Znikają jakiekolwiek formy oryginalności, niekonwencjonalności, nonkonformizmu czy twórczego anarchizmu.
Katolicki biskup nie może złego słowa powiedzieć o eksperymencie społecznym, który pozostaje w sprzeczności z podstawowymi kanonami jego wiary i wynikającymi z niej normami moralnymi oraz aksjologią. Nie wolno mu mówić o tym w kategoriach dobra i zła. Pisarz, dziennikarz czy aktor nie może się posługiwać sarkazmem, drwiną, ironią, parodią, persyflażem. Nie może być szyderczy, kąśliwy, uszczypliwy czy złośliwy, bo to obraza majestatu, łamanie norm społecznych, sianie nienawiści i zachęta do przemocy. Przy czym nie ma tu żadnej równowagi.
Wszystko jest dozwolone, a nawet pożądane w odniesieniu do księży (z wyjątkiem takich kapłanów jak Wojciech Lemański, Adam Boniecki, Ludwik Wiśniewski, Paweł Gużyński czy Kazimierz Sowa), katolików, prawicowców, narodowców czy patriotów. Nie jest dozwolone, a wręcz jest zbrodnią, gdy chodzi o antyklerykałów, mniejszości seksualne, feministki, lewicowców, libertynów, tolerancjonistów, progresywistów czy poliamorystów. Jest straszną zbrodnią, gdy tyczy kwestii koloru skóry, islamu bądź judaizmu. Wszystko jedno, czy jest to wyrafinowana ironia czy toporny dowcip. W lewo można skręcać zawsze, w prawo – w bardzo wyjątkowych sytuacjach i tych wyjątków jest coraz mniej.
To, co już w latach 60. robili kpiarze z grupy Monty Python, we współczesnej Polsce i kontynentalnej Europie (niestety coraz częściej także w ich ojczyźnie Wielkiej Brytanii) nie znalazłoby ani producenta, ani telewizji, która chciałaby to wyemitować. Kłopoty miałby dziś chyba nawet serial „Allo! Allo!”. Filmy, które powstały w Ameryce po tym, jak kinematografię przestał pętać kodeks Haysa (lata 60.) w dużej części nie mogłyby zostać wyprodukowane, a tym bardziej wyświetlone. Obecnie nie ma spisanego kodeksu Haysa, ale w większości państw Zachodu, w tym w całej właściwie Unii Europejskiej, istnieje coś znacznie bardziej rygorystycznego, szerszego, wszechobejmującego i wszechwładnego, a wręcz uzasadniającego penalizację.
Wiele znanych osób staje się przedmiotem napiętnowania, karania i reedukacji, gdy tylko złamią ten współczesny odpowiednik kodeksu Hayesa. Natychmiast rzuca się na nich postępowa sfora (tak, tak, to czysta mowa nienawiści) i większość ulega, wycofuje się, przeprasza, a przynajmniej kuli ogon i uszy. To już nie jest klasyczny koniunkturalizm czy oportunizm, lecz cenzura i psychiczny oraz społeczny terror. A najgorliwsze są w tych krucjatach miernoty (tak, tak, to czysta mowa nienawiści), które w innej sytuacji nie miałyby szans zaistnieć czy zdobyć jakąś popularność.
W tych seansach nienawiści nie ma nawet cienia finezji, ironii czy inteligencji. To czyste młotkowanie i argumentacja na poziomie rozwielitek (tak, tak, to czysta mowa nienawiści), ale inaczej zapewne zabrakłoby młotkujących. Powiedzieć, że to bezdennie głupie, to byłby komplement. A gdy coś nadaje się do ataku na poziomie ogólnopolskim, prymitywizm, prostactwo i komsomolska werwa stają się udziałem nawet ludzi wcześniej w miarę rozsądnych czy jako tako wyedukowanych. W efekcie młotkowanie to obecnie najważniejsza i najefektywniejsza forma równości (z triady wolność – równość – braterstwo), a coraz częściej także braterstwa.
Znikają jakiekolwiek formy oryginalności, niekonwencjonalności, nonkonformizmu czy twórczego anarchizmu. Nad wszystkim wisi ciężka, oblepiająca, duszna atmosfera poprawniactwa i prawomyślności. Jeszcze za niepoprawne słowa i żarty nie trafia się do łagrów - jak przez dekady w Sowietach, ale symboliczne łagry już funkcjonują. A od nich już tylko krok do łagrów rzeczywistych. Ale jeśli to, co ma legitymizować cenzurę i terror jest takie powszechne, wszechobejmujące i akceptowane, skąd te coraz dotkliwsze represje? Skąd nieustanna histeria, skowyt i poszukiwanie wrogów?
Zazwyczaj po represje sięgają słabeusze i uzurpatorzy, którzy awangardę postępu przynoszą na bagnetach i bez bagnetów (także symbolicznych) nie potrafią potem funkcjonować. Gdyby chodziło o oczywiste racje, normy i wartości, same by się przyjęły. Bagnetami krzewi się tylko sekciarstwo, aberrację i zamordyzm. I nie ma to nic wspólnego z wolności i równością o braterstwie nie wspominając.
-
W najnowszym numerze „Sieci”: kulisy skandalu, którego bohaterem jest popularny niegdyś dziennikarz, Kamil Durczok. To trzeba przeczytać!
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/457967-symboliczne-lagry-juz-funkcjonuja