Przywykłem już, niestety, do chamstwa w naszym życiu publicznym, ale przyznam, że czasem coś mnie zaskoczy. Wczoraj takim zaskoczeniem był film umieszczony w internecie, na którym Bartosz Arłukowicz rechocze, wraz z towarzyszącą mu grupą prominentnych polityków opozycji, z napotkanego mieszkańca Węgrowa.
Politycy opozycji, wśród nich Bartosz Arłukowicz, Barbara Nowacka, Andrzej Halicki, Bożena Kamińska i Krzysztof Truskolaski, wybrali się – jak oznajmił na Twitterze Arłukowicz – na Podlasie, aby agitować tam za koalicją Schetyny. Po drodze zajechali do Węgrowa i – jak wynika z zamieszczonego filmu – zaczepili przypadkowego przechodnia tylko po to, aby sobie z niego zadrwić. „Czym zdenerwować mieszkańca Węgrowa? Zobaczcie sami” – napisała wyraźnie rozbawiona Barbara Nowacka.
Nie wiem, co tak bardzo rozbawiło tę – podobno lewicową – działaczkę? Czy fakt, że zaczepiony człowiek zmieszał się na widok nacierającego Arłukowicza? A może że miał wąsy i wychodził ze sklepu? A być może po prostu, że pochodzi z małego powiatowego miasteczka? I pewnie zarabia jedną dziesiątą tego, co miesięcznie wydaje pani Nowacka. Och tak, jakież to zabawne, prawda? Cóż za rozbrajający motłoch.
Dziś Arłukowicz wrzucił kolejne kadry, na których chwilę rozmawia z zaczepionym przechodniem. Pojawiły się one dopiero po tym, jak poprzedni film wywołał burzę w internecie. Polityk był najwyraźniej zdziwiony, że wiele osób nie doceniło jego „żartów”. Rzeczywiście, trudno pojąć ten rechot. A jeszcze trudniej zrozumieć, jak można się czymś takim publicznie chwalić. Próbowałem szukać w tym jakiejś logiki. Może Arłukowicz i jego dowcipna ekipa uznali, że i tak nie mają czego szukać wśród w większości konserwatywnych mieszkańców Podlasia i po prostu uznali, że w takim razie będą sobie z nich publicznie kpić? Przecież to się może spodobać wielkomiejskim wyborcom opozycji z dużych miast. Zatem pośmiejemy się wspólnie z „hołoty”. Przy czym politycznie to nie ma sensu. Bo duże miasta same wyborów nie wygrają.
Zatem co innego. Kompleks? Sprawdziłem gdzie urodził się Bartosz Arłukowicz. W Wikipedii wyczytałem, że pochodzi z Reska. Nie miałem pojęcia, gdzie to jest, nazwa nic mi nie mówiła. Rzut oka na mapę pozwolił mi zlokalizować miejsce pochodzenia dowcipnego pana Arłukowicza. Resko to mała mieścina (ponad 4 tys. mieszkańców) położona na południe od Gryfic.
Nie wykluczam, że Arłukowicz – dziś taki europejski i wielkomiejski – ma ze sobą jakiś problem. Pochodzi z malowniczej mieściny, ale chyba mu to wadzi i uwiera. I musi jakoś to z siebie wypluć. Więc wypluł, wprost na przypadkowego przechodnia w Węgrowie, który nie miał tyle szczęścia, siły przebicia, aby – tak jak Arłukowicz – wepchać się do Warszawy i dołączyć do tych wszystkich „wykształconych z wielkiego miasta”. A może po prostu nie miał takiej potrzeby i nie chciał.
Zamieszczone dziś przez pana Arłukowicza kadry niczego już nie zmienią. „Żart” był wyjątkowo kiepski i na beznadziejnie niskim poziomie. Bo z przechodnia zrobiono publicznie idiotę. Ku uciesze, właśnie, kogo?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/453940-rechot-arlukowicza-czyli-pare-slow-o-ludziach-z-kompleksami