Kampania parlamentarna w 2019 r. może być dla rządzących najtrudniejsza z dotychczasowych, a najbardziej totalna ze strony opozycji.
Artykuł ukazał się na łamach tygodnika „Sieci” nr 30/2019
Nastawienie różnych odłamów opozycji do protestu lewicy pod hasłem „Polska przeciw przemocy” (28 lipca w Białymstoku) dobrze pokazuje cele przeciwników rządu Prawa i Sprawiedliwości w zbliżającej się kampanii parlamentarnej. Jedni (Sojusz Lewicy Demokratycznej, Wiosna, Lewica Razem) chcą reagować szybko i przy każdej okazji. Inni (Koalicja Obywatelska) wyciągnęli nauki z kampanii europejskiej, więc obawiają się przegrzania i znalezienia po tej stronie, która jest ekspansywna, głośna i roszczeniowa. Jeszcze inni (Polskie Stronnictwo Ludowe) unikają jakiegokolwiek angażowania się w wojny ideologiczne. Nieprzypadkowo „rewolucyjna” wcześniej Barbara Nowacka z Koalicji Obywatelskiej na wezwania bliskiej jej ideowo, ale nie politycznie lewicy, by demonstrować w Białymstoku, odpowiedziała po Schetynowemu, że po zadymach 21 lipca (w związku z Paradą Równości i kontrmanifestacją) mieszkańcy Białegostoku najbardziej potrzebują spokoju. Różnica taktyki nie oznacza, że lewica będzie w kampanii zaczepna, a Koalicja Obywatelska skupiona na kwestiach programowych.
Gdy Grzegorz Schetyna po kampanii europejskiej powiedział, że nie wystarczy być antypisem, nie obwieścił zakończenia wojny z PiS. Antypis to za mało, jeśli to jedyna treść kampanii. Gdy ta taktyka zostanie wzmocniona innymi elementami, każda dawka antypisu jest za mała. Co oznacza jeszcze więcej antypisu pod hasłem, że antypis to za mało. W kampanii opozycji do Sejmu i Senatu nie będzie żadnej strategii pozytywnej, lecz wojna z rządzącymi na wszystkich możliwych polach, czyli przede wszystkim w obrębie ulubionych tematów: ksenofobii, antysemityzmu, homofobii, rasizmu, faszyzmu, dyskryminacji kobiet, niszczenia praworządności i wolnych sądów, klerykalizacji Polski, pedofilii księży, izolacji Polski, korupcji władzy, drożyzny, upadku służby zdrowia i edukacji, niszczenia samorządności czy rozwalania finansów publicznych i zadłużania przyszłych pokoleń. To wszystko już było, ale nie chwyciło, więc będzie w jeszcze większej dawce, tylko inaczej podawanej.
ILUZJA I DORZYNANIE WATAHY
Schetyna jest wystarczająco doświadczony, by potrafić stosować iluzję w polityce. Iluzja to dwie fale wielkiego objazdu Polski – przed konwencją programową KO i po niej oraz tzw. szóstka Schetyny czy w innej nomenklaturze sześciopak: zmiany pod hasłem „Wolność i demokracja, reforma systemu płac, zmiany w służbie zdrowia, polityka senioralna, sanacja edukacji i czyste powietrze oraz woda”. Objazdy będą kontynuowane aż do ciszy wyborczej, żeby pokazać, jak blisko Koalicja Obywatelska jest z ludźmi. Politycy KO wychodzą z prostego założenia, że każdy, komu uścisnęli dłoń lub z kim zamienili kilka słów, będzie miał więcej oporów przed odrzuceniem kandydatów KO niż wtedy, gdy nie widział ich na oczy. To stara sztuczka wyborcza, podkreślająca, że politycy przychodzą do ludzi słońce, deszcz czy słota i wiatr w oczy, czyli że im zależy. To samo będą robić politycy lewicy oraz PSL, choć ci z KO będą mieli przewagę kilku wcześniejszych rund tego tournée, czyli zostaną lepiej zapamiętani. Z kolei pakiet programowy jest potrzebny, żeby kampania nie była pusta. Przy okazji objazdu coś trzeba promować, tak jak się promuje film, książkę, serię kosmetyków lub jakiś nowy rodzaj usług. I żeby rządzącym zamknąć usta, że nie ma się żadnego programu. Ale ten program nie musi być w ogóle realistyczny, gdyż i tak nie będzie podstawą rządzenia. Po prostu na półce „Program” musi coś stać. Tyle iluzja.
Podczas występów iluzjonistów liczy się wrażenie i takie oszukanie zmysłów widza, żeby iluzję uznał za rzeczywistość, ale dla samego sztukmistrza najważniejsze jest to, co kryje się za iluzją. W kampanii europejskiej sfera iluzji była wątła, natomiast zaplecze co rusz wychodziło na wierzch. Dlatego przegrzano w atakach na Kościół i z ofensywą, a wręcz szturmem ideologii LGBT. Z tego powodu kampania była głośna, lecz nieefektywna. Przez nadgorliwość i przekonanie, że wystarczy tylko „dorżnąć watahę” nominalne ofiary stały się agresorami. A to, co zawsze działało na niekorzyść zjednoczonej prawicy, czyli „zaglądanie pod kołdrę” i ingerencja w prywatność, stały się cechami wojowniczej opozycji. Ale przynajmniej Schetyna i KO oraz Kosiniak-Kamysz i PSL wyciągnęli z tego wnioski. Wiedzą, że w kampanii parlamentarnej nie wolno do takiego odwrócenia dopuścić. PSL chce się zresztą całkiem odciąć od wszelkiej identyfikacji z LGBT i antyklerykalizmem. Lewica może na tym popłynąć, ale KO tego nie wolno i o tym Schetyna dobrze wie. Stąd m.in. słowa Barbary Nowackiej o spokoju, którego potrzebują mieszkańcy Białegostoku. Cel jest jeden – powrót do stanu sprzed kampanii europejskiej, czyli obsadzenie PiS wroli agresora, tego, kto zagląda pod kołdrę, i obyczajowego policjanta. Opozycja czy grupy, których ona broni, mają być ofiarami. Metody osiągnięcia tego celu nie są jeszcze przećwiczone, więc eurodeputowanemu PO Radosławowi Sikorskiemu wymknęło się porównanie Białegostoku do Jedwabnego, a sympatyzujący z opozycją prof. Paweł Śpiewak ogłosił narodziny faszyzmu w Białymstoku. Cel był „słuszny”, czyli wykreowanie ofiar porównywalnych z tymi historycznymi, lecz zrobiono to zbyt nachalnie.
W kampanii europejskiej antypis ma być rozpowszechniany inteligentniej, w sposób bardziej zniuansowany. Różnica ma być taka jak przy uwalnianiu substancji czynnej z leku: nie od razu, lecz powoli, ale tak żeby cały zasób znalazł się w organizmie. Dlatego nie będzie mniej antypisu, tylko inny sposób „uwalniania”. Jak to może wyglądać, widać obecnie po działaniach polityków KO w sprawie braku niektórych leków. Masowo odwiedzają oni apteki, wyciągają tam informacje o tym, których preparatów brakuje (nie w ogóle, a w konkretnych dawkach) i listy tych leków od wielu dni umieszczają w mediach społecznościowych, przeplatając to konferencjami i wypowiedziami do kamer i mikrofonów. Tak, by powstało wrażenie, że kryzys nie został w ogóle zażegnany, pacjenci muszą się liczyć z zagrożeniem zdrowia, a rządzący nie potrafią sobie z tym poradzić. Podobną metodę zastosowano wcześniej w sprawie przyjęć do szkół średnich. Codziennie pojawiała się lawina informacji o tym, ilu uczniów nie dostało się do „wymarzonych” szkół, były dramatyczne głosy rodziców i samych uczniów, wzmacniane przez samorządowców oskarżających rządzących o rozwalenie systemu i niszczenie przyszłości dzieci. Chodziło o wywołanie wrażenia totalnego chaosu i wielkiej krzywdy wyrządzanej uczniom. Nieważne, że się okazało, iż do szkół średnich w pierwszym etapie naboru dostało się 89 proc. uczniów, czyli o3 pkt proc. więcej niż w poprzednim roku, gdy żadnego zamieszania nie było. W Warszawie, gdzie były największe awantury, ten odsetek wyniósł w 2019 r. 93 proc., w Katowicach zaś nawet 96,5 proc., w Łodzi – 95,5 proc. Już w kampanii parlamentarnej, a konkretnie we wrześniu, będzie akcja pokazywania horroru w klasach, czyli liczenia dzieci w pierwszych klasach szkół średnich i licytacji w kwestii późnego kończenia zajęć. Taka sama akcja ma dotyczyć służby zdrowia, np. czasu oczekiwania w SOR oraz do lekarzy specjalistów. Gdy do tego dodać zapowiadanie na wrzesień protesty nauczycieli, pracowników służby zdrowia czy generalnie budżetówki, ma powstać wrażenie wielkiego kryzysu państwa, że jest ono w permanentnym chaosie i tylko opozycja może coś na to poradzić, jeśli wygra wybory.
BÓJ OSTATNI
Poza atakami „sektorowymi”, czyli dotyczącymi służby zdrowia, edukacji, policji, armii, sprawiedliwości, środowiska czy rolnictwa, będą prowadzone kampanie nienawiści wobec konkretnych ministrów, przede wszystkim Zbigniewa Ziobry, Elżbiety Witek, Mariusza Błaszczaka, Piotra Glińskiego, Dariusza Piontkowskiego, Łukasza Szumowskiego, Henryka Kowalczyka, Marka Gróbarczyka, Krzysztofa Tchórzewskiego oraz wobec premiera Mateusza Morawieckiego. Odpowiedzialnym za całość będzie oczywiście Jarosław Kaczyński. Z takim przesłaniem, że albo ci ministrowie robią, co chcą, czyli premier i szef partii są słabi, albo resortami kierują nieodpowiedni, niekompetentni ludzie. Ataki na ministrów mają służyć temu, żeby plany ich resortów prezentowane podczas kampanii były niewiarygodne. Rządzący mają być odpowiedzialni nawet za suszę czy samobójstwa młodzieży, z czym jeszcze przed kampanią wyrwała się prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz. Lotne brygady opozycji, przede wszystkim KO, mają jeździć po składowiskach odpadów przemysłowych, w tym toksycznych, i tworzyć obraz Polski zatruwanej dla marnego zysku za rządów PiS. Poza atakami na ministrów na celowniku mają się znaleźć także europosłowie PiS uczestniczący w kampanii. Ich podróże i spotkania w kampanii, szczególnie Beaty Szydło, mają być zakłócane i komentowane „porażkami” w Parlamencie Europejskim. Chodzi o zneutralizowanie popularności eurodeputowanych zdobytej podczas kampanii do Parlamentu Europejskiego. W ich miejsce mają być prezentowani i zachwalani ludzie sukcesu opozycji, np. Jan Olbrycht, Bartosz Arłukowicz, Ewa Kopacz (na razie niepotrzebnie wyrwała się z entuzjazmem dla wiązania unijnych środków z praworządnością, skoro nie powstała jeszcze nowa Komisja Europejska) czy Elżbieta Łukacijewska ( już brała udział w objazdach polityków KO po różnych częściach Polski, podobnie jak Arłukowicz).
Każda rocznica do czasu wyborów, każdy marsz, manifestacja, parada czy zgromadzenie będą okazją do prowokacji, konfrontacji, także z siłami porządkowymi, nawet gdyby miały to robić marginalne czy małe grupy bądź nawet kilka osób. Wszystko po to, by stworzyć obraz pełzającego stanu wyjątkowego, gdzie przeciętni ludzie powinni się bać i chować po domach, zamiast cieszyć się życiem. Oczywiście opozycyjne partie same nie będą wywoływać zadym, lecz tylko solidarnościowo staną po stronie ofiar ( jak po wydarzeniach w Białymstoku) i pokażą całemu społeczeństwu, jak opresyjna staje się polska rzeczywistość. Aktoś, czyli opozycja, musi bronić społeczeństwa oraz jego podstawowych praw i wolności. Bronić także we „wrażej” Telewizji Polskiej, bo jednak się okazuje, że jest ona ważna i wpływowa. Dlatego politycy PO mają wrócić do TVP. I będą wszelkimi sposobami, np. za pomocą plansz, pokazywać grzechy obecnej władzy oraz krytykować samą TVP lub polemizować z jej materiałami z „Wiadomości” bądź programów publicystycznych. I będą się kreować na ofiary „rządowej” oraz „partyjnej” propagandy. Politycy PO już przechodzą specjalne szkolenia w związku z powrotem do TVP w roli nieprzejednanych krytyków rządzącej partii oraz samej TVP. Przy okazji, także na antenie TVP, krytykowane mają być niezależne media konserwatywne – jako współgrające z publiczną telewizją. Politycy opozycji mają się też często powoływać na media zachodnie, pokazując na planszach nagłówki materiałów najbardziej krytycznych wobec rządzącej zjednoczonej prawicy (nieważne, że dużą część tych materiałów przygotowują opozycyjni dziennikarze z Polski). Opozycja będzie chciała zademonstrować, że jest bardzo pracowita (w kampanii mają się pojawić materiały ze sztabów, gdzie praca wre całą dobę), wszechstronnie przygotowana, ma wszystko udokumentowane, na bieżąco reaguje na wszelkie nieprawidłowości ( jak w wypadku braku leków) i bardzo jej zależy na wygranej.
Biorąc pod uwagę, że stawką wyborów parlamentarnych jest z jednej strony fundamentalne (czyli nawet ustrojowe) umocnienie władzy zjednoczonej prawicy na kolejne lata, a z drugiej – pogrzebanie szans opozycji, przynajmniej w wypadku PO, na utrzymanie wcześniejszych przewag i przywilejów, trzeba się spodziewać kampanii totalnej. Prowadzonej innymi środkami, ale bardzo ostrej, agresywnej, na wielu polach. A podział opozycji na trzy bloki nie uspokoi sytuacji, lecz będzie prowadził do specjalizacji i synergii w atakach na państwo, rządzących, media publiczne i konserwatywne. Politycy opozycji i opozycyjne partie wiedzą, że może to być ich „bój ostatni”. Dlatego rządzący nie mogą sobie odpuścić. Tegoroczna kampania parlamentarna może być bowiem dla nich najtrudniejsza z wszystkich dotychczasowych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/457814-stanislaw-janecki-w-tygodniku-sieci-kampania-wojenna