Grzegorz Schetyna się wsłuchuje. Sam o tym zapewnił, z przyzwyczajenia posługując się zaimkiem osobowym: „my”: „Wsłuchujemy się w głos, który płynie z rozmów z Polakami. I ta lekcja jest oczywista, nie wystarczy być tylko antypisem”, odkrył nagle na sto dni przed wyborami do parlamentu. To już coś. Problem w tym, że ze słuchem u szefa Platformy z nazwy Obywatelskiej, którą obywatele pozbawili władzy, nie jest w porządku. Odbiera jakby na ograniczonej częstotliwości, albo tylko to, co chce. I po latach u władzy oraz na życzenie tychże obywateli spędzonych w ławach opozycji odkrywa również: „Nasza misja to pracować dla ludzi i im służyć”.
Suuuper! Skoro więc doszedł do konstruktywnego wniosku, że sam antypisizm”, same buńczuczne hasła o dorzynaniu watahy i strącaniu szarańczy z drzewa przez totalnie zaślepionych nie wystarczą, zgłosił propozycje programowe. Jak PiS „piątkę Kaczyńskiego”, to on – bęc!, przebijam…!, „szóstką Schetyny” bez atu. Jeszcze wczoraj „piniędzy” miało nie być w banku na „populistyczne przekupywanie wyborców” i te różne warianty pisowskich dodatków „500+”, ba były nawet zapowiedzi co poniektórych z PO, że Polacy będą musieli je zwrócić, a teraz - proszę, pan przewodniczący porachował i wyszło mu, że nie tylko nie cofnie obywatelom niczego, co do tej pory było im dane, ale nawet dołoży coś na górkę. Cuda na kiju!
„To będzie nowa polityka i zupełnie nowa Polska!”, huknął „premier”z cienia. Po pierwsze, „wolna i demokratyczna”, bo wolna i demokratyczna nie jest, skoro PO nie ma władzy. I równość ma być w niej, w tej Polsce PO dla wszystkich, i prawa dla kobiet, czego ma przypilnować Barbara Nowacka – wymienił imiennie, i dla gejów, lesbijek oraz innych w jego programie LGBTQ+ (tu nie wymienił z nazwiska, kto ma tego dopilnować, ale zapodał, że najwyższy czas wprowadzić związki partnerskie, wszak do wyborów zostało już tylko sto dni), co notabene podsunęła Schetynie „pewna starsza pani” (to na dowód, że się wsłuchuje), i referenda mają być dla ogółu bez względu na wiek, żeby przyszłemu rządowi PO podsuwali to i owo.
Ale wszystko to nic, przede wszystkim będą wyższe pensje, ponieważ - co odkrył pan przewodniczący - „dorabiają się partyjni działacze” (tu pewnie zawarta była taka zawoalowana samokrytyka PO), a co „gwarantuje” osobiście. Nie wiem, skąd weźmie na te „dodatkowe premie” dla tych, którzy - co uściślił - zarabiają 4,5 tys. zł. brutto, może będzie dopłacał obywatelom z partyjnych składek… A skoro ludzie będą mieli więcej tych „piniędzy”, których nie było, ale teraz będą, to PO zniesie „absurdalny zakaz handlu w niedziele”, aby obywatele mogli z radością pogalopować na zakupy. Ponadto będą wspierane „firmy, które szybko rosną”, bo te, co wolno rosną, wspierać nie warto – logiczne… A skoro wszystkim będzie już tak dobrze, PO zadba, aby obywatelki i obywatele mogli dłużej cieszyć się swoim szczęściem i żyli dłużej, to znaczy o ich zdrowie zadba; badania będą za darmochę dla pięćdziesięciolatków, i pakiety z darmowymi lekami i przyborami, i turnusy rehabilitacyjne za friko, i nowe domy opieki, i „rozszerzony program in vitro”, bo z przyrostem naturalnym też u nas za PiS kiepsko. Będą miały farta, te dzieci urodzone w Polsce pod rządami PO, czekać na nie będą piękne, uporządkowane szkoły, wydobyte z „pułapki Zalewskiej”, ze kadrą uśmiechniętych, lepiej zarabiających nauczycieli, co też pan przewodniczący zapowiedział. I punkt ostatni, czego nie mogło zabraknąć w Polsce, która dzięki PO będzie rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej: „czyste powietrze i woda”…
Ufff…! Że drwię z poważnego „programu”? A czy można traktować go poważnie…? Po prawdzie z „szóstki Schetyny” wydobywa się niezbyt świeże powietrze, a woda już leje się kaskadami. Grzegorz Schetyna nagle dostrzegł, że podwyższenie wieku emerytalnego przez jego partię w spółce z ograniczoną odpowiedzialnością z Polskim Stronnictwem Ludowym, popieranym przez około 5 proc. ludu, było błędem. Eureka! Godne pochwały, choć jeden błąd znalazł, wprawdzie po latach, ale znalazł. Wciąż jednak nie dostrzega i nie słyszy, że za sytuację, w jakiej znalazła się jego partia, i kraj, i obywatele wstrząśnięci nie tylko nagraniami od „Sowy i przyjaciół” o „państwie teoretycznym” za rządów PO-PSL, odpowiadają ci sami, starzy, partyjni wyjadacze, którzy nadal tkwią na ich świeczniku.
Schetynowy „sześciopak” można sprowadzić do zdania: temu damy konia z rzędem, temu buzi, temu w gębę. Komu w gębę, to wiadomo, Kaczyński w rozumie…, komu buzi – to się okaże, gdy PO podejmie „ostateczną decyzję”, z kim pójdą do wyborów parlamentarnych, a co do darowanego konia… - nie potrzeba mu nawet zaglądać w zęby, jaki jest, każdy widzi. Cały ten „sześciopak” jest jak zawarta w nim propozycja o referendach - o ile dobrze pamiętam, gdy rządy sprawowała Platforma z nazwy Obywatelska, zebrane właśnie w referendach głosy obywateli szły na przemiał. A poza wszystkim, cóż, lepszy wróbel w garści, niż… koń z rzędem na dachu. Kropka!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/455020-szesciopak-schetyny-temu-damy-konia-z-rzedem-temu-buzi