Dość oczywistym i istotnym pytaniem, które jednak umyka w zderzeniu z ostatnimi tygodniami w polskiej polityce, jest to, czy szeroko rozumiany obóz III RP wyciągnął wnioski z porażki w roku 2015. Szło to przez długie miesiące opornie, ale na poziomie deklaracji liderów (przynajmniej Platformy i PSL) coraz wyraźniej widać zapewnienia o zrozumieniu tego, że nie ma powrotu do roku 2015, do polityki gospodarczej wykluczającej z zysków sporą część społeczeństwa, wreszcie - o docenieniu Polski małomiasteczkowej i prowincjonalnej.
I dlatego jeśli kampanijna sprawa Węgrowa (i zapewne podobnych przykładów w tegorocznej kampanii) może mieć jakiekolwiek znaczenie, to właśnie w tym kontekście. Politycy Platformy pojechali do mniejszych miejscowości, by zderzyć własne deklaracje z rzeczywistością. Wyszło jak wyszło, Bartosz Arłukowicz, Barbara Nowacka i ludzie PO wciąż na poziomie odruchów, intuicji, reakcji pozostali w roku 2015 - miejsca z wyraźną przewagą wyborów PiS, jak to ujął Jacek Karnowski, wciąż są traktowane jako jakaś forma faweli, w najlepszym razie socjologiczna ciekawostka, nad którą można się pochylić, zbadać, analizować, ale już na pewno nie zrozumieć. Widać to było w zachowaniu Arłukowicza i spółki, ale przecież o wiele bardziej wprost ujął to sam Grzegorz Schetyna - tuż po wyborach europejskich, gdy odpisywał Elżbiecie Łukacijewskiej na Twitterze.
Kampania ma jednak to do siebie, że można zagryźć zęby i trochę poudawać, nadrabiając zakasanymi rękawami pogardliwe traktowanie małych miejscowości (i ich mieszkańców) przez całe miesiące i lata. Może nawet i przyniesie to jakiś efekt, a lepiej przygotowane listy wyborcze pozwolą zmniejszyć tę gigantyczną przepaść między PiS a opozycją, jaka ujawniła się przy ostatnich wyborach europejskich.
Tym bardziej warto zauważyć i docenić szczerość takich osób jak Jakub Bierzyński - jednego z głównych politycznych doradców najpierw Nowoczesnej, później Wiosny. Jego wywiad dla „Kultury Liberalnej” powinni zapamiętać wszyscy, którzy mają nadzieję na zmianę paradygmatu myślenia po stronie opozycyjnej. Oto czołowy strateg partii, która ustawia się na naszej scenie politycznej jako lewicowa (!), w radykalny, skrajny sposób mówi o konieczności powrotu do logiki znanej przed rokiem 2015.
My musimy poczekać, a PiS musi przegrać samo ze sobą. Musimy przejść przez kryzys grecki, głęboki, gigantyczne bezrobocie, nędzę, brak środków na wypłaty społeczne i emerytury
— mówi Bierzyński.
Doradca Biedronia nie robi sobie absolutnie nic z uwag prowadzącego wywiad:
ŁP: Ale wie pan, że 500 plus jest nie do ruszenia…
Co to znaczy? Jest do ruszenia, bo się skończy.
ŁP: Jak się skończy?
Skończy się kryzysem gospodarczym i totalną zapaścią. Musi się tak skończyć. I wszyscy ekonomiści to mówią. To jest tylko kwestia czasu. Nie da się rozdawać wszystkim obywatelom pieniędzy, no chyba że jest się Arabią Saudyjską i ma się złoża ropy. Poza tym, to nie jest żadna polityka, ona niczego nie rozwiązuje.
Dalej czytamy o tym, że „tych transferów socjalnych nie da się utrzymać” i że polskie społeczeństwo musi przejść „głęboką reedukację społeczną w postaci kryzysu”. Krótko mówiąc, logika ta jest bardzo prosta - żadnych zmian i złudzeń, niech się gawiedź nacieszy tymi latami względnej obfitości, a jak przyjdzie kryzys, to Was wszystkich przydusi do ziemi i wtedy sami przyjdziecie prosić o inną władzę, a my się łaskawie zgodzimy. Przesadzam? Jeśli tak, to tylko trochę. Niebezpieczeństwo dla opozycji takich myśli dostrzegają co bardziej trzeźwo myślący politycy i publicyści po stronie antypisowskiej.
Politycznego DNA partia czy szerzej środowisko polityczne nie może zmienić w ciągu miesiąca, kwartału czy nawet roku. To dlatego obóz Jarosława Kaczyńskiego przez długie lata zmagał się z gębą ugrupowania radykalnego, nastawionego na głębokie i w dużej mierze nieakceptowalne zmiany w naszym kraju. Dziś w tym miejscu jest zmierzająca do lewej ściany Platforma (niech będzie, że w formule koalicyjnej), gdzie dominujący głos zaczynają zabierać Barbara Nowacka, Rafał Trzaskowski czy politycy innych ruchów lewicowych. Odejście i postawa Marka Biernackiego nie są tutaj przypadkiem.
I tutaj też tkwi główna przyczyna szklanego sufitu dla ruchu Grzegorza Schetyny - wyborcy, zwłaszcza ci niezaangażowani w codzienne naparzanki partyjno-medialne, nie zauważyli jakichś zmian w politycznym kodzie DNA Platformy. Lider PO może skutecznie czyścić sobie przedpole, ogrywać kolejnych szefów mniejszych partii, połykać następne ugrupowania, ale niewiele to może dać: tutaj trzeba pruć piony, korygować fundamenty, manipulować przy DNA (to jednak proces obliczony na lata, a nie miesiące czy tygodnie). Albo przyznać szczerze - jak wspomniany Bierzyński - że trzeba czekać na głęboki kryzys, a krnąbrnych wyborców wysłać do obozów reedukacji.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY - NA ANTENIE TELEWIZJI WPOLSCE.PL:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/454467-polityczne-dna-obozu-iii-rp-w-zasadzie-nie-uleglo-zmianie