Na takie wydarzenia jak zajścia wokół marszu LGBT w Białymstoku trzeba patrzeć nie tylko z perspektywy krajowej. Szczególnie, gdy coś się dzieje w Białymstoku, Lublinie czy Przemyślu. Po prostu trzeba się liczyć z tym, że każde krajowe wydarzenie mające w sobie potencjał konfliktu, rozpętania niesnasek na dowolnym tle, byleby wystarczająco angażujących emocje, będzie wykorzystane.
Choćby dlatego, że od kilku lat żyjemy w rzeczywistości wojen hybrydowych. A głównymi celami takich wojen są w pierwszej kolejności podsycanie konfliktów wewnętrznych oraz psucie reputacji. Nie twierdzę, że tak było w Białymstoku, bo tam mogły zadziałać zwyczajne mechanizmy kumulowania niechęci, która zamienia się nienawiść albo chęć rewanżu i prowadzi do przemocy. Bez żadnej zewnętrznej inspiracji.
Trzeba jednak pamiętać, że takie wydarzenia jak manifestacje i kontrmanifestacje, szczególnie silnie nacechowane emocjonalnie, są doskonałą okazją do manipulowania ludźmi i realizowania obcych scenariuszy. Zawsze można znaleźć kilku, kilkunastu prowokatorów, którzy za pieniądze bądź inne zachęty zrealizują scenariusz zadymy bądź konfrontacji. Szczególnie wrażliwe na takie prowokacje są powtarzające się przez kilka, kilkanaście dni manifestacje, okresy przed wyborami czy ważnymi wydarzeniami. Nie jest tajemnicą, że na przykład przed szczytem NATO 8-9 lipca 2016 r. w Warszawie polski kontrwywiad odnotował liczne planowane prowokacje, mające pokazać Polskę jako państwo niestabilne, niewiarygodne, na którym nie można polegać.
Już 22 października 1994 r., czyli w kluczowym okresie negocjowania przez Polskę członkostwa w NATO na Dworcu Wschodnim w Warszawie polscy policjanci dali się rozegrać rosyjskim służbom. Rosyjscy obywatele zablokowali pociąg, nie pozwalając, by wyjechał ze stacji, a polska policja chciała rozwiązać kryzys. Incydent został jednak tak „przekierowany”, że polskich policjantów oskarżono o napaść na bezbronnych i niewinnych Rosjan. Siłą swoich wpływów Rosjanie narzucili taką narrację zachodnim mediom. W efekcie doszło do pobicia Polaków w Rosji - w ramach „sprawiedliwego odwetu” oraz szerokiej akcji psucia Polsce opinii i wizerunku na Zachodzie. A wszystko to miało sprawić, żeby Polska była odbierana jako państwo nienadające się do NATO i Unii Europejskiej. A obecnie, w dobie wojny hybrydowej, Rosjanie mają o wiele szersze możliwości niż w 1994 r.
Pokaz możliwości działania rosyjskich służb mieliśmy 11 stycznia 2016 r. i w następnych dniach w Berlinie. Wtedy mieszkający w stolicy Niemiec Rosjanie rozkręcili aferę wokół rzekomego gwałtu na 13-letniej dziewczynce wywodzącej się z tej społeczności, która miała być porwana z ulicy i przez 30 godzin bita oraz gwałcona przez imigrantów z Bliskiego Wschodu. Sprawę natychmiast podchwyciły media w Rosji. Po 30 godzinach dziewczynka, przedstawiana jako Lisa, miała być wywieziona z miejsca przetrzymywania i porzucona dosłownie na ulicy. Kanał Rossija 24 atakował berlińską policję, która ponoć nie chciała pomóc zdesperowanym rodzicom. W podobnym tonie policję atakował serwis vesti.ru. Rosyjski Pierwyj Kanał rozmawiał z rzekomymi świadkami, w tym z osobami podającymi się za członków rodziny. Berlińska policja wszystkiemu zaprzeczyła, ale to wywołało zarzuty o tuszowanie sprawy. Do akcji szkalowania policji włączyła się też rosyjska telewizja NTV oraz Russia Today. Głos zabrał MSZ Rosji, a sam minister Siergiej Ławrow nie krył swego oburzenia. W takiej atmosferze Rosjanie mieszkający w Berlinie wyszli na ulice, wspierani przez niemieckie skrajne ugrupowania.
Trzynastoletniej Lisy nikt nie zgwałcił, tylko miała problemy w szkole, a nie chcąc pokazywać uwag nauczycieli rodzicom, „ukryła” się u kolegi z klasy, gdzie też nocowała. Nikt w Rosji nie przejął się faktami, gdyż była to znakomita okazja, by rosyjskie służby, ich agenci, agenci wpływu oraz rosyjska społeczność przećwiczyli wariant zamieszek na tle narodowościowym. W „Przeglądzie NATO” ta prowokacja została opisana jako „sprawa Lisy” i przedstawiona tak, że „po raz pierwszy Niemcy wyraźnie dostrzegli powiązania pomiędzy rosyjskimi kampaniami w mediach krajowych i zagranicznych wymierzonymi w Niemcy, a rosyjską polityką na najwyższym szczeblu. Rząd niemiecki niezwłocznie polecił Federalnej Służbie Wywiadowczej (BND) we współpracy z Ministerstwem Spraw Zagranicznych sprawdzenie rosyjskich źródeł manipulacji niemiecką opinią publiczną”.
Im bliżej wyborów do Sejmu i Senatu, tym aktywniejsze będą ośrodki i narzędzia wojny hybrydowej. Nie wszystkie dramatyczne wydarzenia muszą mieć drugie dno, jednak trzeba się poważnie z tym liczyć. Szczególnie, gdy coś się dzieje we wschodnich regionach Polski i gdzie można grać „narodową” nutą. To w żaden sposób nie usprawiedliwia sprawców przemocy, lecz powinno uwrażliwiać na możliwość manipulowania ludźmi, gdy dochodzi do konfrontacji skrajnych wartości i punktów widzenia. To przecież elementarz wojny hybrydowej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/456031-zyjemy-w-czasach-wojen-hybrydowych