Otrzymałem taki oto komunikat od organizacji polonijnych w Niemczech (pisownia zgodna z oryginałem):
19 czerwca w Berlinie – po 4-letniej przerwie - odbyły się kolejne obrady Okrągłego Stołu, których celem było doprowadzenie do realizacji założeń Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 17 czerwca 1991r.
Z logo Związku Polaków w Niemczech spod znaku Rodła, Polskiej Macierzy Szkolnej w Niemczech, Chrześcijańskiego Centrum Krzewienia Kultury, Tradycji i Języka Polskiego w Niemczech, oraz Kongresu Polonii Niemieckiej. W komunikacie, stoi jak wół, że „priorytetowymi tematami” były: „nauka języka polskiego, remont Domu Polskiego w Bochum, historyczne miejsca pamięci w Niemczech i odszkodowanie dla Związku Polaków w Niemczech za utracony majątek podczas II wojny światowej. Na koniec akcent optymistyczny - co prawda „obrady zakończyły się bez wspólnego oświadczenia,
Deklaracje strony niemieckiej wskazują jednak na dobrą wolę na podjęcie konkretnych rozmów na poruszone tematy
No, nic, tylko wydać trzykrotny okrzyk: „niech żyją, nie żyją, niech żyją…!”, odśpiewać „sto lat, sto lat…!” i dać na mszę w intencji tej dobrej woli „strony niemieckiej”! Że szydzę! Wcale mi nie do śmiechu, przeciwnie, szlag mnie trafia czytając takie „komunikaty”, mówimy bowiem o permanentnym łamaniu przez „stronę niemiecką” zapisów traktatu tzw. dobrosąsiedzkiego z 1991 roku (sic!), o „obradach”, które od 28 lat dotyczą tego samego i kończą się tym samym: wyciągnięciem od tejże „strony niemieckiej” jak psu z gardła paru zobowiązań i może paru euro, żeby niemieccy Polacy i stający w ich obronie politycy zamknęli się na jakiś czas. A czas leci… Dlaczego nie było spotkań przez minione cztery lata? Pewnie dlatego, że „strona niemiecka” liczyła na upadek rządu PiS przed końcem mijającej właśnie kadencji. Dlaczego „kolejne obrady powinny odbyć się w listopadzie br.”? Bo może jakimś cudem rozleci się ten rząd jeszcze do listopada, a jeśli nie, to wtedy oceni się „postęp” i odnotuje się w komunikacie „dobrą wolę”…
Zanim doszło do tych „kolejnych obrad”, sekretarz stanu polskiego MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk skrytykował, że nie ma równorzędności w traktowaniu niemieckiej mniejszości w Polsce, która w naszym kraju korzysta z rozlicznych przywilejów, a macoszanym stosunkiem niemieckich władz do Polaków w RFN, którym bezprawnie odebrano prawa mniejszości (notabene dopiero rok po wybuchu drugiej wojny światowej), pozbawiono majątku, i którzy do dziś muszą żebrać o każdy grosz na potrzeby swych organizacji.
Gdyby realizacja traktatu była przeprowadzona w sposób oczekiwany, nie byłoby potrzeby posiedzeń okrągłego stołu
– skwitował wiceminister.
Nie chodzi jednak „tylko” o to. Zbliża się 80 rocznica wybuchu drugiej wojny, a my, Polacy, którzy ponieśliśmy największe ofiary niemieckiej napaści do dziś nie doczekaliśmy się żadnego upamiętnienia: mają swój okazały pomnik ofiary holokaustu, mają Rosjanie, mają także Romowie i Synti, ba mają monumenty i to w kilku miastach z Berlinem włącznie „homoseksualiści prześladowani przez nazistów”, a polskie władze nadal… „oczekują tej decyzji od Bundestagu”.
Ach, cóż za osiągnięcie:
Rząd Niemiec poważnie przyjął propozycję pana Bartoszewskiego w sprawie upamiętnienia w Berlinie polskich ofiar nazizmu
– stwierdził niemiecki sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Christoph Bergner,
Ironizowałem gorzko lata temu o zabiegach podejmowanych przez nieżyjącego już ministra Władysława Bartoszewskiego w nieistniejącym już dzisiaj tygodniku „UważamRze”, w tekście pt. Polacy II kategorii”. Wcześniej pisałem o tym także w „Rzeczpospolitej”, czy we „Wprost”…. - groch o ścianę! Jedynym tego efektem było doprowadzenie do pierwszego „okrągłego stołu” w sprawie „asymetrii” w traktowaniu Polonii przez Niemców w zestawieniu z respektowaniem zapisów traktatowych przez Polskie władze wobec mniejszości niemieckiej. Dla przypomnienia cytat:
Podczas, gdy uznani za mniejszość narodową polscy Niemcy są szczodrze dofinansowywani i dzięki zniesieniu dla nich progu wyborczego mają swych przedstawicieli w Sejmie, niemieccy Polacy mogą tylko prosić, a raczej żebrać o pieniądze. Jak wykazuje praktyka, z marnym skutkiem. Dla porównania, na każde euro wydane w bogatszej Republice Federalnej na wspieranie polskich organizacji przypada w naszym kraju około 2 tys. euro asygnowanych z budżetu na rzecz niemieckiej mniejszości.
Aby uniknąć skandalu przed obchodami kolejnych rocznic zawarcia „Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy”, kolejne rządy federalne wykonały kolejne pozoranckie ruchy, co jakiś czas coś tam wyłożyły, otworzyły jakieś biuro, niech mają… Wbrew pozorom, co usiłowali wmawiać politycy po obu stronach Odry, w tym - niestety - reprezentanci polskich rządów sprzed 2015r., problem nie sprowadza się tylko do pieniędzy, ani tych, które polska diaspora powinna otrzymywać dzisiaj, ani nawet jej przedwojennych depozytów w Banku Słowiańskim, Unii, Pomocy czy w Skarbonie, przejętych przez Preussische Staatsbank, Deutsche Bank, Dresdner Bank oraz Commerz und Privatbank. Choć w tym miejscu, dla odświeżenia pamięci należy dodać, że na mocy rozporządzenia z 1940 r., podpisanego przez trzech hitlerowskich notabli, feldmarszałka Hermanna Göringa, generalnego pełnomocnika administracji Rzeszy Wilhelma Fricka i szefa Kancelarii Rzeszy ministra Hansa Lammersa, zdelegalizowano wszelkie polskie struktury w III Rzeszy, od gospodarczych, finansowych, przez szkolnictwo, po organizacje kulturalne i kluby sportowe, zlikwidowano liczne polskie gazety i drukarnie, odebrano cały majątek, depozyty bankowe i nieruchomości, zaś działaczy polskiej mniejszości, nauczycieli, czy księży skazano na zagładę w obozach koncentracyjnych. Do dziś niemiecka Polonia nie odzyskała swojej własności, nie uzyskała też żadnych odszkodowań, żadnej rekompensaty…
Istotą rzeczy są konsekwencje prawne i polityczne wynikające z posiadania statusu mniejszości, a konkretnie obawy przed tym, aby obywatele polskiego pochodzenia w RFN nie urośli w siłę i nie stali się wpływową grupą na niemieckiej scenie politycznej. I to jest główny powód bronienia się z pomocą irracjonalnych argumentów przez władze w Berlinie przed przywróceniem Polonii dawnego, należnego jej statusu. Ale, jeśli nawet jakimś absurdalnym sposobem uznać, że „co było a nie jest…”, już same tematy omawiane przy „okrągłym stole” sprzed kilku dni w Berlinie świadczą, że mamy do czynienia z traktatową wydmuszką, a mówiąc dosadniej, z dobrosąsiedzką żebraniną, z niemiecką grą z Polonią i polskimi władzami w durnia przy okrągłych stołach wielu. Że powtórzę raz jeszcze za komunikatem organizacji polonijnych, po „entych” już obradach, „których celem było doprowadzenie do realizacji założeń Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 17 czerwca 1991r.”.
Nie chodzi o łaskę, o jałmużnę z „niemieckiej strony”, chodzi o wypełnianie traktatowych zapisów, do czego zobowiązane są obie strony, nie tylko jedna, polska. Nie wymiana handlowa, nie geszefty, ani żadne okolicznościowe mowy, lecz właśnie to jest miernikiem - jak szumnie zatytułowany jest układ sprzed bez mała trzech dekad - „dobrego sąsiedztwa i przyjaznej współpracy”. Jak jest, każdy widzi…
-
TAK UMIERA KOD. Nowy numer „Sieci” już w kioskach!
E - wydanie dostępne na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/452179-niemiecka-gra-z-polonia-w-durnia-przy-okraglych-stolach
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.