„Czy już jest pozamiatane?” - zapytał zaraz po majowych wyborach tygodnik „Polityka”, i było to celne pytanie. Słychać je także w szeregach prawicy, ale z odpowiedzią jest problem. Bo choć większość wyczuwa, że majowa batalia rzeczywiście była przełomem wagi ciężkiej, to jednocześnie nikt nie chce zapeszać. Prawica dobrze pamięta los Platformy i Bronisława Komorowskiego, i wie, że nigdy nie należy być pewnym kolejnego zwycięstwa, nawet jeśli karta sprzyja. Wie także, że III RP to wciąż potężny obóz, dysponujący niemal nieograniczonymi środkami, zdolny do każdej prowokacji, mogący liczyć na wsparcie zagranicy. Więc wszyscy dmuchają na zimne, przekonując się nawzajem: „tylko bez pychy!”.
Czynią słusznie. Dziś trudno wskazać, jaki wiatr mógłby powiać opozycję do zwycięstwa, ale widać, że wciąż trwają poszukiwania. W desperacji znaleziono nawet polską nastolatkę, która do złudzenia przypomina szwedzką dziewczynkę „strajkującą” w obronie klimatu. Wielu liczy także na film Vegi, choć to nadzieja nieco desperacka; artyści i ich dzieła coraz mniej znaczą w politycznych bojach, to już się wyraźnie przejadło, i w Polsce, i na zachodzie.
W szeregach opozycji wciąż tli się więc nadzieja, ale są też sygnały wskazujące, że równolegle następuje proces godzenia się z klęską. Ważnym sygnałem była tu wypowiedź Donalda Tuska z Gdańska, w której wezwał do walki o Senat. Skoro były premier ustawia poprzeczkę tak nisko, to de facto mówi, że Sejm jest nie do wygrania.
Teraz dochodzą słowa Aleksandra Smolara, który w programie Tomasza Lisa definiuje sytuację jasno: można przegrać gorzej albo lepiej:
Świat się nie kończy na najbliższych wyborach. Wyniki z jakimi wyjdziemy z wyborów, my, czyli opozycja, to będzie determinowało w dużym stopniu dalsze losy kraju. Można gorzej przegrać, albo lepiej przegrać. Rozpatrywane są hipotezy, że PiS może zdobyć nawet większość konstytucyjną. Inna, że zdobędzie zwykłą większość. Kolejny etap – że będzie musiał szukać koalicjanta. Każda z tych hipotez jest inna. Poza tym jest problem, jeżeli PiS będzie pozbawiony większości w Senacie i pozbawiony na dodatek np. prezydentury, to jest bardzo poważne ograniczenie pola manewru PiS-u.
Smolar wprowadza pewne novum: patrzy już w kierunku wyborów prezydenckich, de facto stwierdzając, że to one będą bojem o wszystko. Bo jeśli PiS wygra teraz Sejm, i jeśli prezydent Andrzej Duda zapewni sobie reelekcję, to wówczas naprawdę będzie to władza mocno osadzona w siodle, zdolna do głębokiej przebudowy państwa.
Dla pełnego obrazu przywołajmy także wypowiedź szefa SLD Włodzimierza Czarzastego, który kilka dni temu w rozmowie z „Super Expressem” stwierdził, że Koalicja Europejska była sukcesem:
Jeżeli ktoś ogłasza klęskę, mając 38 proc., to działa nieracjonalnie. W tym samym czasie pan Biedroń ogłasza niesłychany sukces z 6 proc.! Gdzie w tym wszystkim jest logika?
Trudno tej wypowiedzi nie czytać jako potwierdzenia, że znaczna część opozycji gra już o pozycję w ramach opozycji, a nie o zwycięstwo, nie mówiąc już o władzy. Być może gra o to także i Grzegorz Schetyna, któremu salon jako pierwszemu rzuci się do gardła.
Przekonanie, że „już jest pozamiatane”, działa na rzecz PiS - oczywiście pod warunkiem, że nie przyniesie demobilizacji obozu rządzącego. Prawica nie może sobie pozwolić na samozadowolenie z jeszcze innej przyczyny: stoi przed szansą pogłębienia i dokończenia „Rewolucji Roku 2015-go”, i nie może jej zmarnować.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/452254-pis-gra-nie-tylko-o-druga-kadencje-stawka-jest-duzo-wieksza