Jean-Claude Juncker i Emmanuel Macron z Tuska zwyczajnie kpią, uznając jego dwie kadencje za kosztowny i nieudany eksperyment.
Dlaczego prezydent Francji Emmanuel Macron kilka razy zakpił sobie w ostatnich miesiącach z Donalda Tuska? Ostatnio komentując to, jak Donald Tusk uznał ustalenia „bandy czworga” w Osace (Merkel, Macron, Sanchez, Rutte) za oficjalne stanowisko Rady Europejskiej. Dlaczego kpił sobie z Tuska odchodzący przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker? Ostatnio przy okazji pytania, czy przewodniczący Rady Europejskiej jest brany pod uwagę jako kandydat na szefa Komisji Europejskiej. Te pytania nabierają nowego znaczenia w kontekście tego, że Europa Środkowa nie uzyskała żadnego ważnego stanowiska w instytucjach Unii Europejskiej.
Opozycja i jej media twierdzą, że państwa Europy Środkowej same się wykluczyły kontestując ustalenia „bandy czworga” i blokując Fransa Timmermansa. Podobno zostało to potraktowane jako niezdolność do kompromisu i niszczenie unijnego konsensusu. Gdy chodzi o działania PiS, polskiego rządu i premiera Mateusza Morawieckiego, to ich nieprzejednana postawa miała wzbudzać powszechną niechęć, więc żaden kandydat z Polski nie miałby najmniejszych szans. A z winy polskiego rządu ta zasada została ponoć uogólniona najpierw na państwa Grupy Wyszehradzkiej, a potem na cały region. Takie twierdzenia są piramidalną bzdurą i robieniem ludziom wody z mózgu. Już widzę kpiny i żarciki z tego, co będzie za chwilę. Ale jeśli się wyzbyć łatwizny i schematów w rozumowaniu, to najbardziej Europie Środkowej zaszkodził Donald Tusk. Zaszkodził tak bardzo, że długo po zakończeniu jego kadencji nikt z naszej części Europy nie zajmie któregoś z pięciu najważniejszych stanowisk w UE.
Gdy tylko były polski premier zaczął funkcjonować w Brukseli, Jean-Claude Juncker zaczął z niego otwarcie kpić. „Ja naprawdę kocham Donalda Tuska” – mówił szef Komisji Europejskiej, gdy był pytany, dlaczego lekceważy bądź ignoruje przewodniczącego Rady Europejskiej. Jest znamienne, że gdy kryzys z tzw. uchodźcami szturmującymi granice UE wchodził w najbardziej dramatyczną fazę, uśmiechnięty od ucha do ucha Juncker deklarował miłość do Tuska, a wśród unijnych urzędników i europarlamentarzystów słychać było pomruk niezadowolenia, że Tusk nie robi nic, a nawet nie ma go w Strasburgu podczas debaty w PE. A przecież to od przewodniczącego Rady Europejskiej oczekiwano rozwiązań, projektów i precyzyjnej agendy.
Gdy 9 września 2015 r. odbywało się posiedzenie Parlamentu Europejskiego poświęcone problemowi „uchodźców”, wielu europosłów otwarcie mówiło, że Tusk nie wykonuje swoich obowiązków. Najmocniej krytykował go szef frakcji liberalnej w PE (ALDE) Guy Verhofstadt, premier Belgii w latach 1999-2008. Verhofstadt obciążał Tuska odpowiedzialnością za fatalne w skutkach opóźnienie reakcji UE na kryzys z „uchodźcami”. „Wiem, że Donald Tusk jest na Bliskim Wschodzie, ale przecież powinien być tu z nami albo jeździć po europejskich stolicach i wypracowywać wspólne stanowisko, bo właśnie tego do niego oczekujemy i takie ma zadania” – mówił Verhofstadt.
Równie mocno jak Verhofstadt Tuska krytykował szef frakcji socjalistów i demokratów w PE, Włoch Gianni Pittella: „Tusk powinien choćby zacząć tworzyć politykę azylową Unii Europejskiej, bo to jego praca. Nie ma go z nami, nie prowadzi rozmów w europejskich stolicach”. W zakulisowych rozmowach Pittella wytykał Tuskowi brak kompetencji, lenistwo, nieudolność i kompletną bierność wtedy, gdy trzeba działać. Miał się też wyśmiewać z jakości dokumentów firmowanych przez Tuska – „jakichś brulionów wypełnionych ogólnikami”. Jeszcze mocniej niż w sprawie uchodźców Tusk był krytykowany w związku z brexitem. Za to, że zawiódł na każdym etapie: zanim ówczesny premier David Cameron zdecydował się na referendum (odbyło się 23 czerwca 2016 r.), po tym jak rząd Theresy May uznał referendum za przyzwolenie na użycie art. 50 TUE bez zgody parlamentu, po rozpoczęciu negocjacji na temat warunków brexitu oraz po ich zakończeniu.
Za urzędowania poprzednika Tuska, czyli Hermana van Rompuya padały zarzuty, że nie potrafi się on przeciwstawić przywódcom najważniejszych i najsilniejszych państw UE. A jednak były premier Belgii potrafił odcisnąć swoje piętno zarówno na przyjmowaniu unijnego budżetu na lata 2014-2020, jak i na polityce wobec Rosji, w tym przede wszystkich na pakietach sankcji wobec reżimu Władimira Putina. Tusk od początku urzędowania był głównie bezradny i bierny. Podstawowym problemem byłego polskiego premiera w Brukseli było to, że nie przedstawiał on własnych inicjatyw. Odbębniał spotkania z prezydentami i premierami, które potem nie przekładały się na to, co robił on sam oraz jego urząd. Nie miał odwagi przeciwstawić się inicjatywom Angeli Merkel, Francoisa Hollande’a i Emmanuela Macrona, a oni w żaden sposób tego z nim nie konsultowali. W Brukseli całkiem otwarcie mówi się, że Tuska wybrano po to, by urząd przewodniczącego Rady Europejskiej osłabić i się z nim nie liczyć.
Tusk nigdy nie jest w Brukseli traktowany jak swój, lecz jak spadochroniarz z peryferii Europy. Doświadczeni urzędnicy, pracujący jeszcze z van Rompuyem, twierdzili, że Tusk ma trzy razy więcej wolnego czasu niż jego poprzednik. A najbardziej denerwował ich „wschodni” styl pracy Tuska: akcyjność, improwizacja, brak standardów i systematyczności, robienie wszystkiego na ostatnią chwilę. W Polsce Tusk nigdy nie musiał solidnie pracować, a urzędnicy w Brukseli nie przypuszczali, że w państwie członkowskim UE może istnieć jakiś „dziki” sposób urzędowania, gdzie nic nie jest pewne, a sam szef nie wie, czego chce. Van Rompuy dzwonił do europejskich przywódców, organizował poparcie dla swoich pomysłów. Tusk dzwonił rzadko, a pomysłów miał jak na lekarstwo.
Prawie pięć lat Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej przekonało zarówno przywódców państw, jak i unijnych urzędników, iż nawet premierzy z państw naszego regionu mają takie braki i tak złe nawyki, że może lepiej nie kombinować z powierzaniem im ważnych stanowisk. Niektórzy mówią o tym otwarcie, niektórzy, jak Jean-Claude Juncker i Emmanuel Macron, z Tuska zwyczajnie kpią, uznając jego dwie kadencje za kosztowny i nieudany eksperyment. Musiało to mieć wpływ na stosunek do kandydatur na najważniejsze stanowiska w UE pochodzących z państw Europy Środkowej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/453640-zawiodla-dyplomacja-czy-zaszkodzily-opinie-o-tusku