Liberalno-lewicowy dziennik „SME” to jedna z najbardziej opiniotwórczych gazet na Słowacji. Formuje on zwłaszcza światopogląd wielkomiejskiej inteligencji, reprezentując sobą wszystko, co światłe, postępowe, otwarte i tolerancyjne.
Wczoraj „SME” opublikował trzy materiały na temat pedofilii: obszerny tekst o życiu pedofilów, duży wywiad z nauczycielem-pedofilem oraz odredakcyjny komentarz. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie aprobatywny, wręcz afirmatywny ton, w jakim utrzymany jest cały blok tematyczny.
Pedofilia na łamach dziennika przedstawiona została wprost jako orientacja taka sama jak heteroseksualizm czy homoseksualizm. W związku z tym społeczeństwo powinno ją zaakceptować, tak jak zaakceptowało homoseksualizm.
Gazeta przekonuje, że większość pedofilów nigdy nie skrzywdziła dzieci, a pociąg do osób małoletnich nie oznacza wykorzystywania ich. Możemy więc przeczytać, że większość dorosłych, którzy molestują dzieci, nie jest wcale pedofilami, a sprawcami czynów pedofilskich nie kieruje najczęściej pożądanie wobec nieletnich, lecz potrzeba dominacji lub zrekompensowania sobie w ten sposób złej sytuacji życiowej. Cytowany jest też ekspert, który twierdzi, że pedofile mogą być nauczycielami w szkołach i powstrzymywać się od jakichkolwiek nadużyć.
W zamieszczonym w „SME” wywiadzie nauczyciel-pedofil, ukrywający się pod pseudonimem Peter Kasz, skarży się na nietolerancję ze strony społeczeństwa. Mówi m.in.:
„Fakt, że ktoś jest pedofilem, nie oznacza, że dzieci są przy nim bardziej narażone na niebezpieczeństwo niż przy kimś, kto nie jest pedofilem. Tego typu uprzedzenia i osądy są dla nas bardzo krzywdzące i nie żyje nam się dobrze w takiej atmosferze”.
Z tymi tezami zgadza się redaktor „SME” Jakub Filo, który zamieszcza obok swój komentarz. Zaczyna do stwierdzenia, że nasz stosunek do pedofilów jest jednym z najpoważniejszych testów naszej akceptacji dla odmienności. Na końcu dochodzi zaś do wniosku, że pedofil „ma prawo do życia wolnego od uprzedzeń, potępień i prześladowań”.
Filo nie pisze wprost, na czym polega dziś prześladowanie pedofilów. Z dwóch pozostałych tekstów wynika jednak, że pedofile najczęściej skarżą się na to, że społeczeństwo błędnie ich ocenia, a przez to chce im uniemożliwić kontakty z dziećmi, zwłaszcza zaś możliwość pracy z osobami nieletnimi. Chodziłoby więc o odczuwaną przez nich dyskryminację przy dostępie do takich zawodów, jak np. nauczyciel, wychowawca czy instruktor młodzieżowy.
Mamy więc do czynienia z kolejnym krokiem na drodze do oswajania ludzi z dewiacją seksualną. Jej przedstawiciele przedstawiani są jako ofiary dyskryminacji ze strony opresyjnego społeczeństwa, wymagające współczucia a nie potępiania.
Sprowadzenie pedofilii do poziomu „orientacji” równorzędnej z heteroseksualizmem to strategia sprawdzona już wcześniej w przypadku homoseksualizmu. Holenderski działacz pedofilski Ad van der Berg, lider działającej w latach 2006-2010 partii Dobroczynność, Wolność i Różnorodność (NVD), mówi wprost, że jego środowisko wzoruje się na lobby gejowskim. Jeszcze sto lat temu homoseksualizm nazywany był powszechnie sodomią i potępiany jako zboczenie. Dziś w wielu krajach traktowany jest jako norma prawna i kulturowa. Van der Berg jest pewny, że podobnie stanie się w przyszłości z pedofilią – to tylko kwestia czasu i przyjęcia strategii małych kroków. Takich jak np. wczorajsza publikacja w „SME”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/454330-glos-w-obronie-dyskryminowanych-pedofilow