Decyzja Polskiego Stronnictwa Ludowego o samodzielnym pójściu w jesiennych wyborach była wypracowywana w zasadzie niemal do końca. Jeszcze kilka dni temu wśród ludowców dominowało przekonanie, że z Grzegorzem Schetyną koniec końców uda się dogadać, a z bloku PO-PSL uda usunąć się lewicowe skręty ideologiczne. Wiara ta upadła definitywnie, a że niechęć wśród działaczy i wyborców PSL do póojścia z Platformą była spora, to i wspólnego startu nie będzie.
Tak naprawdę za wspólnym startem z Platformą namawiały elity PSL - a precyzyjnie mówiąc: spora część tych elit. Politycy, jakich znacie ze studiów telewizyjnych, zdjęć w tygodnikach i gazetach. Dlaczego? Obawiali się o swoje mandaty sejmowe. Wiadomo, że na liście Schetyny dostaliby biorące miejsca i kolejne cztery spokojne lata w parlamencie. A tak, to trzeba będzie się starać…
— mówi mi jeden z przedstawicieli kierownictwa Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Na marginesie - żeby znać kontekst takiej, a nie innej decyzji, trzeba też wiedzieć, jak działa PSL w terenie. Im niżej, jeśli chodzi o regionalne struktury (powiaty, gminy), tym niechęć do Platformy jest większa - a otwarcie na ewentualną współpracę z PiS większe. Już w maju forsowanie wspólnej listy koalicyjnej nie było przesadnie łatwym zadaniem, tym bardziej, że grupa wpływowych polityków PSL (z Waldemarem Pawlakiem włącznie) od początku była przeciw, co najwyżej milcząco obserwując sytuację. Teraz sytuacja się zmieniła.
Ludowcy uczestniczący w rozmowach na szczycie na linii PO-PSL zwracali mi uwagę na postawę lidera Platformy, który nie potrafił zrozumieć perspektywy PSL. Gdy przedstawiciele tej ostatniej partii zwracali uwagę na skręt w lewo, na niezrozumienie wśród wyborców na wsi takich postulatów jak karta LGBT czy peany pochwalne na cześć Parad Równości, Grzegorz Schetyna miał wzruszać ramionami.
Grzegorz jest zakręcony na szeroką listę, ewidentnie chce być samcem alfa po stronie opozycyjnej - za wszelką cenę. Schetyna obiecywał nam koalicję bez lewicy, ale chciał wymusić zgodę na pojedyncze nazwiska z tych środowisk. Skończyłoby się to tym, że w połowie września musielibyśmy się znowu tłumaczyć, bo pani Nowacka coś tam palnęła o aborcji, a pani Żukowska (rzeczniczka SLD - dop. red.) o adopcji dzieci przez homoseksualistów
— nie kryje irytacji mój rozmówca.
Tym bardziej, że Władysława Kosiniaka-Kamysza miały mocno osobiście zaboleć oskarżenia, które zrównywały go z najbardziej radykalnymi działaczami ruchów LGBT. Nic w tym zresztą dziwnego, sam widziałem lidera PSL jak zaczynał dzień (i to nie jeden, był to proces dość regularny) od wizyty w jednym z warszawskich kościołów.
Tak dostać po d… jak w tej kampanii, za „tęczowego Władka”, to nie dostałem chyba nigdy
— miał powiedzieć Kosiniak-Kamysz podczas jednego ze spotkań z najbliższymi współpracownikami.
Jeszcze jeden argument, który przechylił polityczną wagę na niekorzyść współpracy z Platformą, to nastawienie wyborców ludowców w terenie.
Może mi Pan wierzyć, może nie, ale nawet w najbliższej rodzinie, gdy słyszeli, że idziemy z Platformą, to zaczęli przewracać oczami. Nie wchodzę teraz w to, ile w tym słusznego gniewu, a ile uległości wobec manipulacji. Ale to fakty. A gdy zaczynały się dywagacje o SLD czy lewicy światopoglądowej, to w ogóle nie było o czym gadać
— tłumaczył mi jeden z ludowców.
Inny z polityków PSL - zadowolony z decyzji o samodzielnym starcie - dodawał:
Niechęć, a momentami wręcz nienawiść do Platformy - rozumianej jako szeroki obóz III RP - jest w małych miejscowościach bardzo duża. To akurat udało się PiS mocno przełamać. I dlatego dziś każdy atak, każda szpilka wbita nam ze strony Platformy, ich elit medialnych, tych wszystkich Lisów, Michników, Szubartowiczów - to nasza szansa na odzyskanie choć części wyborców. Dobra nasza
— słyszymy.
Władysław Kosiniak-Kamysz dobrze wie, że sporo ryzykuje. Tym bardziej, że presja medialno-politycznego establishmentu po stronie opozycyjnej była, jest i zapewne będzie spora; by pójść jednym blokiem. Lider PSL miał rzucić podczas jednego ze spotkań, że jeśli politycy jego partii poszliby z ekipą Schetyny, to faktycznie udałoby się obronić mandaty kilku, może kilkunastu posłów, ale partia poszłaby na dno. Trudno też było się dogadać co do podziału finansowego tortu (subwencje, zwrot kosztów, etc.) po wyborach.
Co dalej? Liderzy PSL mają nadzieję na przeciągnięcie na swoją stronę takich polityków jak Bogdan Zdrojewski, trwają też rozmowy (choćby w poniedziałek Piotr Zgorzelski spotkał się ze Stanisławem Tyszką) co do wspólnego startu z Kukiz‘15. Tutaj jednak na przeszkodzie stoi formuła startu - politycy K‘15 musieliby wejść na listy PSL, z szyldem ludowców, być może poszerzonym o enigmatyczną nazwę „Koalicja Polska”.
Problemem PSL jest też niewystarczająco pełna kasa, co zaznaczam z dużym marginesem dyplomatycznego języka. Nie ma odpowiednich pieniędzy na wywieszanie bannerów („Tutaj nie mamy nawet startu do PiS” - mówi mi jeden z ludowców), a w samej partii dominuje przekonanie, że obóz Jarosława Kaczyńskiego wybory wygra i prawdopodobnie - w tej czy innej formule - będzie rządził kolejne cztery lata. Nastawienie to widać zresztą w ostatnim sondażu Kantar przeprowadzonym dla TVN.
Gienek Kłopotek nie powinien tego mówić, ale miał rację - tak naprawdę stajemy dziś do walki o to, by jesienią nie wyprowadzić sztandaru. Byśmy przetrwali - jako PSL - w świadomości wyborców. Trzeba zacząć powoli myśleć o perspektywie roku 2023
— słyszymy.
Czy jednak PSL jest w stanie samodzielnie przekroczyć próg wyborczy? Potrzebny jest milion głosów z hakiem - a to oznaczałoby potrzebę zwiększenia puli wyborczej sprzed czterech lat; i to dość wyraźnie. Czy to możliwe? Sam Kosiniak-Kamysz mówi wprost, że nie ryzykowałby kariery w wieku 38 lat, stawiając na kartę, która może okazać się niepewna. Wśród ludowców marzy się o poziomie ośmiu, może nawet dziesięciu procent. Ale to wszystko to dobra mina do złej gry. A przynajmniej bardzo trudnej do zrealizowania.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/455167-nie-wyprowadzic-sztandaru-dlaczego-psl-odmowilo-schetynie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.