Ideologia LGBT stała się znów w ostatnich dniach – za sprawą „tęczowych wagin”, ukarania łódzkiego drukarza oraz zwolnienia pracownika Ikei – jedną z podstawowych osi sporu w Polsce. W tym sporze, wydawało by się, wszystko już zostało przesądzone: z jednej strony mamy ludzi „otwartych” i „nowoczesnych”, a z drugiej przaśną hołotę żywiącą się uprzedzeniami.
Do tej pory sądziłem, że głównym celem liberalnej opozycji jest „edukacja” społeczeństwa w tęczowym duchu. Mają temu służyć coraz bardziej krzykliwe parady równości, wprowadzanie ideologii LGBT do szkół oraz do biznesu, a także ciągła obecność tej agendy w naszym codziennym życiu, tak aby jak najwięcej osób w końcu oswoiło się z tematem i machnęło na niego ręką. Wtedy opierających się będzie można zignorować i zepchnąć do szczelnie ogrodzonego rezerwatu.
Dlatego zdziwiłem się, gdy zobaczyłem umieszczone w internecie kadry z najnowszego filmu Patryka Vegi, który – jak zapowiadają ci najbardziej niecierpliwi – ma okazać się tą prawdziwą „bombą”, która zmiecie pisowski reżim z powierzchni ziemi. Bo oto okazuje się, że głównym tematem filmu – tak przynajmniej wynika z udostępnionych kadrów – jest homoseksualny związek prawicowego ministra z jego – prawdopodobnie – asystentem. Dodaję tu wszędzie zastrzeżenia, bo oczywiście filmu nie widziałem, ale udostępnione kadry są tyleż niesmaczne, co wymowne. I kojarzą się z realnymi postaciami życia publicznego.
Jednak nie o zarys fabuły mi idzie. Zaskakujący jest przekaz filmu. Najwyraźniej chodzi bowiem o to, aby wykorzystać pokłady społecznej niechęci wobec ideologii LGBT przeciwko prawicowym rządom. Na zasadzie, skoro hołota nie lubi gejów, to niech zarechocze, oglądając sceny, w których prawicowy „minister” mizdrzy się do swojego roznegliżowanego kochanka. I niech tę hołotę ogarnie z tego powodu tak wielkie obrzydzenie, że już nie pójdzie na wybory i nie zagłosuje na prawicę.
Nie wiem, czy tak to zadziała. Myślę za to, że z punktu widzenia promotorów LGBT, taki film może okazać się mocno szkodliwy. Widzę jednak, że wszystkie „świętości” – nawet te najbardziej liberalne i tęczowe – można na chwilę odstawić na bok, jeśli przeszkadzają w zdobyciu władzy. Przypomina mi się tu Rafał Grupiński z PO, który podczas opozycyjnego marszu kazał chować tęczowym aktywistom ich transparenty, „bo inaczej ludzie w Świebodzinie ich przepędzą”. Teraz idziemy krok dalej, nie tylko chowamy transparenty, ale będziemy tropić gejowskie spiski w obozie władzy. Oczywiście nie wprost, ale bezpiecznie – przy pomocy filmu. Zawsze będzie można przecież powiedzieć, że to tylko artystyczna wizja. A nuż hołota w nią uwierzy? I uda się ją tuż przed wyborami zdemobilizować?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/452825-a-nuz-holota-uwierzy-w-gejowski-spisek-w-obozie-wladzy