Wybór Ursuli von der Leyen na stanowisko szefowej Komisji Europejskiej był poprzedzony bardzo gorącymi dyskusjami, a także zagraniami - momentami mocno nieczystymi i poniżej pasa. Sam fakt, że kandydatura Niemki przeszła zaledwie dziewięcioma (!) głosami pokazuje, jak bardzo niepewny był rezultat. Można postawić tezę, że bez poparcia polityków PiS (ale i Fideszu) w Parlamencie Europejskim nie mielibyśmy nowej przewodniczącej KE. Czy wpłynie to na relacje Brukseli z Warszawą? O tym przekonamy się zapewne w ciągu najbliższych tygodni i miesięcy.
Niemniej jednak wybór von der Leyen był obarczony naprawdę ostrą grą na zapleczu i w kuluarach. Dla przykładu głosowanie przeciw premier Beacie Szydło (na stanowisko szefowej jednej z komisji) było - jak słyszymy od jednego z wysoko postawionych dyplomatów - sprytnym planem socjalistów.
Liczyli na to że sprowokują europosłów PiS i całą delegację EKR do ostrej reakcji i głosowania przeciw von der Leyen. To by doprowadziło do jej utrącenia, a zarazem izolacji EKR. Następny kandydat - kimkolwiek by był - zabiegałby o głosy lewicy, nie nasze. Usłyszelibyśmy o likwidacji węgla do 2030, sankcjach w obronie praworządności i innych tego typu miłych sercu lewicowca pomysłach
— tłumaczy nasz rozmówca.
Kopnięcie w klatkę z logo EKR nie przyniosło rezultatów, chociaż w pewnym momencie, jak słychać w kuluarach europarlamentu, było naprawdę gorąco. Temperaturę dyskusji pokazują choćby głosy Witolda Waszczykowskiego czy Patryka Jakiego - głosy mocne i zrozumiałe, wszak nikt nie lubi być tak traktowany, ale jednak mające być wykorzystane dalej niż tylko w formie werbalnej krytyki.
Dlaczego więc koniec końców Polacy poparli kandydaturę Niemki? Zadecydowała o tym - jak słyszymy od urzędników Kancelarii Premiera - osobista interwencja premiera Mateusza Morawieckiego.
Premier przedwczoraj kilkukrotnie rozmawiał - telefonicznie - z von der Leyen oraz Merkel. Po tej interwencji polska część EKR została poinstruowana że ma głosować „za”. Trudno powiedzieć czy ktoś się ostatecznie wyłamał, na pewno było ponad 20 naszych głosów za kandydaturą Niemki
— słyszymy.
Ze strony nowej szefowej Komisji Europejskiej (jak i samej kanclerz Merkel) płynęły gorące deklaracje co do tego, że von der Leyen będzie szukała porozumień. Z perspektywy Warszawy istotniejsze od deklaracji będą jednak czyny - choćby obliczone na zamknięcie wreszcie sprawy grillowania Polski na kanwie sprawy artykułu 7 i troski o praworządność w krajach unijnych.
Von der Leyen w przedwczorajszym liście do S&D napisała nawet, że w sprawie Rule of Law żadne państwo UE nie jest doskonałe - to prawie kopia naszych argumentów. Wiadomo, że nie we wszystkim się zgadzamy, ale generalnie potwierdza się że będzie nam się dobrze współpracowało… zwłaszcza po tym, gdy to właśnie nasze głosy zadecydowały o jej wyborze. Nikt się nie spodziewał, że będzie aż tak blisko - a to jednak cementuje relacje
— przekonują nas nasi rozmówcy.
Zarazem argumenty te nie są oparte o naiwną wiarę w lepsze jutro. Świadomość dalszej - nierzadko twardej - walki jest dla polskich urzędników i dyplomatów czymś oczywistym, ale jednak wybór von der Leyen (a także okoliczności jej wyboru) pokazuje, że nasza sytuacja w walce o dobrą tekę w KE mocno się we wtorek poprawiła, a i pozycja gracza na unijnej arenie stała się pewniejsza niż dotychczas. Jak te lepsze warunki zostaną wykorzystane w praktyce i konkretach? To już pytanie na zupełnie oddzielną historię, której rozdziały poznamy w najbliższych tygodniach - zarówno przy negocjacjach co do składu KE, jak i kształtu budżetu unijnego.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/455371-kulisy-wyboru-von-der-leyen-otwieraja-furtki-dla-warszawy