Mój znajomy swoje kolejne samochody wyposaża w dodatkową elektronikę, m.in. kamerki. Gdy sfilmuje pirata drogowego, nagranie wysyła policjantom, czasem wrzuca na jakiś portal. Nie on jedyny.
Policyjne skrzynki e-mailowe są zasypywane filmikami pokazującymi, kto wyprzedzał na trzeciego, a kto przejechał podwójną linię. I – choć donosicielstwem się brzydzę – to rozumiem, że jeśli ktoś jeździ niebezpiecznie, ryzykując życie innych, to powinien ponieść konsekwencje.
Nie martwią mnie też kamery porozwieszane na ulicach. Zgadzam się na tę powszechną inwigilację, pod warunkiem że w końcu Rafał Trzaskowski nie umieści w moim pokoju kamery kontrolującej, czy nie używam plastikowych słomek.
W miejscach publicznych ludzie nie powinni robić rzeczy, których potem mogliby się wstydzić. Za drzwiami prywatnego domu czasem niestety je robią, ale to sprawa raczej dla spowiednika niż dla władzy.
Niestety i tu już nie możemy być bezpieczni. I nie myślę o podkładanych nam przez „złych ludzi” pluskwach. Do sieci raz po raz trafią materiały, gdzie żona (ewentualnie była żona) filmuje komórką kłótnię ze swoim mężem, często celebrytą lub politykiem, np. siedzącym nago na klozecie.
Dwa lata temu w internecie pojawiły się filmy obciążające byłego warszawskiego radnego, który – oględnie mówiąc – nie był szarmancki wobec kobiet. Podczas niedawnej rozprawy sądowej – opisanej przez OKO.press – zaprezentowano ponad 2 godziny nagrań przekazanych przez eksmałżonkę, co oznacza, że w sumie musiała ich zgromadzić wielokrotnie więcej. Używając języka politycznego: zbierała na radnego haki. Zamiast się wyprowadzić, miesiącami cierpiała i nagrywała, a im bardziej cierpiała, tym bardziej nagrywała, aby w końcu krwawo się zemścić.
Nie zamierzam bronić chamstwa i brutalności. Lecz wydawało mi się, iż przysięga małżeńska, cywilna czy kościelna, powoduje, że pewne sprawy chowamy za zamkniętymi drzwiami. Bo każdemu zdarzają się sytuacje wstydliwe lub przykre, które powinny pozostać rodzinnymi tajemnicami.
Oczywiście czasem dłużej wytrzymać się nie da i ludzie się rozstają. We współczesnych czasach, w dużym mieście, to nie jest bardzo trudne. Ale dopóki tak się nie stanie, małżonkowie, rodzice, dzieci, nie powinni się nawzajem podsłuchiwać i na siebie donosić. Bo komuś w życiu trzeba ufać.
Felieton ukazał się w 31 numerze tygodnika „Sieci”.
Autor jest szefem portalu tygodnik.tvp.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/458729-komus-trzeba-ufac