Mimo rozległych zasobów wiedzy dostępnych na wyciągnięcie ręki w internecie, książkach i na uniwersytetach ludzie w społeczeństwie liberalnym coraz głupsi. Otuleni płaszczem postpolityki widzą może czasem jakieś fakty, ale nie potrafią ich połączyć w przyczynowo-skutkowy proces społeczny czy polityczny. Najbardziej brutalnie widać to w gasnącym fenomenie sympatyków partii Roberta Biedronia „Wiosna”. Przecież za pustymi uśmiechami i gładkimi słówkami o miłości, tolerancji i nowoczesności kryje się brutalny marksizm kulturowy – mobilizowanie homoseksualistów jako grupy rzekomo wykluczonej przez państwo, ma tworzyć nową klasę społeczną, która poniesie buntowników do władzy.
CZYTAJ TAKŻE: Podmianka marksizmu politycznego na kulturowy nie zaczęła się wraz z ruchawką ’68
Sam Biedroń pracował kiedyś dla brytyjskiej organizacji LGBT o nazwie Outrage!, która zrównuje przeciwników homoideologii z… faszystami, a dodatkowo walczy z brytyjskim Kościołem. Tak jak na kulturowych marksistów przystało Biedroniowcy musieli znaleźć swojego wroga (jest nim Kościół) i swoich „ciemiężonych”, których trzeba wyzwolić – tak jak marksiści klasyczni upatrywali przeciwnika w kapitalizmie (i w religii także), a za uciskanych wzięli robotników. Tylko że robotnicy nie bardzo się na marksizm nabrali – rewolucjonistów komunistycznych popierali nie pracownicy fabryk, ale przeintelektualizowani publicyści i partyjni działacze, przestępcy i różne przypadkowe środowiska. Tymczasem na opowieść o ucisku „gejów” przez Kościół nabiera się całe młode pokolenie, w jakiejś kawiarniano-klubowej egzaltacji wierząc że aktywiści LGBT walczą o miłość, równość, braterstwo, ba!, wierzą że walczą o postęp przeciwko ciemnogrodowi i z podziwem patrzą na swoich zachodnich kolegów, którzy już dawno wywalczyli sobie prawo do deprawacji. Twierdzę, że większość z kilkuset tysięcy wyborców Wiosny nie jest orędownikami nihilizmu, ale zwyczajnie ofiarami kłamstw lub ignorantami. Nikt lepiej nie opisał ignorancji, jak XVII wieczny dramaturg francuski, Molier, w komedii „Mieszczanin szlachcicem”, w której przygłupi Pan Jourdain aspiruje do zaliczenia go w sfery arystokratyczne ówczesnej Francji. Podczas rozmowy z nauczycielem Jourdain odkrywa, że mówi prozą:
Pan Jourdain. A tak jak się mówi, co to jest takiego? Nauczyciel filozofji. To proza. Pan Jourdain. Jakto? więc kiedy mówię: Michasiu, podaj mi pantofle i przynieś mi krymkę, to proza? Nauczyciel filozofji. Tak, panie. Pan Jourdain. Daję słowo, zatem ja już przeszło czterdzieści lat mówię prozą, nie mając o tem żywnego pojęcia!
Tyle że przygłupi Pan Jourdain próbował chociaż zdobywać wiedzę i dowiadywał się czegoś o sobie, a tymczasem większość sympatyków Biedronia nie tylko nie wie, że mówi marksizmem kulturowym, ale prawdopodobnie nigdy się tego nie dowie! I to jest dramat tych „oświeconych czasów”, gdzie wiedzy coraz więcej, a coraz mniej mądrości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/455890-czy-sympatycy-roberta-biedronia-wiedza-ze-mowia-proza