Nawet w Moskwie są ludzie, którzy „dla wolności ryzykują wszystkim”, podczas gdy opozycji w Warszawie brakuje poświęcenia i woli walki.
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, kliniczny przypadek elit III RP, napisała list do Grzegorza Schetyny. W roli listonosza wystąpiła niezawodna „Gazeta Wyborcza”, gdzie list ma tytuł: „Dlaczego wywiesiliście białą flagę?”. Napisałem o „klinicznym przypadku”, bowiem autorka listu to krew z krwi establishmentu III RP: Instytut Filozofii i Socjologii PAN (badacz), Ośrodek Studiów Wschodnich (wicedyrektor i przedstawiciel w Brukseli), Polsko-Rosyjska Grupa ds. Trudnych, Partnerstwo Wschodnie, MSZ (wiceminister, ambasador w Rosji), Fundacja im. Stefana Batorego (dyrektor). Połączenie przedstawicielki establishmentu III RP z „Gazetą Wyborczą” oznacza uzasadnienie krytyki pod adresem Grzegorza Schetyny i kierowanej przez niego opozycji oraz wyznaczenie im zadań do wykonania.
„GW” opublikowała list Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz 24 czerwca 2019 r. i pewnie trochę się wystraszyła jego tonu, więc już następnego dnia niezawodna komsomołka słowa, Agnieszka Kublik, pospieszyła z pomocą. I napisała, czego Schetyna i PO się dowiedzieli o przyczynach porażki w wyborach europejskich, co już robią i czego jeszcze dokonają w zbożnym dziele przywrócenia w Polsce demokracji, czyli rządów establishmentu III RP. Zapewne z Katarzyną Pełczyńską-Nałęcz na kolejnym ważnym stanowisku. Ale zanim dojdzie do pełnego przywrócenia demokracji i wolności, warto się zająć listem byłej ambasador w Moskwie, gdyż on „klinicznie” pokazuje, co ma w głowach establishment III RP. A najogólniej ma on fiksum dyrdum.
Gdy się żyło w Moskwie, jak pani Pełczyńska-Nałęcz, to nie można pozwolić, żeby w Warszawie „największa polska partia opozycyjna cztery miesiące przed wyborami wywiesiła białą flagę”, „politycy koalicji popartej przez 38 proc. głosujących opuścili bezradnie ręce i uznali, że nie mają szans na zwycięstwo”, a „przywódca opozycji, od którego tak wiele przecież zależy, mógł w przełomowym momencie zatracić wolę walki”. Tego wszystkiego nie wolno w Warszawie, bo to oznacza Moskwę, czyli „kraj zastraszonych i zniewolonych ludzi”. Ale nawet w Moskwie są ludzie, którzy „dla wolności ryzykują wszystkim”, podczas gdy w Warszawie nie tylko brakuje poświęcenia, a wręcz jest bimbanie sobie na najwyższe i w najwyższym stopniu zagrożone wartości oraz swobody. Dlatego polska La Pasionaria zdaje się mówić za baskijskim oryginałem: „No pasaran! Mejor morir de pie que vivir de rodillas!
Nie może być tak, że „łatwo i bezwolnie odpuszczamy walkę o największe wspólne dobro – wolną, praworządną i demokratyczną Ojczyznę”. Pani Katarzyna została La Pasionaria z obowiązku i zmysłu obserwacji. Bowiem, mimo że „wielu (…) chce wierzyć, że nie jest przecież tak źle, że będą żyli tak jak teraz, w niedoskonałej, ale jednak normalności”, to „są w błędzie” (może nawet w mylnym błędzie). Już jest przecież strasznie, a będzie: „prześladowanie i niszczenie inaczej myślących, sianie strachu i nienawiści, wreszcie budowanie poczucia bezsilności wobec państwa”, które „staje się bestią mogącą dopaść każdego”.
Słusznie ostrzega La Pasionaria z Warszawy, bowiem prześladowanie i niszczenie myślących inaczej niż mainstream III RP, w tym sama La Pasionaria trwa w najlepsze, a profesorowie Wojciech Sadurski i Leszek Balcerowicz już się szykują do wtrącania niesłusznie myślących za kraty, zaś partia Grzegorza Schetyny zastanawia się tylko nad tym, gdzie ma być zlokalizowana nowa Bereza Kartuska dla myślozbrodniarzy. Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz prostolinijnie podaje nawet agendę przywracania demokracji: „pod ogień pójdą aktywiści, działacze, byli urzędnicy. Nie ci na świeczniku, ale ci mniej widoczni, nieznani szerszej publiczności. Będą odzierani z godności, dobrego imienia, pozbawiani spokojnego życia, a może i wolności”. Rodzima La Pasionaria niesłusznie obwinia Grzegorza Schetynę, że on i koledzy będą „patrzeć na to bezsilnie”. Jak bezsilnie, skoro oni będą to wszystko firmować i nadzorować?
La Pasionaria znad Wisły nie byłaby nieodrodną córą establishmentu III RP, gdyby nie odwróciła kota ogonem. Ona formalnie ostrzega przed prześladowaniami ze strony pisowskich siepaczy. Ale to tylko po to, żeby uzasadnić zemstę na nich. Zemstę, o której Grzegorz Schetyna przypomina w każdym publicznym wystąpieniu od mniej więcej początku 2016 r. I nie chodzi o zemstę z powodu „prześladowania i niszczenia inaczej myślących, siania strachu i nienawiści, budowania poczucia bezsilności” przez państwo PiS, bowiem takie zjawisko w przyrodzie nie występuje. Występuje natomiast zjawisko straszenia tych, którzy nic takiego nie robią, ale zapewne powinni, żeby zemsta była łatwiejsza do wytłumaczenia. Ale nawet bez takiego pretekstu, owi siepacze zasługują na zemstę, skoro są przecież myślozbrodniarzami.
Polska La Pasionaria nie przytacza żadnego przykładu prześladowania takich jak ona, ale przecież kiedyś to nastąpi. Na razie, zapewne dla zmylenia przeciwnika, zarówno La Pasionaria, jak i jej przyjaciele oraz znajomi mogą mówić, pisać i robić, co chcą, a nawet oskarżać pisowskich siepaczy o wszystko, co najgorsze i włos im z głowy nie spada. Ale widmo prześladowań gdzieś wisi. Dlatego trzeba być czujnym, szczególnie czujność powinien zachować Grzegorz Schetyna. Bo choć wchodząc w politykę, „nie spodziewał się, że będzie to Wielka Polityka o Wielkie Sprawy, to tak się stało”. Jeśli Schetyna nie ma gotowego planu rewolucji, ma go nadwiślańska La Pasionaria. I ona, podobnie jak baskijski oryginał, miała okazję żyć w Rosji (oryginał dużo dłużej), więc tym bardziej wie, co trzeba zrobić, czyli jak odpowiedzieć na leninowskie pytanie: „Что делать?”.
Lekko nie będzie, bowiem „trzeba dokonać niemożliwego, (…) trzeba wywrócić stolik”. Wszystkie rewolucje wywracają jakieś stoliki, a nawet stoły, zatem to całkiem oczywiste. Podobnie jak przewrót kadrowy, w czym np. rosyjscy bolszewicy mieli naprawdę imponujące osiągnięcia. Polska La Pasionaria proponuje wskazanie „nowego, kompetentnego, ale świeżego w polityce kandydata na premiera”. Chociaż warto przypomnieć, że Lenin sam był premierem w czasie przełomu i aż do swojej śmierci (21 stycznia 1924 r.). Ale gdzie Schetynie do Lenina. No, ale „50 proc. miejsc na listach, w tym jedynek i dwójek” powinno się oddać „młodym gniewnym, zdeterminowanym i zaangażowanym”. Tu już byłoby podobnie jak w wypadku Lenina.
Warszawska La Pasionaria słusznie apeluje o „własną opowieść o Polsce, własne rozumienie problemów kraju, własne propozycje zmian”, gdyż rewolucja tego właśnie wymaga. I wymaga, żeby „zejść ze światopoglądowego suwaka, porzucić nerwowe odmierzanie dystansu od prawa i lewa”. Tak jest, symetryzm w rewolucji nie ma sensu. Podobnie jak zbyt skromne cele, np. „wzięcie szturmem Senatu”. To za mało, „trzeba walczyć przede wszystkim o Sejm, to tu powołuje się rząd i tworzy się prawo”. Nawet gdyby od razu się nie udało, „rządzący, ale także nasi partnerzy w Unii, zobaczą, że demokracja w Polsce ma swoich obrońców. To znacząco zwiększy szansę na wsparcie Europy. Jeśli jednak do zwycięstwa zabraknie dużo, zostaniemy z naszymi problemami sami. Nikt nie będzie chciał bronić naszych praw, jeśli my sami za nimi nie staniemy”. Tu już rodzima La Pasionaria przesadziła, bowiem walka wyzwoleńcza w Polsce na pewno będzie obserwowana i wspomagana przez cały postępowy świat.
Tak czy owak trzeba walczyć, bo „jeśli Platforma zdecyduje się na radykalny zwrot, skok ku nowemu, bez autoasekuracji; jeśli pokażecie, że chcecie i potraficie walczyć, to wyborcy to docenią”. A jeśli nawet zawiedzie metoda z urną wyborczą, zawsze można przywrócić demokrację w inny sposób. Nie będę podpowiadał Katarzynie Pełczyńskiej-Nałęcz, jak ten inny sposób mógłby wyglądać, bo ona przecież historię Rosji dobrze zna. Zatem Grzegorzu Schetyno, przestań się obcyndalać i zrób wreszcie w Polsce tę rewolucję, zamiast się bać albo tylko hamletyzować.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/452268-schetyno-przestan-sie-obcyndalac-i-zrob-w-polsce-rewolucje