Wilno to miasto skąd wywodzi się dynastia Jagiellonów. Wiele się tu działo. Przed dwustu laty, po przegranej kampanii kampanii 1792 roku, rozpoczęto natychmiast przygotowania do kolejnego czynu zbrojnego
— pisze Henryk Skwarczyński w swojej najnowszej książce zatytułowanej „Królowie Zachodu Słońca”, jaka ma się ukazać nakładem wydawnictwa ARCANA.
6-go września Kolumb opuści Gomerę i ruszy w wiekopomną podróż. A co dzieje się w moim życiu po 500 latach? Zaglądam do dziennika okrętowego. 2-go września przylecieliśmy tu z Eglė, która będzie korespondentem rozgłośni Radia Wolna Europa, na blisko dwa miesiące. Czyli w czasie pobytu tutaj, Kolumb dopłynie do Guanahani. Tyle, że przed 500 laty.
Wilno to miasto skąd wywodzi się dynastia Jagiellonów. Wiele się tu działo. Przed dwustu laty, po przegranej kampanii kampanii 1792 roku, rozpoczęto natychmiast przygotowania do kolejnego czynu zbrojnego. Tak w swoim raporcie donosił pruski szpieg: „Ilekroć zbierze się tu trochę szlachty, piją zdrowie Francuzów, obiecując się z nimi połączyć”.
Mieszkamy w najstarszej części miasta, na Stiklių gatvė, czyli po polsku, przy ulicy Szklanej. Parę kroków od nas Vokiečių gatvė, czyli ulica Niemiecka. Tu mieściła się kwatera hetmana Kossakowskiego, miejsce dramatycznych zdarzeń w roku 1794. Podporucznicy Piotr Kleczkowski i Mateusz Gawlasiński przyszli do domu kupca Millera, aresztować zdrajcę. Ten przekonawszy się, że jego ludzie przeszli na stronę powstańców, umknął na strych, gdzie skrył się za kominem. Odnaleziono go tam i powalono na ziemię.
Sąd pod przewodnictwem Dominika Narbutta oskarżył Kossakowskiego o przywłaszczenie pieniędzy z państwowej kasy i zdradę na rzecz Rosjan. Na Placu Katedralnym ustawiono szubienicę. Egzekucja odbyła się tego samego dnia. Tłum wznosił okrzyki: „Niech żyje Rzeczpospolita”. Miasto szykowało się do walki z wojskami urodzonej w Szczecinie carycy Katarzyny. Poplecznicy na widok dyndającego Kossakowskiego, poczęli chyłkiem przemykać do domów.
Jak inna była dynamika tego zdarzenia. Wyobraźmy sobie Warszawę tego samego roku, kiedy prowadzę te zapiski, czyli roku 1992. Na Placu Zamkowym stają szubienice i wieszają na nich Leszka Millera, Aleksandra Kwaśniewskiego i Włodzimierza Cimoszewicza. Zarzut ten sam. Współpraca z Rosjanami. Pieniądze zawłaszczone z kasy publicznej. Zdrada narodu i państwa. Jakże potoczyłyby się inaczej jego losy.
Ale polskie społeczeństwo jest już spacyfikowane. Osłabione okupacją i stalinowskim terrorem, robi bokami. Pouczający byłby tu przegląd kolejno po sobie następujących ministrów spraw zagranicznych. Jak powiedziałby Herbert, galeria intelektualnych oszustów. Zanim Polacy otrząsną się z nich, upłynie sporo czasu. Po nim właśnie poruszam się skonstruowaną przeze mnie łódką.
Siedzę w niej, jak tonie Santa Maria i Niña staje się okrętem flagowym Kolumba. Martín Alonso Pinzón jest na swojej Pincie. W związku z zatonięciem Santa Marii powstaje pomysł, a może i konieczność, pozostawienia części załogi. Tak powstanie La Navidad. Pierwsza na amerykańskiej ziemi kolonia. Zaczyna się epoka starcia dwóch różnych od siebie cywilizacji. Epoka podbojów, gwałtów i przemocy. W epoce tej przewinie się Hernán Cortés i Montezuma. Pizarro i ostatni władca imperium Inków, Atahualpa. Orellana i Amazonka. Ich śladami będę chodził w Estremadurze.
Starym młynem płynie czas. Jest rok 2017. Azory. Będę tam miesiąc. Doleci do mnie z Warszawy Wisienka, przywożąc swoją pracę licencjacką na temat Hiszpanii, ze szczególnym uwzględnieniem Estremadury. Też była na Gomerze i w Trujillo. Po jej wyjeździe, do Ponta Delgada, przyleci kapitan Carlos Borges. Stempel na dokumencie sprawy króla Władysława III. Już sam, wybiorę się pod koniec pobytu, na najbardziej w archipelagu, wysuniętą na południe, wysepkę Santa Maria. Tu rozegrał się dramat Kolumba w czasie powrotu do Europy z pierwszej wyprawy. Patrzę na rozbijające się o brzeg fale. Przed 524 laty patrzył na mnie ze statku Krzysztof Kolumb i jego załoga.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/457763-pouczajacy-bylby-przeglad-szefow-msz