Profesjonalizacja armii i rozbrajanie społeczeństwa tłumaczone jest tym, że na współczesnym polu walki „cywilbanda” i tak nie ma żadnych szans w starciu ze współczesną techniką wojenną.
Tymczasem broń atomowa jest tylko straszakiem; wszystkie lokalne wojny (Ukraina, Gruzja) nadal realizowane są tradycyjnie, przy pomocy karabinów, czołgów, samolotów. I wciąż liczy się czynnik ludzki – czyli dobrze wyszkoleni żołnierze i ich odwaga.
Niegdyś przodowaliśmy w Europie w sztuce fechtunku. Chyba świat się uwstecznia, bo coraz liczniejsi terroryści-amatorzy sięgają po najprostszą dostępną broń: nóż czy maczetę… Dlatego nie lekceważyłbym umiejętności walki wręcz; wszak nie zawsze możliwa jest ucieczka. Gdy zostaniemy postawieni pod ścianą to nawet krzesło, kamień, kij czy parasol – w połączeniu ze znajomością samoobrony – pozwoli nam utrzymać napastnika na dystans. Niedawno w Rypinie, gdzie jeszcze zachowały się tradycje waleczności to parafianie sami ujęli i przekazali policji szaleńca rąbiącego siekierą ołtarz…
Tak się jakoś porobiło ostatnio w społeczeństwie (feminizacja facetów?), że umiejętności walki wręcz kojarzone są przeważnie z przemocą/chuligaństwem… Do niedawna większość polskich mężczyzn szczyciła się odbytą służbą wojskową, która (oprócz nauki obsługi przypisanego im sprzętu bojowego) dawała tężyznę fizyczną i znajomość podstaw samoobrony. Czy to oznaczało, że każdy wyszkolony facet musiał naparzać się na potańcówkach? Oczywiście, że nie! Ale gdy jakiś prymitywny cham zaczepia twoją dziewczynę, często w pięściach drzemią argumenty ostateczne…
Dzisiejszy świat zalewa zwykła, brutalna przemoc. Za chwilę ta fala dotrzeć może i do nas. Na miejscu młodych mężczyzn oderwał bym się czasem od komputera i pobiegał na kursy boksu, karate czy MMA. Albo zaciągnął do Obrony Terytorialnej. Si vis pacem, para bellum!
PS. Zawsze zastanawia mnie, co by się stało gdyby na skutek wojny hybrydowej czy niespodziewanej klęski żywiołowej zbrakło by nam nagle elektryczności i paliwa. Stanąłby transport, opustoszałyby sklepy, niemożliwe byłyby wypłaty w bankach i bankomatach, zerwała by się łączność telefoniczna, zamilkły media, wyschły wodociągi, wysiadło ogrzewanie/klimatyzacja…
Koniec świata? A jeszcze sto lat temu żyło się bez tych udogodnień! W większości gospodarstw domowych zapasów żywności i wody wystarczyłoby góra na kilka dni. Ze względu na hodowlę i uprawy stosunkowo najlepiej radziliby sobie z aprowizacją mieszkańcy wsi. Wędkarze i myśliwi mieliby szansę wyżywić swoje rodziny tym, co upolują lub złowią. Posiadanej żywności i wody trzeba by jeszcze umieć bronić przed grasującymi wszędzie wygłodniałymi bandami rabusiów… Itp. Itd. W związku z tym, że taki scenariusz jest coraz bardziej prawdopodobny – może warto by zacząć uczyć dzieci w szkole podstaw surwiwalu? To może być bardziej pożyteczne, przydatne i … dużo ciekawsze od gier komputerowych!
A dla przypomnienia naszej narodowych przewag przypominam balladę „ROK 966”. Jedziemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/454004-wojna-wojenka-bijatyka-czy-jestesmy-gotowi-do-wojny
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.