Podczas prezentacji sztabu głównej siły opozycyjnej (koalicja PO i drobniejszych ugrupowań) kolejny raz potwierdzono, że kampanię opozycji mają wspierać sympatyzujący z nią samorządowcy.
„Wielu wójtów, burmistrzów,prezydentów, radnych, starostów uważa, że sytuacja jest nadzwyczajna w Polsce, że zagrożone są nasze społeczności lokalne, samorząd, przyszłość Polski. Dlatego podjęliśmy decyzję o czymś dla nas nadzwyczajnym, czyli zorganizowanym, aktywnym udziale samorządu terytorialnego - wójtów, burmistrzów, prezydentów w wyborach parlamentarnych” -
— argumentował prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz.
W Polsce sytuacja jest rzeczywiście nadzwyczajna, ale nie dlatego, że państwo polskie zagraża samorządom. Ona jest nadzwyczajna, ponieważ to samorządowcy coraz mocniej zagrażają jednolitości państwa polskiego.
Piękna idei troski o własną społeczność, o jakość życia mieszkańców, o sprawy związane z codziennym życiem stała się własną karykaturą: niektórzy samorządowcy coraz wyraźniej uważają, że reprezentują instytucje i obszary stojące w opozycji wobec państwa polskiego, będące dla niego swoistą konkurencją, i to bardzo często agresywną.
Najlepiej widać to na przykładzie Gdańska, który najpierw gloryfikuje jak może niemczyznę, a później płacze, że państwo polskie chce przejąć opiekę nad świętym miejscem narodowej pamięci, czyli nad Westerplatte. Prezydent Dulkiewicz chce rozmawiać z władzami RP jak równy z równym, i właściwie odmawia parlamentowi prawa władztwa nad narodową pamięcią. A przecież nawet Gdańsk był miastem przesyconym polskim patriotyzmem i lojalnym wobec tych chłopców, co „prosto do nieba czwórkami szli”, to pamięć o Westerplatte i tak by do niego nie należała; ona należy do wszystkich Polaków.
Samorządowcy - na szczęście niektórzy - tak naprawdę sami niszczą ideę samorządu. Teraz wchodzą do sztabu opozycji. Trzeba powiedzieć wprost: to jest wyraz pogardy dla tych mieszkańców Sopotu czy Łodzi, który mają inne poglądy niż Jacek Karnowski czy Hanna Zdanowska, a którym prezydenci miast także mają służyć. To jest twarde polityzowanie urzędów z definicji jedynie miękko politycznych. To jest podcinanie gałęzi, na której się siedzi. Bo samorząd, który nie rozumie, że owszem, ma pewne kompetencje, ale jednocześnie nie może pewnych granic przekraczać, wcześniej czy później albo doprowadzi do realnego rozbicia Polski, albo wywoła silną reakcję tej części społeczeństwa, które chce trwania Polski jako państwa jednolitego.
Po ogłoszeniu projektów faktycznego rozbicia Polski trzeba stwierdzić, że to naprawdę zmierza kierunku tak właśnie postawionego wyboru.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/452490-samorzad-nie-moze-byc-konkurencja-dla-panstwa-polskiego