Czysto teoretycznie początek sezonu wakacyjnego powinien również przełożyć się na zmniejszoną dynamikę w politycznej wymianie ciosów. Lipiec i sierpień to ostatni czas, w którym można liczyć na jakiś polityczny reset, wyborcy w większości myślami są przy wypoczynku (jeśli nie swoim, to swoich dzieci), a możliwości zainteresowania sprawami publicznymi są mniejsze niż zazwyczaj.
Z drugiej jednak strony słychać zewsząd, że jesienią czekają nas „najważniejsze wybory od roku 1989” - mówią tak zarówno przedstawiciele strony rządzącej, jak i przeróżnych ugrupowań opozycyjnych. W związku z tym pojawia się oczekiwanie, czasem wręcz zapowiedzi niektórych polityków, że w tym roku to wakacji nie będzie, że czas zakasać rękawy i pracować, pracować, pracować w nadziei na głosy Polaków.
Problem w tym, że poza deklaracjami tego po prostu nie widać. Prawo i Sprawiedliwość wchodzi w sezon wakacyjny jako wyraźny lider na naszej scenie politycznej, a sądząc po wynikach wyborów do europarlamentu - wręcz hegemon, z którym nie da się dziś podjąć wyrównanej walki o zwycięstwo. Owszem, przebąkują niektórzy po stronie opozycyjnej, można zawalczyć o Senat, może o prezydenturę, a przy dobrych wiatrach odpowiedni układ list po stronie opozycyjnej (nie wiadomo jednak jaki…) mógłby dać jakąś kruchą większość w parlamencie. Ale nie ma w tym wiary, nie ma nadziei, nie ma głębokiego przekonania, że jesienią można spodziewać się głębokiego resetu. Jeśli już, to może jakaś korekta (potrzebny PiS koalicjant), a może pogłębienie „dobrej zmiany” w zakresie zawalczenia o większość konstytucyjną.
Wspominałem już o tym na naszym portalu, ale jeśli prawidła polityki, jaką znamy, sprawdzą się raz jeszcze, to duża część wyborców (może nawet większość), którzy nie poszli w maju do głosowania, może zasilić jesienią pulę głosów oddanych na Zjednoczoną Prawicę. Dlaczego? Mówi o tym znana zasada band wagon effect. Przyjmując, że wśród dodatkowych 1,5-2 mln głosów nie ma zbyt wielu przesadnie zainteresowanych sprawami politycznymi (inaczej byliby przy urnach już w maju), będą oni chcieli stać się częścią obozu, który jesienią wygra. A tutaj panuje powszechne przekonanie, że będzie to obóz PiS: wybrzmiewa to nie tylko w tezach polityków i sympatyków partii rządzącej, ale także po stronie opozycyjnej: komentatorzy, media, wreszcie i działacze partyjni oczekujący zmiany władzy pogrążeni są w marazmie. To widać, słychać i czuć w niemal każdej wypowiedzi, analizie, artykule. I trudno się temu dziwić: gdy przegrywa się - i to wyraźnie - polityczny mecz na własnym boisku, przy swoich trybunach, trudno oczekiwać, że rewanż na wyjeździe będzie łatwiejszy.
Niezależnie jednak od skali optymizmu (lub raczej jego braku), nieprzesadnie widać wielką zaciętość po stronie opozycyjnej czy jakąś formę politycznego gryzienia trawy. Ot, Grzegorz Schetyna wydaje lichą książkę, spotyka się gdzieś z wyborcami (i to raczej tymi już przekonanymi), po stronie opozycyjnej toczą się od kilku tygodni rozmowy na temat kształtu list, w przestrzeni publicznej wybuchają kolejne trzydniówki (słowa rzeczników praw dziecka i praw obywatelskich, sprzeciw premiera wobec propozycji unijnych), ale nijak nie zmienia to ogólnego przekonania. A to jest następujące: PiS idzie po drugą kadencję, prawdopodobnie znów w wydaniu samodzielnym.
Tym sposobem na nieco ponad kwartał przed „najważniejszymi wyborami od 30 lat” mamy zatem wakacje, jak gdyby nic się nie działo, a głosowanie miało być jesienią, ale w roku 2020, a nie za trzy miesiące z hakiem. Jeśli dodać do tego permanentny stan rozsypki po stronie opozycyjnej (i co do przyjętej formy, i co do strategii) i rozpędzającą się, sprawdzoną maszynę kampanijną PiS, trudno oczekiwać, by nowi wyborcy (niebiorący udziału w maju, a idący jesienią) mieli wywrócić do góry nogami kształt naszej sceny politycznej. Zakończmy ten krótki tekst jednak przestrogą z roku 2015, który rozpoczął się przekonaniem o zabetonowaniu na amen naszej sceny politycznej. No, ale nawet tam mówiliśmy jednak o sześciu miesiącach intensywnej, permanentnej, totalnej kampanii, a nie trzech - w tym dwóch wakacyjnych, leniwych i z natury apolitycznych. Pozamiatane? A może to jednak tylko cisza przed gwałtowną burzą?
ZOBACZ TAKŻE NOWY ODCINEK MAGAZYNU BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/451839-pis-wchodzi-w-sezon-wakacyjny-jako-hegemon