Większość katów Polaków z Wołynia nie została nigdy ukarana. Wielu w spokoju dożyło późnej starości. Pierwszy szef zbrodniczej bezpieki OUN Mykoła Łebed´ pracował w strukturach amerykańskiego wywiadu jako specjalistą do spraw Europy Wschodniej. Szkolił pracowników CIA i wysyłał agentów na tereny Europy Wschodniej
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Marek A. Koprowski, pisarz, historyk, autor książki „Kaci Wołynia. Najkrwawsi ludobójcy Polaków”.
wPolityce.pl: Czy któryś z ukraińskich katów Polaków na Wołyniu odpowiedział za swoje bestialskie zbrodnie?
Marek A. Koprowski: Większość katów z Wołynia nie została nigdy ukarana. Wielu w spokoju dożyło późnej starości. Pierwszy szef zbrodniczej bezpieki OUN Mykoła Łebed´ pracował w strukturach amerykańskiego wywiadu jako specjalistą do spraw Europy Wschodniej. Szkolił pracowników CIA i wysyłał agentów na tereny Europy Wschodniej. Prowadził w Nowym Jorku placówkę kultury ukraińskiej, która w rzeczywistości była instytucją finansowaną przez CIA. Co roku rząd Stanów Zjednoczonych przekazywał miliony dolarów na tę placówkę. Instytucja zajmowała się analizowaniem prasy w całym obozie socjalistycznym i przygotowywaniem ekspertyz.
Najostrzej dowódców UPA ścigali Sowieci.
Głównodowodzący UPA Kłym Sawur został zlikwidowany przez Sowietów. Sowieci tępili bezlitośnie również niższych dowódców oraz funkcjonariuszy bezpieki UPA. Ale tak było tylko w pierwszej fazie. Wprowadzano amnestie, żeby ich wyciągać z lasu. Późniejsze wyroki były na tyle niskie, że wielu ze zbrodniarzy szybko wróciło na Ukrainę. W miejscowościach, w których popełniali zbrodnie ich ukraińscy sąsiedzi nie życzyli ich sobie. Bezpieka UPA, czyli Służba Bezpieczeństwa Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów w opinii wielu historyków zamordowała więcej Ukraińców niż Gestapo. Wykonywała wyroki śmierci i stale szukała wrogów.
Dlaczego warto dzisiaj przypominać i wskazywać konkretnych katów Wołynia? Dlaczego warto wskazywać ich z imienia i nazwiska?
Jeżeli były ofiary, byli i kaci. Ludzie muszą znać nazwiska katów. Dziś kaci Polaków z Wołynia na Ukrainie cieszą się sławą bohaterów narodowych. Nie są uznawani za zbrodniarzy, ale za bohaterów walczących za wolną Ukrainę. Mają swoje pomniki, ulice. Bandera ma kilkadziesiąt ulic i kilkanaście pomników. Zbrodnicza ideologia, która doprowadziła do zbrodni na Polakach króluje na całej Ukrainie i trzeba to napiętnować. Syn Szuchewycza jest w parlamencie ukraińskim i broni pamięci ojca. Twierdzi, że nie był zbrodniarzem. Trzeba jednak twardo, zgodnie z prawdą mówić: Twój ojciec w polskim i zachodnim pojęciu był zbrodniarzem. Mordował Polaków, wydawał rozkazy na podstawie których unicestwiano naszych rodaków w Małopolsce Wschodniej i Zachodniej. Nie możemy ustąpić w tej kwestii. Jeżeli to zrobimy i przyjmiemy ukraińskie stanowisko w tej kwestii, to niedługo nasi politycy będą składać wieńce pod pomnikami banderowskich zbrodniarzy, których ręce ociekają polską krwią. Zresztą środowiska ukraińska w Polsce dążą do tego otwarcie.
Dlaczego pan tak sądzi?
Walki z UPA toczyły się również na obecnym terytorium Polski, na tzw. Zakerzoniu, chociaż jest to nazwa nieprecyzyjna. Jeszcze w czasie II wojny światowej Ukraińcy dążyli do eksterminacji Polaków na terenach Chełmszczyzny w pojęciu szerokim, a w węższym na Zamojszczyźnie. AK w odróżnieniu od Wołynia była na tych terenach bardzo silna i stanęła na wysokości zadania. Utworzyła front o długości 150 kilometrów i nie przepuściła oddziałów UPA, które szły z Małopolski Wschodniej na Lubelszczyznę, żeby mordować Polaków. Doszło do zażartych walk. Banderowcy na miejscach tych bitew czy w miejscach, gdzie po zakończeniu wojny władze bezpieczeństwa dopadały dowódców UPA postawili pomniki, np. w Lasach Monastyrskich, gdzie zginął jeden z hersztów UPA. Ukraińcy usiłują takie pomniki stawiać w Bieszczadach. Starają się z żołnierzy Wojska Polskiego, którzy walczyli z UPA zrobić morderców, bo np. zniszczyli szpital umieszczony w bunkrze. Ale co żołnierze mieli zrobić? Bunkier był zapleczem medycznym UPA w Bieszczadach. Kiedy wojsko otoczyło bunkier, kazali wszystkim wychodzić, odpowiedziano im ogniem. Też musieli strzelać. Po całonocnych walkach wojsko wysadziło bunkier w powietrze. A teraz w tym miejscu, Ukraińcy chcą stawiać pomnik. O walkach o ten bunkier pisał Poticzny w Stanach Zjednoczonych, były funkcjonariusz bezpieki UPA. Ta zbrodnicza jednostka przesłuchiwała schwytanych żołnierzy, a później mordowała ich w okrutny sposób. Wbijano im kołki w oczy, przywiązywano do nagiętych sosen, które jak się prostowały rozrywały człowieka czy rozszarpywano końmi. Takie przypadki miały miejsce nie tylko na Wołyniu, ale i w Polsce. Dlatego trzeba pisać o ukraińskich katach. Pamięć o nich nie może zginąć.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/454658-nasz-wywiadkoprowski-wielu-katow-z-wolynia-dozylo-starosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.