Od wyborów do Parlamentu Europejskiego minął miesiąc (bez kilkunastu godzin), a po stronie opozycyjnej proces przegrupowania szeregów rozkręca się w najlepsze. O wahających się politykach Polskiego Stronnictwa Ludowego pisałem już na naszym portalu i poza ciepłymi rozmowami z Kukiz‘15 niewiele się tutaj zmieniło. Ludowcy wciąż liczą szable we własnych wewnętrznych frakcjach i frakcyjkach, czekając na posiedzenie Rady Naczelnej, które odbędzie się 6 lipca. Ciekawie mówi o tym Eugeniusz Kłopotek na łamach najnowszego numeru tygodnika „Sieci”, który serdecznie polecam.
Ale i wśród ugrupowań mniejszych, po szeroko rozumianej prawej stronie, dzieje się sporo. Politycy Kukiz‘15 zastanawiają się nad formułą startu (po szczegóły również odsyłam na łamy „Sieci”), czekając na ruch PSL, PiS i mniejszych struktur jak Bezpartyjni Samorządowcy.
Idźmy jednak dalej. Wiele wskazuje na to, że sojusz ugrupowań na prawo od PiS, które poszły do wyborów europejskich pod szyldem Konfederacji (wzmocnionej w nazwie nazwiskami liderów) nie będzie już tak silny i zjednoczony. Przynajmniej na papierze będzie to koalicja osłabiona brakiem Piotra Liroya-Marca oraz Marka Jakubiaka. Spekulowało się o tym w zasadzie od ogłoszenia wyników wyborczych w maju, ale w poniedziałek plotki przybrały konkret.
Konfederacja nie udźwignęła własnego sukcesu
— gorzko skonstatował Jakubiak na konferencji prasowej w Sejmie.
Czas minął, nie przyjmuję już propozycji Konfederacji na wybory jesienne - z uwagi na brak transparentności
— dodawał.
Pomińmy na chwilę kwestię sukcesu, bo takim nie mógł być wynik na poziomie nieprzekraczającym bariery pięciu procent, ale i rezultat 4% z hakiem - przy dość wysokiej frekwencji - nie musiał pogrzebać tego projektu na amen. Tak się jednak dzieje - Liroy szedł dziś w Sejmie dużo dalej, rzucając hasła oskarżenia dotyczące „politycznej agencji towarzyskiej” i oceniając przyczyny rozpadu Konfederacji:
Prawdę mówiąc, przegraliśmy z zakusami różnych ludzi, którzy mieli ochoty na stanowiska, którzy mieli olbrzymie ambicje personalne.
Liroy-Marzec nie krył też żalu, że agenda tematów, jaka wzięła górę w Konfederacji w trakcie ostatniej kampanii, nie była przesadnie przemyślana, a on sam nie miał wpływu na to, co działo się w ramach sojuszu. Dopytywany, czy zamierza podbić parlament w ramach nowego ugrupowania Federacja Liroy-Jakubiak (opartego przede wszystkim na stowarzyszeniu Skuteczni tego pierwszego), odparł, że jest długodystansowcem i najwyżej kolejne cztery lata spędzi poza Wiejską.
Biorąc pod uwagę ostatnie fiasko rozmów na linii Liroy-Kukiz, dodając kolejne niesnaski w obrębie samej Konfederacji i brak elementarnego porozumienia między liderami, można założyć, że ambicje znów wzięły górę, a jesienią zamiast jednego bloku środowisk „antysystemowych” (określenie umowne), zobaczymy kilka list wyborczych. Co prawda do wyborów jesiennych pozostało jeszcze sporo czasu, ale sporo ostrych słów padło - i przed kamerami, i na zapleczu - i trudno oczekiwać, by ten obraz mógł zmienić się w ciągu najbliższego kwartału.
Powie ktoś - to tylko ruchy robaczkowe i walka w ugrupowaniach zwanych złośliwie „kanapowymi”. I tak, i nie. Te niecałe pięć procent głosów może być języczkiem u wagi jesienią - albo jeśli chodzi o zbudowanie samodzielnej większości przez Prawo i Sprawiedliwość, a na pewno, gdyby politycy PiS myśleli poważnie o większości konstytucyjnej. Kto wie, czy w tego rodzaju nerwowych ruchach i decyzjach nie rozstrzyga się dzisiaj coś więcej niż tylko los koalicyjnego projektu na prawo od PiS.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/452133-z-sejmu-liroy-i-jakubiak-odchodza-z-konfederacji-dlaczego