziewczynek”… - niemieckie media biją na alarm. Chodzi o, jak to ujęła Deutsche Welle, „brutalną codzienność”, o zabieg klitoridektomii, czyli - mówiąc wprost - wycinania łechtaczek dziewczętom, nazywany także wyrzezaniem. Grozi to 15 tys. córek imigrantów w Niemczech. Kwestia rytuału obrzezania chłopców pozostaje tematem tabu…
Niemieckie media powielają apele do różnorakich organizacji, pracowników socjalnych, pedagogów i lekarzy o wzmożoną czujność i otaczanie opieką okaleczonych dziewcząt i kobiet. Przez prasę i telewizję przetoczyła się fala doniesień z krwawymi opisami. Nie wiedzieć czemu nie są napiętnowane równie dramatyczne przeżycia obrzezanych chłopców, jak pewnego czterolatka z Kolonii. Zgodnie z opowieściami rodziców, miał to być wielki i radosny dzień w jego życiu, jednak zamiast radości i rodzinnego święta był koszmar, który na zawsze utkwił w pamięci nie tylko tego dziecka. Po nieudanym obrzezaniu malec dostał silnego krwotoku. Zanim jego matka, młoda muzułmanka, zdecydowała się odwieźć synka do szpitala, usiłowała jeszcze przez kilka dni domowymi sposobami zatamować mu krwawienie z penisa. Po udzieleniu pomocy przez lekarzy, dyrekcja kliniki zgłosiła w prokuraturze przypadek „umyślnego uszkodzenia ciała”. Finał tego zdarzenia rozegrał się najpierw przed nadreńskim sądem krajowym, a potem przed niemieckim parlamentem. Politycy stanęli przed dylematem: tradycyjna ceremonia religijna czy barbarzyński, krwawy rytuał?
Mali, przestraszeni chłopcy, ubrani w uroczyste stroje, którzy wnoszeni są na rękach przez rodziców, nie mają prawa głosu - amputacja napletków jest aktem wymuszonym na nich przez opiekunów, na znak przymierza z prorokiem Mahometem czy z Bogiem Jahwe. Tego ponoć wymaga stwórca w Księdze Rodzaju, kult i obyczaj. W ocenie niemieckich jurystów rozpatrujących sprawę „trwałego okaleczenia” chłopca z Kolonii było to podlegające karze pogwałcenie praw dziecka i człowieka. Było, ale… nie jest, gdyż pod naciskiem obrońców tego rytuału żaden rodzic ani osoba dokonująca obrzezania nieletnich nie poniosła i nie ponosi za to jakiejkolwiek kary.
Po bezprecedensowym orzeczeniu sądu w RFN (z 2012 roku) w sprawie okaleczenia czterolatka zawrzało w islamskich i żydowskich gminach niemal na całym świecie.
Bez obrzezania żydowskie istnienie w Niemczech jest nie do pomyślenia”
– grzmiał chasydzki rabin Yehuda Teichtal, który zażądał od polityków „unieważnienia werdyktu sędziów” i „uchwalenia ustaw gwarantujących rodzicom swobodę dokonywania tego zabiegu” na nieletnich.
To bezprzykładna ingerencja w prawo samostanowienia gmin wyznaniowych
– wtórował mu były już szef Centralnej Rady Żydów w RFN, wiceprzewodniczący Światowego Kongresu Żydów Dieter Graumann.
To największy atak na społeczność żydowską od czasu holokaustu
– dorzucił moskiewski rabin Pinchas Goldschmidt.
Do chóru krytyków dołączyli się uczestnicy Europejskiej Konferencji Rabinów, którzy wydali oświadczenie, iż niemiecki zakaz obrzezania chłopców stanowi „zagrożenie dla przyszłości Żydów”. Taką samą opinię wydał American Jewish Committee; według tej organizacji, w Niemczech pogwałcono „prawo rodziców do samostanowienia o religijnym wychowywaniu dzieci”.
Nie inaczej zareagował świat islamu. Dla tureckiego ministra ds. współpracy z Unią Europejską Egemena Bagisa, niemieccy sędziowie to „bezdenni głupcy”. Zrzeszenie palestyńskich studentów, które po raz pierwszy w dziejach zjednoczyło się z żydowskimi działaczami, oceniło orzeczenie sądu w Kolonii jako „odzwierciedlające nasilanie się w RFN skrajnie prawicowych poglądów”; na Niemcy posypały się zarzuty „ograniczania”, a nawet „kryminalizowania praktyk religijnych obywateli”, brzmiał wspólny komunikat.
Dla ułatwienia Niemcom politycznej weryfikacji orzeczenia sędziów, grupy wyznaniowe zaczęły zbiórkę datków, z których mieli być opłaceni lobbyści i najlepsi adwokaci. Jak informował „Financial Times”, szwajcarski biznesmen wyznania mojżeszowego Edi Gast przelał na cel tej kampanii aż 10 mln euro. Na efekty tej zbiórki nie trzeba było długo czekać. „Orzeczenia sędziów nie stanowią obligatoryjnej wykładni prawa”, uspokajała chadecka posłanka CDU w Bundestagu Maria Flaschbarth. „Zakaz obrzezania w żadnym wypadku nie posłuży dobru dziecka”, przekonywał ekspert do spraw integracji z Zielonych Özcan Mutlu. Ów polityk tureckiego pochodzenia podkreślał, że obrzezanych jest aż 95 proc. niemieckich Turków. Gdy po decyzji kolońskich sędziów lekarze wstrzymywali się z dokonywaniem tych zabiegów, rodzice zaczęli powierzać swych synów imamom czy wręcz fryzjerom, którzy wycinali malcom napletki na zapleczach meczetów czy w ich domach - uzasadniał Mutlu.
Po partyjnych giermkach przyszedł czas na wypowiedzi ze świecznika rządzących wówczas chadeków i liberałów. Szef dyplomacji Guido Westerwelle (FDP) podzielił się swymi obawami o „wizerunek Niemiec” i wyraził przekonanie, że Republika Federalna dowiedzie tolerancyjności… „poprzez chronienie tradycji obrzezania”. Kanclerz Angela Merkel wskazała, co dla niej charakterystyczne, palcem w poprzek: „Nie chciałabym, aby Niemcy były jedynym krajem na świecie, gdzie Żydzi nie mogą dokonywać swych obrzędów”…
Dla znanego w Niemczech karnisty z Uniwersytetu w Pasawie (Passau) prof. Holma Putzke, tego rodzaju argumenty były czystą obłudą. „W przeciwieństwie do polityków, sędziowie nie przestraszyli się jakichś wyimaginowanych zarzutów o antysemityzmie”, a „zgoda na zadawanie nieletnim cielesnego uszczerbku to osobliwe pojęcie swobód religijnych. Cóż znaczyłoby pojęcie godności człowieka…?” - pytał prof. Putzke.
Choć w rozmowach kuluarowych niemieccy politycy uważali postawę prawników za słuszną, oficjalnie zaczęli odżegnywać się od ich orzeczenia i uspokajali rodziców obrzezanych chłopców, że nie powinni bać się pociągnięcia do odpowiedzialności karnej. Wreszcie, po burzliwej debacie posłowie Bundestagu podważyli wyrok rzekomo niezawisłego sądu i ustawowo zalegalizowali wycinanie napletków nieletnim, z zastrzeżeniem pro forma, że mają tego dokonywać „osoby przeszkolone” i bez „zadawania dzieciom niekoniecznego bólu”…
Poszanowanie dla religii czy hipokryzja? Co należy dodać, orzeczenie niemieckiego sądu było spójne, logiczne, zgodne z normami przyjętymi w cywilizowanym świecie oraz wydane z wszelkim poszanowaniem dla muzułmańskich i żydowskich praktyk religijnych, albowiem prawnicy nie uznali rytuału obrzezania za nielegalny en bloc, postawili jedynie wymóg odczekania przez rodziców do chwili uzyskania przez chłopców pełnoletności, aby była to ich własna, w pełni świadoma decyzja. Jego celem była ochrona nietykalności cielesnej dzieci, notabene w oparciu o Konwencję Praw Dziecka ONZ.
W kwestii formalnej, każdego roku obrzezaniu poddawanych jest w Niemczech ponad 10 tys. chłopców. Zabiegi wykonywane odpłatnie są w gabinetach prywatnych kosztują ok. 150 euro. Lekarze znów mogą na tym zarabiać, choć o usuwania chłopcom napletków mają własne zdanie. Z medycznego punktu widzenia, co podkreślił Wolfgang Beuhmann, rzecznik Związku Urologów, który notabene poparł orzeczenie kolońskiego sądu, „nie ma to żadnego uzasadnienia”; nie przemawiają za tym ani względy higieniczne - z napletkiem czy bez…, po prostu należy się myć - ani rzekoma większa wytrzymałość seksualna obrzezańców, gdyż po upływie kilku tygodni wrażliwość członka dostosowuje się do nowych warunków, tłumaczył bezskutecznie dr Beumann.
Także zdaniem amerykańskiego Związku Pediatrów obrzezanie nie wiąże się jedynie z cierpieniem fizycznym i psychicznym dzieci, oraz z ryzykiem chorób, trwałego kalectwa, a nawet zgonów, jak np. opisana przez media za oceanem śmierć dwojga niemowląt w Nowym Jorku. Na anglojęzycznym portalu Oralno-Genitalne Obrzezanie znalazł się dokładny opis tego obrzędu:
Dokonujący tego rytuału bierze w usta penis niemowlaka, aby wyssać krew z rany.
W efekcie, nierzadko zdarzają się przypadki zarażania dzieci różnorakimi infekcjami. Z uwagi na protesty nie tylko pediatrów w USA, burmistrz Michael Bloomberg apelował już w 2005 r. o odrzucenie tych praktyk - bez skutku. W San Francisco doszło nawet do plebiscytu ludności w sprawie obrzezania, także w innych miastach działają grupy inicjatywne, które od lat zabiegają o wydanie całkowitego zakazu rytuału okaleczania dzieci z pobudek religijnych.
Dyskusje na temat zgodności obrzędu obrzezania z prawami człowieka toczą się także w Kanadzie czy w Japonii. Niemcy, Francja, Wlk. Brytania, Norwegia, Szwecja, Finlandia, Dania…, lista krajów, gdzie dyskutuje się o granicach religijnych swobód jest długa. Jedynie w państwach islamskich obrzezaniu poddaje się niemal wszystkich chłopców. Zabieg ten dokonywany jest zazwyczaj nożem obrzędowym z łupków przez imamów, fryzjerów lub ojców.
To, co w przypadku klitoridektomii uznawane jest w cywilizowanym świecie za zdziczenie, u chłopców nadal jest w świetle prawa dopuszczalne. Jeśli okaleczanie nieletnich synów z powodów religijnych pozostaje pod ochroną państwa, czemu nie zalegalizować np. prastarego, azteckiego obrzędu obdzierania ludzi ze skóry i zjadania współplemieńców, by posiąść ich mądrość? Jeszcze w późnym średniowieczu dla wywołania deszczu składano meksykańskiemu bożkowi Tlalocowi ofiary z dzieci, którym uprzednio wyrywano paznokcie, by wylały więcej łez… - czemu w razie suszy nie wrócić i do tej wiary? Nie są to wcale pytania demagogiczne. Absolutnie uzasadnione, co jeszcze raz podkreślam, protesty przeciw liczącemu ponad dwa tysiące lat zwyczajowi klitoridektomii obnażają swoiste, umysłowe obrzezanie dzisiejszych polityków w kwestii traktowania religijnych rytuałów. Gdzie leżą granice wyznaniowej tolerancji?
-
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/459447-gdzie-leza-granice-wyznaniowej-tolerancji-dla-okaleczania
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.