Dr Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, w tekście dla „Rzeczpospolitej” opisuje kulisy wyboru Ursuli von der Leyen na przewodniczącą Komisji Europejskiej. „Wynik europejskich negocjacji wzmocnił pozycję we Wspólnocie premiera Morawieckiego” - podkreśla Dębski
Inspiracją dla niniejszego tekstu był szereg rozmów, które prowadziłem z ekspertami i politykami z różnych państw, którzy z bliska przyglądali się negocjacjom lub znali ich przebieg z drugiej ręki
— przedstawia źródła swoich informacji dyrektor PISM.
Na początku artykułu dr Dębski przypomina chronologię wydarzeń. Procedurę tzw. kandydatów wiodących, rezygnację Angeli Merkel z kandydatury Webera i ostateczne - jak się wydawało - układanki polityczne wokół Timmermansa podczas szczytu G20 w Osace.
Timmermans, popierany przez Francję, Niemcy i socjalistów, stał się faworytem. Podczas szczytu G20 Macron, Merkel oraz premier Holandii Mark Rutte uzgodnili pakiet politycznych zachęt dla chadeków i liberałów, aby zapewnić sobie ich poparcie. Sprawa wydawała się przesądzona
— zaznacza.
Dalej pisze o tym, co oznaczałby taki przewodniczący Komisji Europejskiej dla Polski i jak na kandydaturę Holendra zareagował polski rząd.
Gdyby Timmermans został wybrany na przewodniczącego, byłaby to dla polskiego rządu polityczna porażka. Ośmielony sukcesem mógłby nawet osobiście zaangażować się w jesienną kampanię wyborczą w Polsce. Celem polskiego rządu musiało stać się przeciwdziałanie takiemu scenariuszowi.
— podkreśla Dębski.
Przed rozpoczęciem Rady Europejskiej szanse Morawieckiego wyglądały marnie. Nikt nie wierzył, że będzie w stanie pozyskać sojuszników - poza Viktorem Orbanem - nie mówiąc o budowie koalicji ośmiu państw potrzebnych do zablokowania kandydatury
— pisze dyrektor PISM.
Jak przekonuje dr Dębski pierwszym zadaniem polskiej dyplomacji było utrzymanie jedności grupy V4. Bez tego niemożliwe byłoby poszukiwanie kolejnych sojuszników w walce z kandydaturą Timmermansa. Pierwsza część planu się powiodła i polski rząd - na czele z premierem Morawieckim - podjął dalszą grę.
Zdaniem moich zagranicznych rozmówców podczas szczytu w Brukseli trudno było się zorientować, jaką realną siłą dysponują. Czy opozycja sprowadza się do czterech krajów V4, czy też kryje się za nią większa grupa państw regionu. Premier Morawiecki zręcznie podsycał tę niepewność
— zdradza kulisy negocjacji Dębski.
To właśnie spotkania Morawieckiego z premierami Litwy i Estonii, a następnie polsko-włoskie negocjacje poszerzyły sprzeciw wobec kandydatury Timmermansa. W dalszej kolejności swoje niezadowolenie zaczęli wyrażać premierzy Chorwacji, Łotwy i Bułgarii. Zrozumienie dla takiego stanowiska wyraził nawet niemiecki komisarz UE Gunther Oettinger. Tym samym zrealizowany został plan polskiego rządu - polityczne domino ruszyło na dobre.
Ta sytuacja spotęgowała wrażenie wrażenie politycznej rewolty. Timmermans okazał się postacią zbyt kontrowersyjną dla większości państw członkowskich
— dodaj dyrektor PISM.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Premier Morawiecki po wyborze von der Leyen: Jestem ostrożnym optymistą. Daje nadzieję na nowe otwarcie UE
CZYTAJ TAKŻE: Krasnodębski: Decyzję podjęli prezes Kaczyński i premier Morawiecki. Wskazanie było jasne - głosować za von der Leyen
Dębski wskazuje na słabą pozycję Angeli Merkel podczas negocjacji. Swoje stanowisko musiała ona konsultować z koalicjantami z SPD, którzy są w Europie zupełnie nieznani. Z takiej sytuacji skorzystał Macron.
Na tym tle jednym z głównych architektów nowej, kompromisowej, konstelacji personalnej w UE został prezydent Francji. To on wysunął kandydaturę von der Leyen, uśmiercając procedurę kandydatów wiodących
— zauważa Dębski.
Dzięki udanej „rewolcie” swoją mocną pozycję w unijnej polityce zaznaczył premier Morawiecki. Pomogła mu w tym również silna legitymacja z ostatnich wyborów europejskich w Polsce.
Przystępował do negocjacji na straconej pozycji, a wykazał się determinacją i zręcznością. Oczywiście na jego postrzeganie miała wpływ świadomość, że w imieniu Polski zabiera głos polityk reprezentujący stronnictwo, które właśnie uzyskało silny europejski polityczny mandat i prowadzi w sondażach przed wyborami krajowymi
— podkreśla.
Morawiecki może więc być partnerem politycznym przez parę najbliższych lat.
— dodaje dyrektor PISM.
Dr Dębski na koniec ocenia sytuację, w której znalazł się Timmermans.
Nawet jeśli ponownie zostanie członkiem Komisji Europejskiej, będzie żył ze świadomością, że jest politykiem toksycznym, a takiego łatwo się poświęca w imię europejskiej harmonii i świętego spokoju
— podkreśla.
kb/ „Rz”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/455973-debski-o-wyborze-von-der-leyen-morawiecki-zyskal-w-ue