Pytanie brzmiało tylko: kiedy? Jasne było, że James Bond w końcu zostanie Murzynem. Już nawet spekulowano, kto wcieli się w czarnoskórego agenta 007. Tymczasem się okazało, że Murzyn to za mało. To będzie zabójczy widok – kolejny Bond będzie miał ciemną skórę, ale będzie też kobietą. Numer 007 ma przejąć Lashana Lynch, która – jak z satysfakcją zapewnia mój dawny kolega z „Rzeczpospolitej” Jacek Cieślak – prawdziwemu Bondowi nie wskoczy do łóżka.
Jest w tym pokrętna równościowa logika. Skoro w służbie Jej Królewskiej Mości jako M nie występuje już kobieta, Judi Dench, ale facet – Ralph Fiennes, to w ramach genderowej równowagi trzeba było gdzieś obsadzić kobitkę.
W najnowszym filmie o słynnym angielskim agencie główną rolę zagra Daniel Craig. To jego ostatni występ w tej roli – jego bohater w tym odcinku przechodzi na emeryturę, a licencję na uwodzenie i zabijanie przejmuje grana przez pannę Lynch agentka Nomi.
W internecie już pojawiło się pytanie, kogo uwodzić będzie nowa Bond. Nie chodzi o to, że – jak twierdzi politpoprawny kolega Cieślak – nie wyląduje pod kołdrą Craiga, ale o to, czy interesuje się chłopcami, czy dziewczynami. Bo plotkarze w sieci, którzy nie potrafili zdobyć informacji o życiu prywatnym Lashany (zatrzymuje je tylko dla swoich oczu), już zdążyli oskarżyć ją, że woli seks z paniami.
To pewnie była wielka pokusa dla twórców nowego filmu o Bondzie – obsadzić w tej roli nie tylko kobietę i Murzynkę, ale lesbijkę – grającą lesbijkę. Ciekawe, czy starczyło im brawury na takie (nomen omen) posunięcie. Choć z drugiej strony można uznać, że byłaby to decyzja zgodna z wieloletnią tradycją – 007 zawsze w łóżku wolał kobiety.
Porzućmy na moment ekscytujące wszystkich sprawy łóżkowe, rozważmy kwestie mniej ciekawe. Nawet jeśli w „Bondzie 25” (tak jest anonsowany, bo na koncie będziemy mieć ćwierć setki oficjalnych filmowych opowieści o słynnym szpiegu plus kilka nieoficjalnych) nowy agent 007 będzie kobietą, Murzynką i lesbijką, to jedna z podstawowych zasad tej filmowej serii na pewno będzie zachowana. Panna Lynch jest bowiem urodzoną w Londynie Brytyjką. Można się sprzeczać, czy z racji miejsca urodzenia można ją nazwać także Angielką, ale niewątpliwie jest poddaną królowej Elżbiety. Jak piszą w jej biogramach: ethnicity – Jamaican; nationality – British.
Uff. Tradycji stało się zadość. Diamenty są wieczne. Śmierć nie nadejdzie jutro.
Tekst pierwotnie ukazał się w numerze 29/2019 tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/456742-kogo-uwodzic-bedzie-nowa-bond