Coś się dzieje z prezydent Gdańska Aleksandrą Dulkiewicz, ale przegląd mediów dowodzi, że nie bardzo wiadomo - co i dlaczego. Tymczasem sprawa nie jest specjalnie skomplikowana. Aleksandra Dulkiewicz uwierzyła we własną wyjątkowość, żeby nie powiedzieć wielkość, zaufała Donaldowi Tuskowi oraz za bardzo opiera się na doradcach.
Prezydenci miast miewają dziwne, a nawet dziwaczne wypowiedzi oraz demonstrują ekscentryczne zachowania, ale gospodyni Gdańska ma ich tak dużo w tak krótkim czasie, że ani to nie jest przypadek, ani brak kontroli z jej strony. Dulkiewicz się w szybkim tempie radykalizuje, wiec jej kuriozalna wypowiedź o próbach samobójczych uczniów ostatnich klas podstawówek i gimnazjów z powodu reformy edukacji ma całkiem racjonalne podstawy. Ale od początku.
Gdy 14 stycznia 2019 r. niezrównoważony nożownik zabił prezydenta Pawła Adamowicza, przed Aleksandrą Dulkiewicz otworzyły się drzwi, o których istnieniu nawet nie myślała. To ona zarządzała Gdańskiem i żałobą po zamordowaniu Adamowicza, więc w takim momencie została otoczona nadzwyczajną empatią oraz sympatią. To się nie skończyło podczas nadzwyczajnej i nietypowej kampanii w przedterminowych wyborach, w których Aleksandra Dulkiewicz nie miała groźnego rywala, skoro największe partie zdecydowały o niewystawianiu własnych kandydatów. Nadzwyczajny i nietypowy był więc także wynik wyborów, czyli poparcie na poziomie 82,22 proc. Wszystko po 14 stycznia 2019 r. było w Gdańsku ekstraordynaryjne, ale Aleksandra Dulkiewicz potraktowała ten ciąg zdarzeń jako potwierdzenie swojej wyjątkowej pozycji.
Tragedia w naturalny sposób wywindowała Aleksandrę Dulkiewicz na szczyty krajowej polityki, bardzo wielu Polaków żyło bowiem tamtymi wydarzeniami, a ona znalazła się w ich centrum. Zauważyli to oczywiście opozycyjni macherzy od polityki i postanowili popularność oraz nadzwyczajny status nowej prezydent Gdańska wykorzystać. I od tego momentu zaczęły się problemy. Na wiele sposobów łechtana próżność skromnej dotychczas urzędniczki drugiego szeregu dała o sobie znać, co było dość łatwe do przewidzenia. I zaczęło się bezkrytyczne słuchanie pochlebców oraz korzystanie z ich rad. A oni chcieli ugrać swoje, czyniąc z nowej prezydent Gdańska wehikuł dla swoich planów.
Aleksandrze Dulkiewicz stworzono ścieżkę awansu do pierwszoligowej polskiej polityki, a ona ambitnie na nią weszła. I uwierzyła, że ma odpowiednie kompetencje, doświadczenie oraz predyspozycje. Od tego momentu można mówić o realizacji „projektu Dulkiewicz”. Skoro był projekt, to i pojawili się doradcy oraz suflerzy. I pod ich wpływem z jednej strony prezydent Gdańska zaczęła się radykalizować, a z drugiej - politycznie poruszać się od ściany do ściany. Radykalizacja wynikała z konieczności zaistnienia w społecznej pamięci w roli jednej z liderek opozycji, a w tym gronie przyjęło się, że im ostrzej, tym lepiej. Odbijanie się od ściany do ściany wynikało zaś z małego doświadczenia w politycznych gierkach, a zatem także nieumiejętności selekcji podpowiedzi z różnych stron.
Gdy 4 czerwca w Gdańsku odbywały się uroczystości 30. rocznicy kontraktowych wyborów, Aleksandra Dulkiewicz już była przekonana, że ma status jednej z liderek opozycji. I niejako pod jej patronatem przebiegały rocznicowe uroczystości oraz powstało 21 tez samorządowych. W tym momencie do akcji wkroczył obecny wtedy w Gdańsku Donald Tusk, który postanowił wylansować Aleksandrę Dulkiewicz na kandydatkę na prezydenta RP. A ona uwierzyła, że Tusk nie prowadzi kolejnej gry z Grzegorzem Schetyną, tylko dostrzegł jej talent, predyspozycje i umiejętności. Nie sądzę, żeby prezydent Gdańska przyszło do głowy, iż Tusk urządza kolejne przedstawienie, tylko tym razem z nią w głównej roli. Nie wszystko w tych planach idzie tak, jak mogłoby, więc Tusk stracił sporo entuzjazmu wobec swej protegowanej, ale ona tego nawet nie zauważyła.
Po 4 czerwca 2019 r. Aleksandra Dulkiewicz zdaje się wierzyć, iż jest na najlepszej drodze do zajęcia najwyższego stanowiska w polskiej polityce.
I robi oraz mówi to, co uważa za przybliżające ją do tego stanowiska. Tyle że ta rola zdecydowanie ją przerasta, czego sama nie zamierza ani nie chce przyznać. Mówi tekstami doradców, wciąż narażającymi ją na odbijanie się od ściany do ściany. I starając się nie spaść z wysokiej półki polskiej polityki robi i mówi rzeczy na pewno głośne, ale mało rozsądne, nawet z punktu widzenia jej dalekosiężnych planów. I w tym coraz bardziej zaczyna przypominać Bronisława Komorowskiego, choć oczywiście nie ma jego doświadczenia, wiec wypada nawet gorzej, co wydawałoby się trudne.
Jak sądzę, Aleksandra Dulkiewicz jest już przekonana o swoim geniuszu i historycznej szansie, jaka przed nią stoi, tylko nie zauważa, że się do tego z wielu względów nie nadaje (wymienianie tych względów byłoby nieeleganckie). I że stała się elementem rozgrywek na szczytach opozycji oraz jest manipulowana przez Donalda Tuska. Efekt tego wszystkiego jest coraz bardziej żałosny, ale tego też Aleksandra Dulkiewicz zdaje się nie zauważać. I wszystko wskazuje na to, że wierzy w swoją gwiazdę oraz swoją misję. Nie ona pierwsza i nie ostatnia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/454628-aleksandra-dulkiewicz-uwierzyla-ze-moze-zostac-prezydentem