Z pewną dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że temat szeroko rozumianego samorządu może być obecny w jesiennej kampanii wyborczej. Przysłużyli się do tego prezydenci największych miast, ogłaszając 4 czerwca plan decentralizacji Polski (pamiętne 21 tez), w którym wielu widzi zagrożenie osłabieniem państwa i jego sprawczości, a także stworzeniem szeregu małych księstewek, nad którymi de facto kontrola ze strony państwa byłaby iluzoryczna, wtórna i nieefektywna. Samorządowcy z Platformy Obywatelskiej w wyraźny sposób chcą też zaangażować się w kampanię na poziomie centralnym (budując lub przynajmniej współtworząc listy opozycji do Sejmu i Senatu), więc siłą rzeczy trafią w epicentrum walki o władzę w Polsce.
Niezależnie od intencji i sympatii, takie wejście samorządowców do centralnej polityki (nawet jeśli tylko pozorne, oparte o kampanijne wsparcie) nie przysłuży się ich postulatom. Nawet jeśli w przynajmniej kilku miejscach i sprawach można przyznać im rację (część kompetencji niepotrzebnie dziś przesuwana do centrum, jak choćby nadzór nad melioracją i gospodarką wodną, permanentna potrzeba większych subwencji, spór dotyczący nadzoru nad miejscami pamięci), to jednostronnym zaangażowaniem w bieżący spór partyjny, zamykają resztki furtek do rzeczowych, konkretnych rozmów. W radiowym poranku Siódma9 Paweł Szefernaker - wiceszef MSWiA regularnie pracujący w ramach komisji wspólnej rządu i samorządu - wskazywał, że istnieje całe pole zagadnień, które powinny stać się przedmiotem rzeczowej rozmowy. Z tym, że w pewnych ramach; tak politycznych, jak i wręcz systemowych.
Propozycje, które się pojawiają, zmieniałyby ustrój w taki sposób, że w moim przekonaniu władza centralna i władza samorządowa byłyby wbrew sobie. Pewne kompetencje, które dziś ma władza centralna, przekazane władzy samorządowej, przekazane do 16 różnych regionów, doprowadziłyby do przeciwstawienia władzy centralnej władzy samorządowej, a to jest już m zmiana ustroju
— tłumaczył, odnosząc się do pomysłu opozycji dotyczącego decentralizacji.
Tak radykalne zaangażowanie części samorządowców (zwłaszcza dużych miast) w kampanijne jesienne przepychanki może tylko okopać obie strony na swoich pozycjach, co odbije się niekorzystnie zwłaszcza dla mniejszych miast (ich burmistrzów, wójtów, prezydentów), którzy dostaną rykoszetem (i brakiem zaufania) za wielkie misje i ambicje Rafała Trzaskowskiego, Aleksandry Dulkiewicz czy Jacka Karnowskiego (prezydenta Sopotu). Szkoda; skądinąd zawsze można porzucić lokalną politykę na rzecz krajowej - bez cienia hipokryzji.
Na tym tle warto odnotować inicjatywę („Energia miast”) Porozumienia, kierowanego przez wicepremiera Jarosława Gowina. Współtworzący dziś obóz rządowy politycy wskazywali na czwartkowej konferencji prasowej w Sejmie, że Zjednoczona Prawica powinna powalczyć także o tę Polskę z wychyleniem samorządowym.
Wierzymy, że dobrym programem, programem, który Porozumienie chce wnieść w program całej Zjednoczonej Prawicy, jesteśmy w stanie przekonać do siebie nawet tych mieszkańców dużych miast, którzy dzisiaj sceptycznie oceniają nasze rządy
— powiedział Gowin.
Jak mówił, to nie jest tak, że „obóz Zjednoczonej Prawicy jest skazany na to, żeby przegrywać w takich miastach jak Warszawa, Kraków, Gdańsk czy Poznań”.
Ruszamy z ofensywą 12 lipca, zapraszamy do Chełma i z Chełma rozjedziemy się po Polsce, będziemy o naszych ofertach programowych rozmawiać, po to, aby spójny plan na najbliższe cztery lata, przedstawić już wczesną jesienią
— dodawała minister Jadwiga Emilewicz, wskazując Chełm - rządzony przez najmłodszego prezydenta w Polsce, Jakuba Banaszka - jako miejsce, które może rozpocząć takie dyskusje na przykład w zakresie deglomeracji czy kolejnych ułatwień podatkowych, inwestycyjnych.
Samorząd ma swoje ważne i dobre miejsce w systemie państwa; można rozmawiać na poziomie konkretów i spokojnych dyskusji o tym, jak - punktowo - usprawnić jego działalność, jak nie rezygnując z odwrócenia trendu polaryzacyjno-dyfuzyjnego mówić o rozwoju dużych miast i metropolii, jak wreszcie umiejętnie współpracować przy takich wyzwaniach jak organizacja wyborów czy praca szkół. Wiele z tych kwestii dotyczy przecież bardzo pragmatycznego poziomu, gdzie barwy partyjne nie mają żadnego znaczenia, albo jest ono wtórne, trzeciorzędne. Ale ta współpraca kocha ciszę i rozmowy gabinetowe, a nie polityczne wiece i upraszczające hasła-zaklęcia, które mają przynieść remedium na wszystkie problemy (a najlepiej za jednym zamachem reset na poziomie rządu). Więcej dyskusji na poziomie Chełma, mniej ambicji kampanijnych z poziomu Gdańska - to prosta i siłą rzeczy uproszczona, ale chyba skuteczna wskazówka na obranie odpowiedniego kierunku.
ZOBACZ TAKŻE NOWY ODCINEK MAGAZYNU BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/450937-wiecej-chelma-mniej-sopotu-o-samorzadach-w-kampanii