Od początku wybuchu kontrowersji w sprawie lotów samolotem byłego już Marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego media skrupulatnie sprawdzają każdego, nawet najbardziej przypadkowego współpasażera, a związane z nią media każdego z uczestników podróży oskarżają o wielką zbrodnię.
Tak też jest w sprawie posła Prawa i Sprawiedliwości Stanisława Piotrowicza, który w marcu zabrał się z Marszałkiem Sejmu z Warszawy do Rzeszowa, bo musiał pilnie przewieźć otrzymany w szpitalu lek dla żony w ampułkach, wymagających stałego głębokiego zamrożenia.
Grzmi w tej sprawie opozycja…
…atakują media, dowodzące (jak wczorajsze „Fakty” TVN, „Newsweek”, Onet), że praktyki wydawania pacjentom takich leków w Polsce w ogóle nie ma. Tu na przykład padają bardzo mocne słowa wobec posła:
A jak jest naprawdę? Oto dokument, który potwierdza, że poseł Piotrowicz mówił prawdę:
(Dane wrażliwe zaczerniliśmy.)
Poprosiliśmy posła Piotrowicza, by przedstawił tło sytuacji, dlaczego doszło do przewozu leków:
Nie spodziewałem się, że w tej sprawie zostanie rozhuśtana tak nieładna kampania. Dlatego dokument zostawiłem w domu, a to 350 kilometrów z Warszawy. Udało mi się poprosić kogoś, by wykonał jego zdjęcie i mi przesłał. Teraz każdy może zobaczyć, że mówiłem prawdę, że otrzymałem 533 ampułek leku, który trzeba przewieźć w stanie głębokiego zamrożenia. Co więcej, żona została przez lekarzy pouczona, że w przypadku rozmrożenia lek trzeba wyrzucić. Żona musiała podpisać też protokół przekazania leku i przyjąć do wiadomości, że wie, jak o przechowywać.
— stwierdza poseł Piotrowicz.
Zapytany o szpital, dodaje:
Leki wydał Instytut Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie. Tam, jak również w podobnym Instytucie w Gdańsku, opracowano nową metodę leczenia choroby na którą cierpi moja żona - to suchość oka. Oczy nie mają łez, są suche, ich otwieranie boli. Metoda polega na produkowaniu lekarstwa z osocza krwi pacjenta. Pobrano od niej sporo krwi i z niej sporządzono te 533 ampułki. Muszą one przebywać w stanie zamrożonym, przed podaniem należy ampułkę wyjąć, rozmrozić i podać poprzez wkroplenie do oka.
Nasz rozmówca podkreśla:
Żona była prywatnie w Instytucie, zapłaciła za wszystko własnymi pieniędzmi, między 600 a 700 złotych. Lek został nam wydany 14 marca, a z Marszałkiem mogłem polecieć, dzięki jego ludzkiej życzliwości, 15 marca. Powiedziałem całą prawdę i tylko prawdę. Wstyd mi za media, które bez sprawdzenia rzucają słowo „kłamstwo”, nazywają mnie kłamcą. Jak tak można?
— pyta.
gim
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/458653-oto-dowod-ze-posel-piotrowicz-mowil-prawde-o-leku-dla-zony