Po 50 latach FJN zostanie zastąpiony przez wielki anty-PiS i będzie „klawo jak cholera” – jak mawiał Benny Frandsen z gangu Olsena.
Grzegorzowi Schetynie uda się rzecz niebywała. Podczas wyborów parlamentarnych w październiku 2019 r. przeniesiemy się o 50 lat w czasie, czyli do roku 1969. Grzegorz Schetyna miał wtedy 6 lat. W Polsce rządzili komuniści, a najważniejszy z nich był Władysław Gomułka. W domu Schetynów w Opolu słuchano „Wolnej Europy”. To zrozumiałe, skoro ojciec, Zbigniew Schetyna, podczas wojny był żołnierzem lwowskiego okręgu AK. I to nie takim zwykłym, lecz należał do oddziału wykonującego wyroki śmierci na konfidentach. Także matka Grzegorza, Danuta Schetyna, była łączniczką Armii Krajowej. Dopiero po wojnie Zbigniew Schetyna się wykształcił i został nauczycielem Technikum Budowlanego w Opolu. I jako nauczyciel robił wszystko, by nie zginęła pamięć o żołnierzach Armii Krajowej, przede wszystkim o żołnierzach wyklętych. Podobnie robiła Danuta Schetyna, która w III RP została wiceprzewodniczącą zarządu koła Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Opolu.
Przeniesienie się Grzegorza Schetyny do roku 1969 musi nie tylko dziwić, ale wręcz szokować, zważywszy na historię jego rodziców. Ale, jak mawiał Kazimierz Pawlak w „Samych swoich”, „był czas przywyknąć”. Od 14 kwietnia 2017 r. każdy mógł przeczytać wywiad, którego Schetyna udzielił „Krytyce Politycznej”. I powiedział wtedy m.in.:
„Proszę spojrzeć na ich [PiS] politykę historyczną. ‘Żołnierze wyklęci’ i te wszystkie mity. Z dwóch tysięcy tych, którzy się nie ujawnili po drugiej amnestii, zrobiono wielkich bohaterów narodowych. Mimo że tam nie brakowało zwykłego ludzkiego zła, a przede wszystkim nie było żadnej logiki politycznej, żadnego realizmu. Tak nie zbudujemy zdrowej tożsamości narodowej”.
Czyli Schetyna negatywnie zlustrował swoich rodziców, dla których „te wszystkie mity” były ogromnie ważne i w ich duchu wychowywali swoich synów Grzegorza oraz Janusza.
Wychowani na „tych wszystkich mitach” bracia Schetynowie byli w czasach licealnych, studenckich i później zdeklarowanymi antykomunistami. Janusz został internowany jako działacz „Solidarności”. Grzegorza, jak w „Nowej Trybunie Opolskiej” opowiadała Danuta Schetyna, „ubecy co rusz zatrzymywali na 48 godzin za działalność opozycyjną”, m.in. w „Solidarności Walczącej” Kornela Morawieckiego. Gdy to wszystko wziąć pod uwagę, zdumienie musi budzić ścisły sojusz Schetyny ze spadkobierczynią PPR i PZPR, czyli SLD, w ramach koalicji Europejskiej i wspieranie takich postaci, jak Leszek Miller, Włodzimierz Cimoszewicz, Danuta Huebner, Dariusz Rosati czy Marek Belka. Ale okazuje się, że to był tylko przedsmak tego, co ma nastąpić w październiku 2019 r.
Obecnie Grzegorz Schetyna przenosi nas w czas wiosny 1969 r., gdy trwały przygotowania do wyborów parlamentarnych, które odbyły się 1 czerwca 1969 r. Wszystkie miejsca w Sejmie (Senat nie istniał) przydzielono partiom i organizacjom należącym do tzw. Frontu Jedności Narodu, a konkretnie przydzielono je Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (255), Zjednoczonemu Stronnictwu Ludowemu (117), Stronnictwu Demokratycznemu (39), Stowarzyszeniu „Pax” (5), ruchowi „Znak” (5), Chrześcijańskiemu Stowarzyszeniu Społecznemu (2) oraz bezpartyjnym (37). W kampanii parlamentarnej w 2019 r. miejsce PZPR zajmie Platforma Obywatelska, ZSL – Polskie Stronnictwo Ludowe (płynnie), SD – Nowoczesna, a „Pax”, „Znak” i ChSS będą zastąpione przez Wiosnę, Zielonych, Inicjatywę Polska. Zestaw dopełnią nowi bezpartyjni, czyli samorządowcy.
W 1969 r. frekwencja wyniosła 97,61 proc., o czym obecnie Grzegorz Schetyna może tylko pomarzyć, podobnie jak o wyniku ówczesnego lidera, Władysława Gomułki, który w okręgu wyborczym nr 3 Warszawa Prawa otrzymał 99,44 proc. głosów. To znaczy tyle powinien otrzymać i komisje wyborcze zadbały, żeby tak się stało. Ale okazało się, że jednak słabo zadbały, skoro w okręgu nr 27 w Sosnowcu niejaki Edward Gierek otrzymał 99,78 proc. głosów. Pewnie nieprzypadkowo właśnie on za niecałe 19 miesięcy zastąpił Gomułkę. O kreatywności ówczesnych komisji wyborczych Grzegorz Schetyna może teraz tylko pomarzyć. Inne sprawy układają się podobnie jak 50 lat temu, czyli nic nie musi łączyć tych, którzy dostali się na listy Frontu Jedności Narodu. Ważny jest sam front i przekonanie, że wszyscy myślą tak samo, a przynajmniej otwarcie nie kontestują.
Obecność w Sejmie ułożonym w 1969 r. Władysława Gomułki, Edwarda Gierka, Józefa Cyrankiewicza, Piotra Jaroszewicza, Wojciecha Jaruzelskiego czy Mieczysława Moczara z PZPR dziwić nie może, bo to tak, jakby w Sejmie po wyborach w październiku 2019 r. zabrakło Grzegorza Schetyny, Rafała Grupińskiego, Sławomira Neumanna, Andrzeja Halickiego, Tomasza Siemoniaka czy Borysa Budki. Trochę mogą dziwić paxowskie mandaty Tadeusza Mazowieckiego i Stanisława Stommy, ale tylko trochę. Podobnie jak w wypadku „bezpartyjnych” – Jarosława Iwaszkiewicza i Edmunda Osmańczyka. Ważny był komunikat, że cały naród popiera Front Jedności Narodu (na jego listę oddano 99,22 proc. ważnych głosów).
Po 50 latach FJN zostanie zastąpiony przez wielki anty-PiS i będzie „klawo jak cholera” – jak mawiał Benny Frandsen z gangu Olsena. Wspominam o tym nieprzypadkowo, bowiem ten nowy Front Jedności Narodu, pod wodzą Grzegorza Schetyny, ma duże szanse stać się gangiem Olsena. Pomysły programowe ma w każdym razie równie świetne, jak kolejne genialne plany skoków Egona Olsena. A i współpracownicy Grzegorza Schetyny nie ustępują Kjeldowi Jensenowi, Benny’emu Frandsenowi czy Yvonne Jensen. Rację miałby wtedy Karol Marks, który w „18 brumaire’a Ludwika Bonaparte” napisał: „Hegel powiada gdzieś, że wszystkie wielkie historyczne fakty i postacie powtarzają się, rzec można, dwukrotnie. Zapomniał dodać: za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako farsa”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/453017-schetyna-przenosi-polske-50-lat-wstecz