Jarosław Kurski, niczym Czapajew walczący z wojskami admirała Kołczaka, ducha nie gasi, choć mu już w duszy nie gra tak jak dawniej.
Jednoczenie opozycji poprzez dzielenie wywołuje nastroje funeralne, przerywane krótkimi napadami euforii. Funeralizm wynika z zawodu po zaprzepaszczonej szansie na jeden wielki blok opozycyjny, euforia – z jednoczenia lewicy. W związku z jednym i drugim chce się płakać, choć raz z przygnębienia, a raz z radości. To zresztą niezwykle zabawne obserwować emocje żałobników i entuzjastów. Szczególnie zabawne, gdy chodzi o ludzi występujących na łamach „Gazety Wyborczej” i jej zakładowego radiowęzła, czyli Tok FM, a zatem w obrębie jednej rodziny. Ileż jest w tym uroczego pensjonarstwa, nieskrywanego infantylizmu czy żalu po utraconej niewinności.
W zakładowym radiowęźle 19 lipca 2019 r. rozegrała się taka urocza scena. Jak zwykle w piątek szaman Jacek Żakowski odprawiał czary z podszamanami Wiesławem Władyką, Tomaszem Lisem i Tomaszem Wołkiem. Gdy zeszło na polityczne nowiny ostatnich godzin, czyli na fiasko wielkiej koalicji, podszaman Władyka stwierdził: „Uważam, że to już się stał dramat. Że to jest katastrofa po prostu”. Szaman Żakowski musiał interweniować: „Ale nie mów tak, bo już nikt nie pójdzie głosować w tej katastrofie”. Niezrażony Władyka pogłębiał jednak funeralne nastroje: „Jest katastrofa, ponieważ jest zagrożona motywacja, jest zagrożona chęć bawienia się w politykę. I powiedziawszy to, chcę właśnie przezwyciężyć i przeskoczyć. Powiedzieć: nic nam innego nie zostało, tylko trwać w tym wszystkim”. Na co Żakowski: „Rany boskie”. A Władyka: „Ależ tak”. I Żakowski: „Wiesiek, błagam!”.
A teraz inny obrazek z wnętrza Agory, czyli postępowo-wyzwoleńczego lewiatana. Oto drugie pokolenie Michnikowych bojowników o wolność i demokrację, czyli syn Piotra Pacewicza - Krzysztof zdał relację z nastrojów po ogłoszeniu nowiny o jednoczeniu lewicy: „Redakcyjni koledzy i koleżanki o sercu po lewej stronie ukradkiem wycierali łzy wzruszenia, wpatrując się w telewizor. Kto uwierzyłby dwa lata temu, że Biedroń, Zandberg i Czarzasty ogłoszą wspólny start lewicowej koalicji?”. Łzy wzruszenia pociekły też zapewne starej gwardii ojców postępowej rewolucji, czyli na przykład Jarosławowi Kurskiemu. Ten już bez egzaltacji młodziaka, choć też bardzo przejęty, stwierdził: „Ile trzeba było porażek, by lewica wreszcie sformowała jeden blok i jedną listę wyborczą. To dobra wiadomość, bo Polska jak nigdy potrzebuje silnej lewicy”. Polska jak Polska, ale lewiatan Agora z pewnością.
Wielkim marzeniem „stręczycieli idei” z Czerskiej (odwołuję się tu do głośnej niegdyś powieści Juliana Kornhausera z 1980 r. – „Stręczyciel idei”) była zgodna współpraca postkomunistów z tzw. demokratami, do czego specjalnym manifestem „O prawdę i pojednanie” na łamach „Gazety Wyborczej” z 9-10 września 1995 r. zachęcali Adam Michnik i Włodzimierz Cimoszewicz. Koalicja Europejska była spełnieniem tych marzeń, a jej krach przed wyborami do Sejmu i Senatu jesienią 2019 r. wywołał nastroje funeralne. Ale przecież nie wolno upadać na duchu i publicznie biadolić – tak jak Wiesław Władyka z „Polityki” w zakładowym radiowęźle Agory („Wiesiek, błagam!”).
Jarosław Kurski, niczym Wasilij Czapajew walczący z wojskami admirała Aleksandra Kołczaka, ducha nie gasi, choć mu już w duszy nie gra tak głośno jak choćby w maju 2019 r. Ale z nadzieją i rozrzewnieniem przyjmuje jednoczenie lewicy. Dlatego wzywa: „Czas na wspólny, spójny przekaz. I na pakt o nieagresji wobec innych demokratów. Nie tylko dlatego, że bez przymierza z demokratami lewica nie zrealizuje żadnego ze swoich społecznych i ustrojowych programów. Także dlatego, że z PSL i Koalicją Obywatelską będzie musiała ułożyć jedną listę do Senatu. Sam na lewicę nie zagłosuję, ale jako demokrata kibicuję każdej demokratycznej formacji. I życzę jej jak najwyższego wyniku”. Ach ci wzruszający „demokraci” z lewiatana na Czerskiej! Imponuje ta ich „demokratyczna” świadomość, szczególnie w kontekście wspaniale wyhodowanej nienawiści do PiS i generalnie prawicy.
Gdy się nie ma tego, co się lubi, lubi się to, co się ma (Когда тебе не хватает того, что тебе нравится, тебе нравится то, что у тебя есть). Była taka wspaniała idea wielkiej koalicji, nawiązująca do szczytnych idei michnikizmu-cimoszewiczyzmu, a tu жопа. Ale жопизм nie przystoi, mimo goryczy, jest więc wiara, że wprawdzie źle się stało, jednak to jeszcze nie pogrzeb. Może coś się uda, bo jak mają żyć „demokraci” z Agory czy „Polityki”, gdyby nadziei nie było. Dlatego Jacek Żakowski łapał się za głowę, gdy mówił: „Rany boskie! Wiesiek, błagam!”. Tyle że Wiesiek ma chyba rację, że „to jest katastrofa po prostu”. I co się stało, to się nie odstanie. Nawet gdy światełko nadziei zapaliło się na lewicy i „koledzy i koleżanki o sercu po lewej stronie ukradkiem wycierali łzy wzruszenia”. Moje łzy wzruszenia nad losem „kolegów i koleżanek” nie pozwalają mi więcej pisać. Czuwaj!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/455813-no-i-po-wielkiej-koalicji-a-taka-byla-ladna-europejska