W najnowszym numerze „Sieci”: o brutalnej nagonce środowisk LGBT na abp. Marka Jędraszewskiego, która ruszyła po słowach prawdy o „tęczowej zarazie”.
Ideologia LGBT ma cechy wręcz totalitarne. Chce uszczęśliwiać świat na siłę. Pragnie narzucić społeczeństwu swą wizję świata i robi to, sięgając po najróżniejsze środki. Nie toleruje żadnego sprzeciwu, a nawet odmiennych poglądów
— pisze na łamach tygodnika Grzegorz Górny.
Głośna w ostatnich dniach homilia abp. Jędraszewskiego, w której padło określenie „tęczowa zaraza” spotkała się z ostrą krytyką nie tylko aktywistów LGBT, ale także ludzi działających w kościele – w tym księży i zakonników. Grzegorz Górny w artykule „Apb Jędraszewski bije na alarm” zastanawia się, czy oskarżanie duchownego o przeciwstawianie się nauce Jezusa jest słuszne?
Pierwszy zarzut pod jego adresem brzmiał, że swą wypowiedzią obraził wielu ludzi. Zauważmy jednak, że nie odnosił on się do osób, lecz do zjawisk. Wpisywał się w tradycję Kościoła, która każe kochać grzesznika i nienawidzić grzechu. Z jednej strony katolicyzm głosi, że każdy homoseksualista jako dziecko Boże, stworzone na obraz i podobieństwo Boga, posiada nieskończoną godność i należy mu się szacunek. Z drugiej strony – właśnie w imię tego szacunku i miłości bliźniego – Kościół uznaje, że nie może takich osób oszukiwać i jest im winny prawdę o grzeszności stosunków homoseksualnych.
Tego typu akty – zgodnie z Magisterium – niszczą bowiem w człowieku obraz Boży, na którego podobieństwo został stworzony
— wyjaśnia Górny.
W artykule „Lewa kasa przewodniczącego Neumanna” Marcin Wikło cytuje komunikat departamentu postępowań kontrolnych Centralnego Biura Antykorupcyjnego, w którym napisano o postępowaniu kontrolnym dotyczącym prawdziwości i prawidłowości oświadczeń o stanie majątkowym złożonych w latach 2013-2018 przez Sławomira Neumanna (…). Sam rzecznik CBA, Temistokles Brodowski, poinformował o skierowaniu do Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, w związku z przeprowadzoną kontrolą.
W tekście czytamy o kilku zarzutach CBA stawianych posłowi, z których będzie się musiał gęsto tłumaczyć. Chodzi m.in. o wykorzystywanie pieniędzy na prowadzenie biura poselskiego. Poseł Platformy Obywatelskiej notorycznie przedstawiał zestawienia, z których wynikało, że na koncie biura jest więcej pieniędzy, niż było w rzeczywistości. Nie chodziło tutaj o małe sumy, bo mówimy tutaj o kwotach wielotysięcznych, które mogły być przez posła traktowane jak nieoprocentowane pożyczki na cele niezwiązane z pracą poselską. Dziennikarza zastanawiają też zupełnie różne kwoty wydatków. Od 1 stycznia 2015 r. do zakończenia kadencji (11 listopada 2015 r.) Neumann zadeklarował, że wydał 187803,48 zł, co oznacza, że rozliczył wydatki o 59 940,24 zł wyższe od kwoty, która rzeczywiście była wydana z konta jego biura poselskiego. W następnej kadencji kwoty w zestawieniach również były różne.
Sławomir Neumann musi również wytłumaczyć się z swoich działań jako wiceminister zdrowia. Według Prokuratury Krajowej miał w tym czasie naciskać na kierownictwo Narodowego Funduszu Zdrowia, by ten, mimo wykrytych nieprawidłowości, nie zrywał umowy z jedną z klinik okulistycznych w Warszawie. Jak podała PK, efektem działań Neumanna w resorcie zdrowia było „osiągnięcie korzyści majątkowych w wysokości 13,5 mln zł przez warszawską klinikę medyczną, która bezprawnie pobierała od pacjentów opłaty za zabiegi finansowane w rzeczywistości przez Narodowy Fundusz Zdrowia”.
W artykule „Przestrogi dla PiS” Stanisław Janecki pisze, że mimo typów sondażowych PiS obejmie władzę w Polsce na kolejną kadencję, nie tylko nie należy przedwcześnie świętować sukcesu, ale trzeba pamiętać także, że każde potknięcie zostanie zauważone przez opinię publiczną. W świetle ostatnich doniesień związanych z osobą marszałka Kuchcińskiego, Stanisław Janecki podkreśla, że do najważniejszych cnót należy obecnie samoograniczenie.
Samoograniczenie wiąże się z tym, jak funkcjonują najważniejsze osoby w państwie oraz ich zaplecze, np. ministrowie. Szkodzi rządzącym obsadzanie zaplecza (kancelarii, gabinetów politycznych, stanowisk doradczych etc.) ludźmi politycznie i charakterologicznie słabymi, którzy nie są w stanie przeciwstawić się przełożonym, gdy ci błądzą albo podejmują niedobre decyzje. Ci politycznie słabi ludzie z zaplecza nie informują w porę o niebezpiecznych sytuacjach i praktykach. Słabe zaplecze i bojaźliwe osoby blisko szefa bardzo łatwo zamieniają się w dwór, a tam liczą się lojalność i niestwarzanie problemów. Tymczasem to powinien być zwyczajny urząd, gdzie ważne są efektywność i zdolność do rozwiązywania problemów, także tych stwarzanych przez szefa. A on nie powinien nikogo karać za to, że ktoś wykonuje swoje obowiązki. Tylko władca nigdy się nie myli. Specjalna rola przypada w tym kontekście zastępcom (w ministerstwach, urzędach centralnych, spółkach etc.).
Nie mogą być oni tylko potakiwaczami. Kiedy szef i zastępcy trzymają we wszystkim sztamę, nie sposób reagować na błędy na wczesnym etapie, przez co stają się one wielkimi problemami. Żadna partia rządząca nie jest w stanie wyeliminować wszystkich patologii związanych z pokusami wynikającymi z dostępu do różnych konfitur, beneficjów i przywilejów. Dlatego od chwili przejęcia rządów powinien działać jakiś wewnętrzny partyjny kontrwywiad
— podkreśla publicysta.
Na łamach nowego numeru „Sieci” Michał Karnowski rozmawia z prof. Norbertem Maliszewskim (UKSW), psychologiem społecznym, specjalistą ds. marketingu politycznego, publicystą, komentatorem politycznym („To będzie plebiscyt”), który twierdzi, że nie zaskoczył go przebieg politycznego lata:
Gdy tylko poznaliśmy wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego, postawiłem tezę, że opozycja wystartuje w trzech blokach. […] większość ekspertów wyciągała wniosek, że także w wyborach parlamentarnych będziemy mieli do czynienia z dwoma wielkimi blokami. Ale w tych analizach gubiono pewien element: liczba głosów oddanych na Koalicję Europejską była mniejsza niż zsumowane poparcie liczone dla każdej partii oddzielnie. Tamten sojusz budowano, by pokonać Zjednoczoną Prawicę, co się nie udało. Okazało się, że nie mogą skutecznie startować w jednym bloku ugrupowania, które mają inną historię, inną tożsamość, które odwołują się do zupełnie innych grup wyborców.
Profesor stwierdza także, że wygrały personalne interesy przywódców, głównie Grzegorza Schetyny i Władysława Kosiniaka-Kamysza, oraz krótkowzroczność planowania politycznego. W efekcie powstają trzy opozycyjne bloki, co ważne – bardzo zachodzące na siebie programowo, walczące o głosy podobnych grup wyborców. To zaś oznacza nieuchronne konflikty między tymi listami wyborczymi […]. Maliszewski komentuje połączenie sił przez PSL i Kukiz ’15: […] w takim scenariuszu znacznie mniej niż połowa zwolenników Kukiz ’15 jest gotowa głosować na listy PSL. Oczywista w tym wypadku niespójność programowa i biograficzna będzie demobilizować także elektorat PSL […]. I tutaj PiS ma duże szanse, by przejąć większość z nich.
W artykule „Plan Zdzisława” Piotr Filipczyk porusza kwestię działań syndyków wobec SKOK-ów. Zastanawia się, dlaczego członkowie spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych, które ogłosiły upadłość, są ścigani przez syndyków ich mas upadłościowych? […] To pytania, które należy zadać Zdzisławowi Sokalowi, w niedawnej przeszłości prezesowi Bankowego Funduszu Gwarancyjnego i członkowi Komisji Nadzoru Finansowego. W międzyczasie jednemu z bohaterów afery Leszka Czarneckiego. Wciąż doradcy prezydenta Andrzeja Dudy….
Filipczyk przypomina kulisy sprawy z przeszłości: musimy się cofnąć co najmniej do 2009 r. To wtedy zdominowany przez PO i PSL parlament przyjął nową ustawę o SKOK-ach […]. Pełna wad, chaotyczna i bardzo restrykcyjna ustawa znacznie utrudniła funkcjonowanie kas […]. SKOK-i przetrwały burzę, choć sektor przypłacił ją upadkiem w sumie 10 kas. Autor zaznacza, że syndykom długo nie przychodziło do głowy, żeby wyciągać ręce po te pieniądze. […] nie ma bowiem podstawy prawnej pozwalającej na obciążanie członków dodatkową odpowiedzialnością za straty kas po ogłoszeniu ich upadłości. Jednak w pewnym momencie windykacyjno-sądowa maszyna ruszyła pełną parą […]. 19 czerwca 2017 r. głos w sprawie zabiera Prokuratura Krajowa […]. Analiza, wykazała, że syndyk nie ma kompetencji do podejmowania takich działań. Filipczyk wskazuje, że najpierw bierze się pieniądze z funduszu zasobowego, a gdy to nie wystarcza – z funduszu udziałowego. Dopiero dalej mamy możliwość wystąpienia dodatkowej odpowiedzialności członków kasy. I tu ważne uściślenie: Prokuratura Krajowa wyraźnie wskazuje, że aby wykorzystać tę możliwość, potrzebne jest podjęcie stosownej uchwały przez walne zgromadzenie danej kasy. Ani w przypadku Wołomina, ani żadnej innej kasy, które ogłosiły upadłość, takiej uchwały nie podjęto.
W najnowszym numerze „Sieci” także pierwsza część specjalnego dodatku krajoznawczego – „Najpiękniejsze zamki w Polsce”.
W tygodniku przeczytać można również komentarze bieżących wydarzeń pióra Katarzyny Zybertowicz, Jerzego Jachowicza, Wiktora Świetlika, Aleksandra Nalaskowskiego, Witolda Gadowskiego, Wojciecha Reszczyńskiego, Krzysztofa Feusette, Bronisława Wildsteina, Andrzeja Rafała Potockiego czy Marty Kaczyńskiej-Zielińskiej.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 12 sierpnia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/458750-w-nowym-sieci-czy-zniszcza-niezlomnego-biskupa